Spacer śladami getta warszawskiego

W zrujnowanej kamienicy pod adresem Waliców 14 mieszkał podczas okupacji żydowski poeta Władysław Szlengel. Ruiny tego budynku to jeden z najważniejszych "ostańców" Warszawy (fot. Mateusz Opasiński / Wikipedia Commons / CC)
Waldemar Kowalski / PAP / drr

Materialnych śladów getta warszawskiego, największej zamkniętej dzielnicy żydowskiej w okupowanej Europie, pozostało niewiele. Getto istnieje już tylko pod asfaltem ulic muranowskich - mówi prof. Jacek Leociak z PAN, który zaprasza na spacer śladami ostańców.

Wędrówkę w poszukiwaniu materialnych śladów getta warto rozpocząć od - znajdującej się podczas niemieckiej okupacji po tzw. aryjskiej stronie miasta - początkowego fragmentu dawnej ul. Nalewki (dziś ul. Bohaterów Getta), gdzie ocalały resztki przedwojennego bruku i wtopione w niego tory tramwajowe. - Tu zaczynał się żydowski, singerowski świat. Stoimy w bramie do innej Warszawy - mówi prof. Leociak, który oprowadza dziennikarzy po miejscach związanych ze stołeczną żydowską dzielnicą zamkniętą.

To właśnie ul. Nalewki przebiegała trasa wjazdowa do getta, która była usytuowana w okolicach wejścia do Ogrodu Krasińskich. W końcu 1941 r. została przesunięta na róg ul. Świętojerskiej. Tędy Niemcy w kolumnie z czołgami, samochodami pancernymi, armatkami i esesmanami na motocyklach ruszyli 19 kwietnia 1943 r. do getta, aby stłumić żydowskie powstanie.

Następnym etapem spaceru śladami ostańców z getta jest neoromański kościół św. Augustyna z końca XIX w. na ul. Nowolipki 18 (przed wojną 48/50). W czasie okupacji niemieckiej stanowił on jeden z najwyższych punktów Warszawy, usytuowany w sercu żydowskiej dzielnicy. Przez krótki czas po zamknięciu getta był on otwarty dla ochrzczonych Żydów - było ich w dzielnicy zamkniętej ok. 2-5 tys. -Kościół ten był otoczony murowanym ogrodzeniem, a teren Kościoła okalało wiele drzew. To miejsce stanowiło istny zielony azyl w getcie. Tych, którzy korzystali z tej przestrzeni traktowano jako uprzywilejowanych - tłumaczy prof. Leociak.

DEON.PL POLECA


W lipcu 1941 r. w murach świątyni otwarto Nowy Teatr Kameralny, prowadzony przez dramaturga Marka Arnsztejna (Andrzeja Marka). Był jednym z pięciu teatrów funkcjonujących w getcie; kres jego działalności położyła akcja likwidacyjna getta. Podczas niej w kościele mieścił się magazyn mebli zrabowanych z opustoszałych mieszkań żydowskich. Świątynia z jedną mniejszą zniszczoną wieżą przetrwała wojnę. Jej widok na tle morza ruin został uwieczniony na wielu zdjęciach z 1945 r.

Nieopodal kościoła, pod przedwojennym adresem Nowolipki 68, znajdują się domy o numerach 28 i 30 - na pierwszy rzut oka - niezwiązane z losem zamkniętych w getcie Żydów. Jest to miejsce ukrycia przez członków grupy Oneg Szabat (Radość Soboty) tzw. Archiwum Ringelbluma - dokumentacji życia Żydów pod okupacją niemiecką. Pierwsza część archiwum ukryta w 10 metalowych skrzynkach w sierpniu 1942 r. została odkopana w 1946 r. Drugą część złożono w dwóch bańkach na mleko w lutym 1943 r. i odkryto w 1950 r. przypadkowo podczas budowy socrealistycznego osiedla na Muranowie.

- To jedno z najważniejszych miejsc na mapie Warszawy - mówi badacz. Jak dodaje, "bez tego archiwum nasza wiedza o getcie była jakościowo o wiele uboższa. Nie wyobrażam sobie napisania historii getta bez znajomości archiwum". Znawca problematyki getta zwraca uwagę, że miejsce odnalezienia dwóch części archiwum do dziś pozostaje zapomniane. - Mamy w pamięci zazwyczaj miejsca tragiczne związane z heroiczną śmiercią. To miejsce pokazuje natomiast wielką siłę, jaką daje wola oporu duchowego i odrzucenie straszliwej logiki Zagłady. To miejsce pozytywne, płynie z niego nadzieja - apeluje o właściwe upamiętnienie tego miejsca.

