Tusk: w UE silne tendencje dezintegracyjne
Premier Donald Tusk, przedstawiając w czwartek w Sejmie informację ws. przyszłości UE, ocenił, że każdy, kto sądzi, że Unia jest zbudowana na fundamentach nie do ruszenia, popełnia błąd. Według szefa rządu we Wspólnocie ujawniły się silne tendencje dezintegracyjne.
Zdaniem premiera, próby działań, podejmowane przez przywódców europejskich na rzecz zwalczenia kryzysu finansowego, ujawniają dysfunkcjonalność niektórych instytucji i zasad europejskich. - Ale przede wszystkim - co jest historyczną regułą w czasach niepewnych i krytycznych - ujawniają, jak silne we wspólnocie europejskiej są tendencje dezintegracyjne - mówił Tusk.
Jak dodał, "seria pojedynków, zmagań, zapasów wewnątrz UE" pokazuje wyraźnie, że nie tylko sytuacja finansowa, ale także polityczna Europy daleka jest od stabilności.
- Każdy, kto sądzi, że UE jest zakorzeniona na trwałe, że jest ufundowana na fundamentach nie do ruszenia, moim zdaniem robi błąd - oświadczył premier.
Jak zaznaczył, dziś wyraźnie bowiem widać, że odwieczne tendencje narodów, państw, grup interesów, nie zmieniły się w sposób na tyle radykalny, żeby można było powiedzieć, że Unia Europejska jest na trwale zakorzeniona.
W opinii premiera, główna oś sporu nt. przyszłości UE - i w Polsce, i w Europie - dotyczy opozycji między tendencjami integracyjnymi, a postawami, w których interesy państwowe i narodowe są wyraźnie ważniejsze niż interes wspólnotowy.
Premier podkreślił, że politycy będą decydowali, co będzie bardziej opłacalne dla Polski. - Czy Unia złożona z państw ze sobą twardo konkurujących, gdzie decyzje w stolicach poszczególnych państw będą miały większą wagę niż na szczeblu wspólnotowym, czy też bezpieczniejsza dla Polski będzie Unia Europejska, gdzie instytucje wspólnotowe, a co za tym idzie decyzje wspólnotowe, będą miały więcej do powiedzenia - mówił.
- Wydaje się bezdyskusyjne, że ratowanie strefy euro jest w bezpośrednim, oczywistym interesie strefy euro, ale jest także w interesie takich państw, jak Polska - podkreślił premier.
Jak zaznaczył, zdarzenia w strefie euro, relacje euro do dolara, rating poszczególnych krajów unijnych mają realny wpływ na sytuację polskich kredytobiorców, którzy mają pożyczki np. we frankach szwajcarskich.
Tusk skrytykował opinie, wygłaszane także przez polityków PiS, że nic się nie stanie, jeśli strefa euro upadnie. Jak mówił, nie wie czy takie stanowisko jest wynikiem złej woli, chęci odróżniania się za wszelką cenę od jednolitej polityki Polski w UE, czy dramatycznym, pozbawionym śladów odpowiedzialności i wyobraźni faktem politycznym.
W ocenie szefa rządu, nikt w sali sejmowej, a na pewno nie przedstawiciele polskiego rządu, nie może sobie pozwolić na stwierdzenia, że bez znaczenia dla Polski jest sytuacja w strefie euro.
Tusk pytał, czy na pewno w sali sejmowej jest ktoś, kto odważy się wstać i powiedzieć Polakom, że polska polityka powinna być co najmniej neutralna wobec zagrożenia upadku strefy euro, bo "nic nas to nie obchodzi, bo nas to nie dotyczy". - Czy ktoś na tej sali naprawdę odważyłby się wygłosić taką tezę? - pytał premier.
- Ci, którzy najgłośniej krzyczą, tak naprawdę pchają Polskę w tę stronę, w ten ślepy korytarz, gdzie będziecie mogli sobie bardzo głośno krzyczeć o suwerenności i niepodległości, tylko sami siebie będziecie słuchać - mówił premier, przedstawiając w czwartek w Sejmie informację na temat przyszłości UE.
Przekonywał, że obecnie nie ma dla Polski większego ryzyka niż "cichy podział Europy, w którym nikt nie zwraca uwagi na tych, którzy są poza strefą euro, strefa euro się naprawia i zapomina o tym, że istnieje coś takiego jak 27".
- Większość dzisiaj nie ogląda się na nikogo, tylko chciałaby zamknąć się w kręgu najsilniejszych, najbezpieczniejszych i być może zrzucić z siebie przynajmniej część odpowiedzialności za całą 27 - dodał Tusk.
Jak podkreślił, Polska chce uniknąć m.in. scenariusza, w którym "nikt nie rządzi w UE". "Bezrząd w UE jest bardzo groźny" - uważa Tusk. - Będziemy starali się uczynić Europę jako wspólnotę rządną, żeby mechanizmy i instytucje wspólnotowe były coraz bardziej sprawnym, szybkim, decyzyjnym mechanizmem - zaznaczył.
Z drugiej strony - jak mówił - będziemy się starali uniknąć sytuacji, w której, wobec bezsilności UE, tę wspólnotę zastąpiłby dyktat jednej, dwóch, trzech, czterech stolic. Dlatego polskie starania na ostatnim szczycie UE "dotyczyły możliwości uczestniczenia i wpływania na proces zmian w strefie euro wszystkich państw, także tych spoza strefy".
Premier nawiązał też do wystąpienia ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie. Jak tłumaczył szef rządu, "szczególnie w kontekście niemieckim miało na celu (...) skłonić wszystkich partnerów, w tym Niemcy, by przestały udawać, że nie ponoszą także pełnej odpowiedzialności za sytuację kryzysową, a co za tym idzie także za mechanizmy i środki, jakie trzeba wyłożyć, by z kryzysu Europa wyszła".
Skomentuj artykuł