Tusk daje czas ws. in vitro do końca roku
Do połowy listopada wewnętrzny zespół PO ma przedstawić klubowi parlamentarnemu wyniki prac nad ustawą o in vitro - ustaliła PAP. Kwestią sporną między partyjnymi liberałami a konserwatystami pozostają nadliczbowe zarodki. Premier oczekuje, że projekt będzie gotowy przed końcem roku.
Część skrzydła konserwatywnego nie sprzeciwia się mrożeniu w ogóle, ale chce, aby wytwarzać możliwie mało zarodków. Jednak w klubie są też zdeklarowani przeciwnicy mrożenia zarodków. - Jeśli w ogóle dopuścić tę metodę, to bez mrożenia, tak jak np. funkcjonuje to w Niemczech - mówi PAP Jacek Żalek (PO).
6-osobowy zespół, który miał opracować kompromisowy projekt ustawy o in vitro, powstał w lipcu. Jarosław Katulski (zwolennik zezwalającego na tworzenie /i mrożenie/ nadliczbowych zarodków projektu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej) przyznaje, że porozumienia nadal nie ma. - Wspólnego projektu póki co nie udało nam się stworzyć. Spotkamy się na najbliższym posiedzeniu Sejmu (23-25 października); myślę, że to będzie już ostatnie spotkanie zespołu. Jakąś propozycję władzom klubu na pewno przedstawimy - powiedział PAP Katulski.
- Konserwatyści nie odpowiedzieli, a skoro takie rozwiązanie ich nie zadowala, to powinniśmy wrócić do pierwotnej wersji projektu, gdzie decydują względy medyczne - ocenił Katulski.
Z kolei Elżbieta Achinger (sama nazywa siebie konserwatystką) powiedziała PAP, że kwestią dyskusyjną jest - w jej ocenie - przede wszystkim liczba wytwarzanych zarodków.
- Generalnie zgodziliśmy się, że jeżeli pozostają niewykorzystane zarodki - zarówno w metodzie bardziej konserwatywnej, jak i liberalnej taka możliwość istnieje - to mrozić trzeba. Główną kwestią będzie pewnie liczba zarodków, tu trwają rozmowy ze specjalistami. To będzie najprawdopodobniej kwestią dyskusji w klubie. Generalnie w naszym - czyli konserwatystów - mniemaniu należy tego wytwarzać jak najmniej. Trzeba tak tworzyć (zarodki), żeby zużywać w maksymalnie drugim wszczepieniu. Natomiast jeśli chodzi o naszych kolegów, to oni bardzo dużo sobie tego planują - powiedziała Achinger.
Jak dodała - w związku z nowymi badaniami dotyczącymi in vitro - należy też zastanowić się, czy pobierać od kobiet komórki jajowe powstałe w wyniku stymulacji hormonalnej. - Toczy się debata, nad którą pochylają się teraz nasi specjaliści, że być może jeszcze lepszą metodą działania byłoby zamrażanie komórek jajowych, ale powstałych nie w wyniku intensywnej stymulacji hormonalnej, a w naturalnym cyklu. Nam zawsze zależało na tym, aby nie poddawać kobiet zbyt wiele razy terapii hormonalnej - tłumaczyła.
W listopadzie zespół na zakończyć prace nad projektem, który obok in vitro obejmuje też m.in. zagadnienia dotyczące Rady Bioetycznej. - Obiecaliśmy to premierowi, zresztą premier sobie tak zażyczył - przyznała Achinger. Źródła PAP we władzach klubu poinformowały, że premier wyznaczył nawet datę zakończenia prac: 15 listopada.
Premier Donald Tusk już po tzw. drugim expose zapowiedział w Polskim Radiu, że do końca roku PO przygotuje projekt ustawy o in vitro. Pytany, czy minister sprawiedliwości Jarosław Gowin nie będzie w tej sprawie "hamulcowym", Tusk odparł, że tak nie będzie. Przed kilkoma miesiącami media obiegła wypowiedź Gowina: "nie widzę powodów, dla których mielibyśmy mrozić dzieci". W podobnym tonie wypowiadał się poseł Jacek Żalek (PO), który po wejściu Gowina do rządu uznawany jest za głos konserwatywnego skrzydła partii w klubie. - Mrożenie zarodków powoduje, że w lodówkach, a w konsekwencji niebawem - po odmrożeniu - na śmietniku znajduje się poczęte życie - mówił Żalek.
- (Gowin) Nie będzie "hamulcowym" w tym sensie, że to zablokuje, ale może mieć inny pogląd - jak wielu innych posłów. Warto pamiętać, że procedura in vitro to nie jest coś, co jednoznacznie uznano za genialne rozwiązanie na całym świecie. Tak jak wszystko, tak i procedura in vitro ma swoje wady, nie tylko zalety. Ale nie może być dyskusji co do tego, że ludzie mają prawo do dzieci i do szczęścia z tego tytułu - zapewnił premier.
W ubiegłym tygodniu Sejm skierował do dalszych prac projekt ustawy autorstwa Solidarnej Polski, zaostrzający przepisy dotyczące aborcji; głosowało za tym m.in. 40 posłów PO i 19 PSL. Media komentowały, że głosowanie było swoistym "policzeniem się" konserwatystów. Za dalszymi pracami nad projektem opowiedziało się 40 posłów tego ugrupowania, m.in. Andrzej Biernat, Jacek Żalek, Ireneusz Raś, Lidia Staroń, Marek Biernacki, Roman Kosecki, Konstanty Miodowicz oraz John Godson. 28 posłów Platformy wstrzymało się od głosu - wśród nich był minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.
Jednak nawet przy założeniu, że taka sama liczba posłów miałaby głosować przeciwko projektowi dotyczącemu in vitro, głosy te mogą uzupełnić kluby SLD i Ruchu Palikota (oba popierają tę metodę leczenia niepłodności).
Posłów głosujących inaczej niż reszta klubu w sprawie aborcji ostro skrytykował premier. Oświadczył, że wyklucza udział PO w "wywróceniu" kompromisu wokół prawa dotyczącego aborcji. W klubie parlamentarnym Platformy w tzw. kwestiach światopoglądowych nie stosuje się dyscypliny w głosowaniu.
Skomentuj artykuł