W leżącej kilka minut spacerem dalej przedwojennej kamienicy mieszczącej się przy ul. Żelaznej 103, 15 lipca 1942 r. zakwaterował się sztab akcji Reinhardt z Hermannem Hoefle na czele. - To było najważniejsze miejsce getta dla Niemców, ich główna kwatera, tzw. Befehlstelle - wyjaśnia prof. Leociak.

W piwnicach mieściły się więzienia, gdzie przetrzymywano Żydów, którzy zostali złapani po aryjskiej stronie. Na podwórku kamienicy regularnie przeprowadzano egzekucje. - Mieszkanie w tym mrocznym miejscu, przy świadomości tych wszystkich okropieństw, byłoby dla mnie dużym wyzwaniem - wyjawił badacz.

Historia warszawskiego getta jest szczególnie związana z dawną ul. Leszno (dziś al. Solidarności). - Była to ulica straszna. Idąc nią trzeba było mijać żebrzących, umierających z głodu i masę zwłok.

W czasach getta, w pobliskim pokarmelitańskim kościele Narodzenia Najświętszej Marii Panny (al. Solidarności 80, a przed wojną Leszno 32/34) odprawiano msze i organizowano życie wspólnoty katolickiej. W 1962 r. mury świątyni cofnięto o 21 m, co było związane z pracami w celu poszerzenia ulicy.

W wzniesionym przed wojną budynku przy ul. Leszno 35 (dziś al. Solidarności 115 przy skrzyżowaniu z al. Jana Pawła II) mieści się dziś popularne kino Femina. Od połowy 1941 r. działał tam teatr. Jego dyrektorem artystycznym i literackim był Jerzy Jurandot, a na deskach teatru występowała m.in. żona Jurandota, Stefania Grodzieńska.

Prof. Leociak mówi, że fenomen teatru Femina polegał na tym, że było to miejsce, do którego ludzie przychodzili, żeby śmiać się z okropnych realiów życia, w których tkwili. - Działały tu kabarety, grano koncerty np. orkiestry symfonicznej. Śpiewała tu słynna Marysia Ajzensztadt nazywana "Słowikiem getta" - wylicza naukowiec.

W pobliżu, na ul. Leszno 13 (al. Solidarności 93), funkcjonowała w czasach getta okryta złą sławą siedziba żydowskiej agentury Gestapo, którą kierował Abraham Gancwajch, nazywana "Trzynastką". Formalnie stał on na czele Urzędu do Walki z Lichwą i Spekulacją, który kontrolował handel w getcie. W praktyce struktura działania tego urzędu przypominała mafię.

Gancwajch miał spore aspiracje polityczne. Aby zyskać przychylność współziomków urządzał obiady, na które zapraszał prominentne postacie żydowskiego świata kultury. - To była wielka pokusa, aby przyjść i zjeść porządny obiad, co było w getcie rzadkością. Strach było odmówić i narazić się na jego gniew - mówi prof. Leociak.

Jak dodaje, "Trzynastka rozwiązana przez Niemców już w lipcu 1941 r. pokazuje mroczny biegun getta. W strasznych warunkach niektórzy podlegali degradacji moralnej, ulegali korupcji, współpracowali z okupantem".

Po drugiej stronie al. Jana Pawła II wznosi się monumentalny gmach sądów grodzkich, oddany do użytku w czerwcu 1939 r. Przez cały okres okupacji sądy funkcjonowały i - jak tłumaczy prof. Leociak - było to miejsce eksterytorialne, zawieszone między dwoma światami. Od ul. Leszno było wejście dla Żydów, od ul. Ogrodowej dla "Aryjczyków". - To było miejsce spotkań (...). Tędy wchodzono do getta i wychodzono z niego. Żeby wejść do getta trzeba było w gmachu sądów nałożyć na ramię opaskę; aby się wydostać, trzeba było na ul. Ogrodowej tę opaskę ściągnąć, a następnie wmieszać się w tłum - mówi.

