Sprawa pacjentki chorej na raka: złe leczenie?

(fot. Bastian / flickr.com)
PAP / wm

Chora na raka pacjentka, która pozwała NFZ za odmowę leczenia, mogła być źle leczona, a NFZ działał w ramach swoich kompetencji - wynika z komunikatu małopolskiego NFZ. O złym systemie leczenia raka nerki w Polsce mówi natomiast prof. Cezary Szczylik  w zeznaniach złożonych w tym procesie, do których dotarła PAP.

Sprawa dotyczy chorej na raka nerki Janiny Orczyk, która pozwała Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia. Za odmowę leczenia domagała się 150 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia i 18 tys. zł renty, za które miała zamiar kupować sobie leki. Proces w tej sprawie ruszył 8 sierpnia ub. r.

Kobieta zmarła 15 lutego.

Pacjentkę, po operacji wycięcia nerki, pod koniec 2009 roku leczono interferonem. Lekarstwo nie poskutkowało, choroba nasiliła się. Od stycznia do marca 2010 r. pacjentka nie była leczona, ponieważ NFZ nie wyraził zgody na leczenie innym lekiem - sutentem. Przepisy zakazywały podania tego leku pacjentom, którzy wcześniej byli leczeni interferonem.

W marcu ojciec pacjentki kupił opakowanie innego leku, który przyniósł znaczącą poprawę. Kolejne dwa wnioski szpitala o sfinansowanie dalszych dawek tego leku NFZ rozpoznał odmownie. Kurację jednak kontynuowano - dwa opakowania nexavaru przekazał szpital (dostał je od firmy farmaceutycznej), trzecie lecznica zakupiła z własnych środków. Lekarstwo w ostatnim okresie nie skutkowało, konieczny był inny lek.

Od początku sierpnia pacjentka znów pozostawała bez leczenia. Kolejny, czwarty wniosek, napisany przez Centrum Onkologii o nowy specyfik - afinitor, dotarł do NFZ w dwa dni po rozpoczęciu procesu i w tym samym dniu został rozpatrzony pozytywnie. Poprzednie wnioski - każdy po miesięcznym terminie oczekiwania - NFZ załatwiał odmownie.

Według NFZ, o takim postępowaniu decydowały przepisy. Pacjentka najpierw była leczona interferonem, który okazał się nieskuteczny. Potem Centrum Onkologii chciało włączyć ją do programu leczenia sutentem, ale zgodnie z rozporządzeniem ministra, leczenie interferonem dyskwalifikowało ją z leczenia sutentem. Z kolei wskazywany potem przez konsultantów onkologicznych inny lek, zakupiony przez rodzinę, nie mógł być zaakceptowany, ponieważ posiadał negatywną opinię Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM). Ostatni wniosek, dotyczący leku afinitor, został rozpatrzony pozytywnie, ponieważ lek nie posiadał negatywnej opinii ATOM.

"Jestem wdzięczna Funduszowi, że tak szybko rozpatrzył wniosek, ale ten lek otrzymałabym i tak. Zyskałam tylko na czasie, bo nie musiałam czekać miesiąca na decyzję, jak poprzednio. Proces będzie toczył się i tak, chodzi mi o zasadę, bo nie może być tak, żeby urzędnicy zza biurka decydowali o czyimś życiu" - mówiła wtedy Janina Orczyk. Zmodyfikowała żądania pozwu, rezygnując z kosztów leczenia.

"Historia Pani Janiny Orczyk jest dramatyczną historią o przegranej. Przegranej nas wszystkich" - napisała w komunikacie przekazanym PAP rzeczniczka prasowa małopolskiego NFZ Jolanta Pulchna. Jak podkreśliła, małopolski NFZ nie miał żadnych możliwości prawnych, by sfinansować leczenie pacjentki sutentem lub nexavarem, chociaż ich szukał. "Gdy pojawiła się ze strony lekarzy inna koncepcja - leczenia afinitorem, NFZ bezzwłocznie wydał zgodę" - podała rzeczniczka.

Jak stwierdziła, "oprócz szybkiego rozwoju choroby i prawnych przeszkód w leczeniu, o dramacie pacjentki zadecydowały także inne przyczyny, a pytań: dlaczego? w tej sprawie jest wiele".

