Rekonstrukcja likwidacji getta w Będzinie
Blisko 200 osób, w tym aktorzy i uczniowie miejscowych szkół, wzięło udział w sobotę w rekonstrukcji historycznej, przedstawiającej likwidację żydowskiego getta w Będzinie (Śląskie). Inscenizację, budzącą wcześniej liczne kontrowersje, obserwatorzy uznali za dobrze zorganizowaną i potrzebną.
Rekonstrukcję, w którą zaangażowanych było ok. 180 osób, zaczęła scena z udziałem dziewczynki grającej na skrzypcach piosenkę "Mein Jidisze Mame". Potem zaprezentowano obronę bunkra przez żydowskich działaczy ruchu oporu, w tym emisariuszkę z Warszawy Frumkę Płotnicką. Widowisko zamknęła scena wyprowadzania i wywożenia mieszkańców getta.
Śpiewał gimnazjalny chór, a uczestnicy widowiska dołożyli starań o realia epoki - zdobyli stosowne do czasów ubrania, a dziewczyny miały nawet modne w latach 40. ub. wieku fryzury.
"Mamo, a co oni robią?" - pytała 4-letnia Malwina Stępień na widok żołnierzy popychających płaczących Żydów do ciężarówek. "Tłumaczę jej, że tak kiedyś było, choć to niezbyt miły widok. Chyba bardziej się ciekawi, niż boi" - wyjaśniła jej mama.
Bał się 5-letni Oskar Ptasiński, którego 15-letni brat Dawid odgrywał w inscenizacji Żyda. "Bał się, że mu brata zabiorą" - wyjaśniła matka chłopców. "Normalnie ciężko do nauki historii zapędzić, przynajmniej się czegoś nauczyli" - dodała.
"Strasznie się wzruszyłam, chciało mi się płakać. Ja tego nie pamiętam, bo mam sześćdziesiąt kilka lat, ale moja mama pamiętała Żydów w Będzinie i nie raz mi o tym opowiadała. Takie widowiska powinny być organizowane jak najczęściej, żeby młodzież poznała historię. To było piękne, realistyczne i stonowane" - powiedziała PAP Krystyna Szafraniec. "Dobrze, że to jest, bo powinno się pamiętać" - ocenił Marek Dechnik. Grzegorz Gładecki uznał z kolei, że było zbyt łagodnie. "Ale ogólnie fajnie było" - powiedział.
Pozytywnie inscenizację ocenił starosta będziński Adam Lazar. "Ja się urodziłem już po wojnie, ale wokół mnie ci ludzie jeszcze byli, jeszcze wracali do Będzina. Myśleli, że uda im się wrócić do swojego świata, ale tu się już nie odnaleźli, wyjeżdżali w kilku falach, ostatnia była w 1968 r. Myślę, że bez nich jesteśmy ubożsi" - powiedział PAP.
Jego zdaniem, takie działania jak sobotnia inscenizacja są przywracaniem pamięci o dawnych mieszkańcach.
Spośród ponad 30 tys. Żydów, mieszkających przed 1939 r. w Będzinie, po wojnie do rodzinnego miasta powróciło niespełna 900 osób. Wiele z nich wyjechało później na stałe. Przed wojną społeczność żydowska stanowiła nawet 70 proc. mieszkańców, zaś w ścisłym centrum mieszkało ich nawet 80-90 proc.
Z widowiska zadowolony był też jego organizator, miłośnik historii Będzina, na co dzień kierownik Urzędu Stanu Cywilnego Adam Szydłowski, który odtwarzał rolę niemieckiego dowódcy. Szydłowski uważa się za filosemitę i zamieszanie wokół planów rekonstrukcji odebrał jako krzywdzące.
"Pokazaliśmy kawał ciężkiej historii mieszkańcom, mam nadzieję, że w sposób teatralny, ale jednak bardzo sugestywny. Cieszę się, że wszyscy podjęliśmy decyzję, że gramy dalej i nie ugniemy się mediom" - powiedział PAP.
O odwołanie sobotniego widowiska apelował na łamach "Gazety Wyborczej" prof. Jan Hartman z UJ. Uznał, że każda taka młodzieżowa inscenizacja "staje się pewnego rodzaju rozrywką - zarówno dla uczestników, jak i dla widzów".
Przewodniczący gminy wyznaniowej żydowskiej w Katowicach Włodzimierz Kac przyznał, że nie był przeciwny planom będzińskiego przedsięwzięcia. "Pomyślałem, że (...) może tak dziś trzeba, młodzież dziś mniej czyta, bardziej patrzy. Łatwo jednak przekroczyć pewne granice" - zastrzegł.
Wiceminister edukacji Krystyna Szumilas powiedziała, że szkoły mają prawo organizować uczniom zajęcia pozalekcyjne w różnej formie (również inscenizacji), pod warunkiem, że służą one celom edukacyjnym lub wychowawczym. "Za organizację procesu dydaktycznego i w jakich inscenizacjach, przedstawieniach, uroczystościach biorą udział uczniowie, odpowiada dyrektor szkoły. (...) Jeśli okaże się, że uczniowie uczestniczą w wydarzeniu budzącym wątpliwość co do jego walorów wychowawczych, kurator oświaty w trybie nadzoru pedagogicznego powinien zareagować" - podkreśliła wiceminister.
Pod wpływem głosów krytyki Szydłowski zmodyfikował nieco scenariusz widowiska; zapewnił m.in., że nie będzie w nim żadnych drastycznych scen.
Skomentuj artykuł