Skrzyżowanie dawnej ul. Leszno z ul. Żelazną było granicznym punktem getta od strony zachodniej; w tym miejscu mieściła się jedna z bram wejściowych do żydowskiej dzielnicy. - Tu często miał służbę sadystyczny żandarm niemiecki nazywany przez Żydów "Frankensteinem". Zabijał bez powodu, strzelał np. do dzieci - przypomina badacz. Postrzelonych przenoszono m.in. do gmachu filii szpitala dla dzieci im. Bersohnów i Baumanów, gdzie obecnie mieści się Urząd Dzielnicy Wola.

Kolejnym etapem wędrówki śladami getta jest skrzyżowanie ul. Chłodnej z ul. Żelazną, gdzie w styczniu 1942 r. Niemcy otworzyli most drewniany łączący tzw. małe getto (na południe od tego miejsca) z tzw. dużym gettem (na północ). - Choć bywały tu tłumy, ludzie bali się tędy przechodzić. To właśnie tu Niemcy często wyłapywali pojedynczych Żydów z tłumu i się nad nimi pastwili np. obcinali brody, zmuszali do wykonywania upokarzających ćwiczeń gimnastycznych czy tańców - tłumaczy prof. Leociak. - Choć most jest symbolem tego, co łączy, to w tym przypadku symbolizował podział i zniewolenie Żydów - dodaje naukowiec. Dziś w omawianym miejscu znajduje się symboliczna rekonstrukcja kładki.

Z miejsca, gdzie stał most, widać tzw. Kamienicę pod Zegarem na ul. Chłodnej 20. Mieszkał w niej m.in. prezes warszawskiego Judenratu Adam Czerniaków. 23 lipca 1942 r. na wieść o rozpoczęciu akcji likwidacyjnej getta popełnił on samobójstwo.

- Bardzo się boję o ulicę Waliców. Znajdujące się tam rudery, które się sypią, są przecież prawdziwymi ostańcami - przyznał prof. Leociak. W zrujnowanej kamienicy pod adresem Waliców 14 mieszkał podczas okupacji żydowski poeta Władysław Szlengel, który występował m.in. w popularnej kawiarni "Sztuka" na ul. Leszno 2. - Był poetyckim kronikarzem getta, zostawił po sobie zbiór wierszy "Co czytałem zmarłym", w których opisuje życie codzienne w getcie - wskazuje na literacki dorobek Szlengla prof. Leociak.

Po drugiej stronie ulicy (ul. Waliców 11) w czasie okupacji mieścił się wybudowany w XIX stuleciu browar Hermanna Junga. Niemcy oddzielili budynek od znajdujących się po drugiej stronie ulicy żydowskich kamienic. Środkiem ul. Waliców biegła granica getta - jej funkcję pełniła m.in. ceglana ściana wspomnianego browaru. - Tych cegieł z pewnością dotykali mieszkańcy getta - mówi prof. Leociak.

Tragiczne losy mieszkańców getta zbiegały się na Umschlagplatzu w rejonie ul. Stawki i ul. Dzikiej. Przez "plac przeładunkowy" w ciągu dwóch miesięcy po rozpoczęciu akcji likwidacyjnej przeszło ok. 300 tys. Żydów. Z mieszczącej się tam rampy kolejowej wyruszały transporty do obozu zagłady w Treblince.

Zachował się m.in. dawny budynek oddziału zakaźnego szpitala żydowskiego. W gmachu dzisiejszego liceum ekonomicznego nr 1, a także przed budynkiem szkoły gromadzono Żydów oczekujących na przyjazd pociągów.

- To tu kończyła się historia Żydów warszawskich - mówi prof. Leociak wskazując na zbudowany w 1988 r. Pomnik Umschlagplatz (ul. Stawki 4) mający bogatą symbolikę. - W jego tylnej części znajduje się szczelina, a za nią żywe drzewo; tu się splata śmierć z życiem" - tłumaczy znawca tematyki Holokaustu.

- Jaka była śmierć 300 tys. Żydów z getta? - pyta. - To śmierć anonimowa, nieestetyczna, śmierć masy "biernie" idącej na rzeź. Czy jednak oni umarli niegodnie? Było wiele przykładów pokazujących, że młodzi, pełni życia, mogący przetrwać ludzie, dobrowolnie szli ze swoimi starymi rodzicami na śmierć i dołączali do wagonów kolejowych. To dla mnie także heroiczna śmierć - podsumowuje badacz.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Spacer śladami getta warszawskiego
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.