"Dlaczego musiało upłynąć pół roku występowania niepokojących objawów, by lekarz rodzinny zdecydował o diagnostyce, która wskazała nowotwór? Dlaczego sami eksperci na łamach mediów przyznają, że większość chorych z rakiem nerki jest źle leczona? Dlaczego po operacji nie sprawdzono możliwości wystąpienia przerzutów? Dlaczego preparat nexawar - tak skuteczny i pozytywnie oceniany - jest tak drogi, że AOTM nie może przystać na jego finansowanie ze środków publicznych? Dlaczego tak późno udało się znaleźć alternatywę dla leczenia innym preparatem(...)? Te pytania powinny być zadawane nie tylko NFZ" - wskazuje rzeczniczka.

Na temat sposobu leczenia Janiny Orczyk i chorych na raka nerki w Polsce zeznawał w grudniu przed warszawskim sądem na potrzeby krakowskiego procesu kierownik Kliniki Onkologii Wojskowego Instytutu Medycznego prof. Cezary Szczylik - autor i współautor najważniejszych publikacji w świecie dotyczących raka nerki, autor jedynego w Polsce podręcznika leczenia rozsianego raka nerki. Jak zeznał m.in., chora trafiła do niego na konsultacje jako osoba leczona niezgodnie z zasadami międzynarodowymi.

"Chora nie powinna być leczona interferonem ze względu na stopień zaawansowania choroby, lokalizację i liczbę przerzutów. Paradoksem jest również to, że rejestracja leków rozsianego raka nerki w Polsce jednoznacznie wskazuje na fakt, że po leczeniu interferonem chory nie ma być prawa leczony innym preparatem" - stwierdził lekarz. Jego zdaniem, drugi lek zastosowany u chorej również nie był wystawiony prawidłowo.

Prof. Szczylik poinformował, że w związku z przypadkiem chorej wystąpił z listem do szefa NFZ, ministra zdrowia i konsultanta onkologii klinicznej. W pismie wystąpił o modyfikację wskazań do leczenia interferonem w monoterapii, czyli tylko jednym lekiem, "gdyż istniejące w Polsce zalecenie do stosowania tego preparatu są przestarzałe i ich stosowanie wg starych wytycznych jest działaniem na szkodę pacjenta". Na pismo to nie otrzymał "żadnej wiążącej odpowiedzi".

Lekarz podkreślił, że w Polsce "w pierwszej kolejności podaje się chorym na raka nerki interferon, ponieważ jest refundowany przez NFZ". "Tymczasem w świetle wszystkich badań interferon jest jedynym lekiem, który nie poprawia czasu całkowitego przeżycia z rozsianym rakiem nerki" - powiedział. Przyznał także, że bez wątpienia okres 3 miesięcy bez leczenia negatywnie wpływa na rokowania pacjenta, i że "przewlekłość w procesach decyzyjnych powoduje ograniczenie dostępu chorych do leczenia". Jego zdaniem, w przypadku raka nerki decyzje dotyczące leczenia standardowego i niestandardowego powinny być podejmowane wcześniej.

Zdaniem radcy prawnego Jolanty Budzowskiej, zeznania prof. Szczylika mogą mieć duże znaczenie przed sądem. "Pani Janinie zależało nie tylko na udowodnieniu wad w systemie, ale i na ich zmianie" - powiedziała PAP Jolanta Budzowska, reprezentująca pacjentkę przed sądem. Wyraziła nadzieję, że córka zmarłej będzie chciała doprowadzić proces do końca jako następca prawny. Sąd nie wyznaczył terminu kolejnej rozprawy; oczekuje na opinię onkologa.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sprawa pacjentki chorej na raka: złe leczenie?
Komentarze (2)
A
Anna
21 lutego 2011, 01:46
Ignorancja, obojętność i brak szacunku dla życia to bardzo powszechnie występujące ludzkie cechy, które niestety bywają umacniane przez prawo. I dzieje sie tak, jakby prawo było ważniejsze od człowieka. Po poważnych błędach, które stały sie przyczyną przedwczesnej śmierci przyszedł najwyższy czas na promocje szacunku dla autorytetów naukowych po niszczącym upadłym systemie. Potrzeba nam więcej profesorów podobnych do prof. Szczeklika,  aby ich głos był słyszany dla uzdrowniennia chorego i przestarzałego systemu prawnego dla dobra pacjentów, ich rodzin i całego narodu.
Olinka
20 lutego 2011, 21:04
W tym wypadku uczenie się na błędach byt drogo kosztuje.