Stan wojenny w grudniu 1981 r. nielegalnie wprowadziła tajna grupa przestępcza pod wodzą Wojciecha Jaruzelskiego w celu likwidacji "Solidarności", zachowania ówczesnego ustroju oraz osobistych pozycji we władzach - uznał w czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie.
Uwzględniając wniosek IPN, sąd wymierzył karę 2 lat w zawieszeniu b. szefowi MSW Czesławowi Kiszczakowi za udział w tej grupie przestępczej. Od tego zarzutu uniewinniono zaś b. I sekretarza KC PZPR Stanisława Kanię. Z kolei z powodu przedawnienia, ale przy uznaniu winy, umorzono sprawę Eugenii Kempary, b. członkini Rady Państwa PRL, oskarżonej o przekroczenie uprawnień przez głosowanie za przyjęcie dekretów o stanie wojennym.
Po ponad trzech latach procesu w czwartek sąd potwierdził - co wynika już z zeszłorocznego wyroku Trybunału Konstytucyjnego - że dekrety o wprowadzeniu stanu wojennego Rady Państwa z 12 grudnia 1981 r. były nielegalne.
Sąd zgodził się z aktem oskarżenia pionu śledczego IPN, że stan wojenny przygotowano i wprowadzono niezgodnie z ówczesną konstytucją, a dokonała tego "grupa przestępcza o charakterze zbrojnym" złożona z ludzi na najwyższych stanowiskach. Według sądu ten związek tworzyli generałowie: Jaruzelski (szef MON, od lutego 1981 r. także premier, a od października 1981 r. - I sekretarz KC PZPR), Kiszczak (najpierw szef Wojskowej Służby Wewnętrznej, a od lata 1981 r. szef MSW), Florian Siwicki (wiceszef MON i szef Sztabu Generalnego WP) oraz Tadeusz Tuczapski (wiceszef MON i sekretarz Komitetu Obrony Kraju). Według sądu Kania (I sekretarz KC PZPR do października 1981 r.) nie brał udziału w tym związku.
Sędzia Ewa Jethon mówiła, że grupa ta działała w tajnym porozumieniu co najmniej od marca 1981 r. w celu rozwiązania ówczesnego kryzysu politycznego przez wprowadzenie nielegalnego stanu wojennego i likwidację NSZZ "Solidarność". Według sądu postanowili oni prowadzić prace nad tym w tajemnicy, by wykorzystać "element zaskoczenia" i zakładając wprowadzenie stanu wojennego na mocy dekretów Rady Państwa. Sędzia dodała, że mieli "pełną świadomość", że byłoby nielegalne, gdyby do wydania dekretów doszło w czasie sesji Sejmu (bo w jej czasie Rada Państwa nie miała prawa wydawania dekretów).
Sąd uznał, że w przypadku tej grupy spełniono wszystkie znamiona kodeksowe istnienia "związku przestępczego". Sędzia mówiła, że jakkolwiek dotychczas w orzecznictwie spotykano się z grupami przestępczymi o charakterze mafijnym, popełniającymi pospolite przestępstwa kryminalne, to Kodeks karny przewiduje sankcje dla każdego nielegalnego związku przestępczego - "niezależnie od tego, czy się jest zwykłym obywatelem, czy wysokim funkcjonariuszem państwa".
- Uczestnicy związku, będąc najwyższymi dowódcami Ludowego Wojska Polskiego i pełniąc wysokie funkcje w państwie i w partii, nie musieli tworzyć odrębnych, rozbudowanych struktur związku przestępczego, gdyż mogli oni dla swoich celów przestępczych wykorzystywać istniejące struktury państwowe, a zwłaszcza uzbrojone formacje podległe MON i MSW - oświadczyła sędzia.
Sędzia podkreśliła, że nie można podzielić opinii oskarżonych, by działali w tzw. stanie wyższej konieczności (który sprawia, że nie ma mowy o przestępstwie) wobec groźby zbrojnej interwencji wojsk Układu Warszawskiego. - Tymczasem z ustaleń faktycznych poczynionych w niniejszej sprawie, abstrahując od otwartego sporu odnośnie możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji wewnętrznej w kraju, niewątpliwie wynika, że w momencie wprowadzenia stanu wojennego nie było bezpośredniego zagrożenia zbrojną interwencją ze strony wojsk Układu Warszawskiego, którego państwa oczekiwały rozwiązania sytuacji w Polsce poprzez polskie władze - oświadczyła Jethon.
Dlatego sąd uznał, że wprowadzenie stanu wojennego było "efektem realizacji z góry powziętego planu, nie zaś próbą zapobieżenia interwencji z zewnątrz" (o czym mówił wielokrotnie generał Jaruzelski). Sędzia powołała się na protokoły posiedzeń biur politycznych partii komunistycznych. Podkreśliła także, że o groźbie obcej interwencji nie było mowy na posiedzeniach polskich władz, w tym na obradach Rady Państwa 12 grudnia.
Sąd zwrócił też uwagę, że 15 października 1981 r. Rada Ministrów przedłużyła o dwa miesiące służbę wojskową żołnierzy aktualnego poboru. - Świadczy to o tym, że była już ustalona przez członków związku data wprowadzenia stanu wojennego i faktyczne jego wprowadzenie w dniu 13 grudnia 1981 r. było funkcją nie bezpośredniości zagrożenia interwencją obcych wojsk, a funkcją realizacji przyjętego uprzednio planu działania - dodała sędzia.
Obrońca Kiszczaka mec. Grzegorz Majewski zapowiedział, że wystąpi o pisemne uzasadnienie wyroku - co zwykle jest zapowiedzią apelacji. - Zapoznamy się z treścią i podejmiemy z generałem Kiszczakiem decyzję, ale nie wyobrażam sobie, by tę sprawę pozostawić tak, bez dalszego ciągu - dodał.
Kania (tylko on stawił się na jego ogłoszeniu spośród oskarżonych) powtórzył dziennikarzom, że groźba interwencji była realna do końca. - Uważałem, że grupy przestępczej nie było; jak nie ma grupy, to nie ma i struktury, i jej wodza - dodał. - Byłem przeciwny wprowadzaniu stanu wojennego, ale nie mogę odmówić czystych intencji tym, którzy byli innego zdania - oświadczył. Kiszczak i Jaruzelski odmówili skomentowania wyroku.
Prokurator IPN Piotr Piątek, który oskarżał w sprawie, zapowiedział, że będzie składał apelację od wyroku uniewinniającego Kanię. Prokurator przyznał, że Jaruzelski też byłby uznany za winnego, gdyby nie zawieszono jego sprawy. Wyrok uznał za "sukces", bo sąd uznał stan wojenny za nielegalny. - Najważniejsze zarzuty zostały potwierdzone przez sąd - dodał oskarżyciel.
Ogłoszenie wyroku opóźniło się o półtorej godziny z powodu demonstracji lidera KPN - Obóz Patriotyczny Adama Słomki i innych osób. Słomka wtargnął najpierw za stół sędziowski, został wyprowadzony z sali przez policję, po czym na salę powrócił i dalej wyrażał głośno swe poglądy, domagając się m.in. ukarania "zbrodniarzy sądowych". Inni zgromadzeni również wykrzykiwali "hańba" i "sąd pod sąd", co uniemożliwiło ogłoszenie orzeczenia i doprowadziło do zmiany sali.
Skomentuj artykuł