Waszczykowski: nie chcemy przymusowych przesiedleń
Nie chcielibyśmy doprowadzać do przymusowych przesiedleń, jak się nam sugeruje w tej chwili w UE - zapewnił kandydat PiS na szefa MSZ Witold Waszczykowski. Dodał, że przyszły rząd będzie m.in. postulować wsparcie humanitarne dla uchodźców na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej.
Waszczykowski był w czwartek gościem telewizyjnej Jedynki. Pytany o problem uchodźców, którego ma dotyczyć czwartkowy, nieformalny szczyt UE na Malcie, powiedział m.in., że rząd PiS będzie przypominać "europejskim partnerom", iż są "dwie kategorie ludzi wędrujących po świecie" - uchodźcy oraz emigranci zarobkowi lub poszukujący benefitów socjalnych.
Jak zaznaczył, zgodnie z prawem międzynarodowym, uchodźcy szukają azylu politycznego przed represjami politycznymi, w pierwszym bezpiecznym kraju.
"W przypadku Syryjczyków pierwszymi krajami bezpiecznymi są Liban, Turcja, Jordania. Tam chroni ich prawo międzynarodowe. Jeśli ci ludzie wyjeżdżają następnie do Europy, łamiąc prawo międzynarodowe, łamiąc prawo narodowe poszczególnych państw, stają się emigrantami zarobkowymi bądź emigrantami poszukującymi benefitów socjalnych. W takich przypadkach Europa nie ma obowiązku ich przyjmować, poszczególne państw mogą ich przyjąć, jeśli rynek pracy na to pozwala" - powiedział.
Dodał, że strona Polska będzie skrupulatnie przestrzegać międzynarodowego prawa. Jak powiedział, Polska nie może obecnie przyjmować masowo emigrantów zarobkowych. "W tej chwili sama jest dostarczycielem emigrantów zarobkowych - ponad 2 mln Polaków szuka pracy w Europie, 1,5 mln Polaków nie może znaleźć pracy w Polsce. My udzieliliśmy już kilkaset tysięcy pozwoleń na pracę i pobyt w Polsce Ukraińcom, naszym sąsiadom, którzy też uciekają od kryzysu gospodarczego, od wojny, która toczy się na ich wschodnich rubieżach" - dodał.
Zaznaczył równocześnie, że jako szef MSZ będzie m.in. postulować wsparcie humanitarne dla uchodźców znajdujących się w obozach dla uchodźców zarówno w regionie Bliskiego Wschodu jak i Afryki Północnej. "Będziemy próbowali albo samodzielnie jako Polska, albo jako Grupa Wyszehradzka, może jeszcze w szerszym zakresie" - dodał.
Dopytywany, czy Polska jest gotowa przyjąć więcej niż deklarowane 7 tys. uchodźców, powiedział, że to zależy od samych cudzoziemców, czy są w stanie udokumentować swoją tożsamość, czy wykażą, że rzeczywiście są uchodźcami, którym zagrażają represje.
"Polska jest zobowiązana prawem międzynarodowym do rozpatrzenia każdego wniosku azylanckiego, kwoty są obojętne. Nie oznacza to, że każdy z tych wniosków może zostać rozpatrzony pozytywnie. Zakładamy, że nasze służby będą sprawdzały tych kandydatów, po drugie ci kandydaci muszą wyrażać chęć przyjazdu do Polski. Nie chcielibyśmy doprowadzać do przymusowych przesiedleń, jak się nam sugeruje w tej chwili w UE" - powiedział.
Jak podkreślił, Polski nie stać obecnie na "bezpośrednie zaangażowanie wojskowe" w konflikt z Państwem Islamskim. "Jesteśmy krajem, który sąsiaduje z konfliktem toczącym się za naszymi granicami wschodnimi. (...) Naszych żołnierzy potrzeba w kraju, potrzebujemy sił zbrojnych, aby mieć pewność, że nie dojdzie do żadnych incydentów, w przypadku eskalacji tego konfliktu za wschodnią granicą. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie, w sposób znaczący, uczestniczyć w jakichś operacjach pokojowych" - powiedział.
Przyszły minister spraw zagranicznych był też pytany o czwartkowe spotkanie przywódców państw UE na Malcie, na który nie pojedzie ani premier Ewa Kopacz, ani prezydent Andrzej Duda, a polskie stanowisko ma reprezentować premier Czech Bohuslav Sobotka. Waszczykowski zaznaczył, że politycy PiS "nie sprawują jeszcze władzy, wszystkie prerogatywy są w rękach obecnego rządu".
"To rząd od lat zabiegał o to, aby w szczytach Rady Europejskiej uczestniczyli przedstawiciele rządu, przede wszystkim premier. Również Traktat Lizboński zmienił pewne zasady, już nie ma dwóch krzeseł, jest jedno, no i jak pamiętamy kilka lat temu również Trybunał Konstytucyjny wydał werdykt, że główną politykę zagraniczną wykonuje i tworzy rząd, ewentualnie we współdziałaniu z prezydentem" - przypomniał.
Dodał, że w jego ocenie sytuacja, kiedy premier Ewa Kopacz nie uczestniczy w szczycie, nie jest dobra. "To źle świadczy o tym, iż wybrano jakieś wewnętrzne rozgrywki partyjne, które zdecydowały o tym, że pani premier nie pojechała na żaden ze szczytów. Nic nie przeszkadzało pani premier wziąć udział w szczycie formalnym UE-Afryka (który odbył się 11 listopada)" - powiedział.
"Prezydent nie miał ani obowiązku, ani - jak widać- potrzeby jechać, ponieważ zajmował się i zajmuje w tym czasie bardzo ważną procedurą. Dbaniem o to, aby nastąpiło łagodne przejście od jednego rządu do drugiego rządu, od jednej kadencji parlamentu do kolejnej. Prezydent jest strażnikiem tego procesu transformacji demokratycznej, która odbywa się teraz, po wyborach, w Polsce" - zaznaczył.
Skomentuj artykuł