Wrócił specjalny pociąg ze Smoleńska

Pociąg specjalny wiozący 460 osób, głównie rodziny ofiar zbrodni katyńskiej, przyjechał ze Smoleńska do Warszawy. (fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)
PAP / mik

Pociąg specjalny wiozący 460 osób, głównie rodziny ofiar zbrodni katyńskiej, przyjechał ze Smoleńska do Warszawy. Jadący nim rozmawiali głownie o katastrofie lotniczej, w której zginęła m.in. para prezydencka. "O zbrodni katyńskiej dowie się teraz cały świat" - powtarzali podróżni.

Pociąg w Warszawie był o godz. 7.47. Przejazd miał kurs przyspieszony, podróż trwała 15 godzin.

Na wieść o katastrofie ludzie płakali, kilku zemdlało. W Terespolu do pociągu wsiadła ok. 30 osobowa grupa ratowników medycznych ze Straży Pożarnej, a także psychologowie, którzy udzielali pasażerom pomocy terapeutycznej. Jak poinformował PAP komendant pociągu kapitan Damian Matysiak, w trakcie podróży nie zanotowano jednak poważnych interwencji medycznych; było ok. 8-10 zasłabnięć.

W czasie podróży rozmawiano przede wszystkim o katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem; o jej konsekwencjach dla Polski w każdej dziedzinie: politycznej, gospodarczej i wojskowej. Wszyscy byli poruszeni, wyrażali ból i współczucie dla rodzin ofiar katastrofy. Młodzież jadąca pociągiem rozdawała podróżnym czarne wstążki.

Podróżnych przerażała długa lista ofiar katastrofy oraz fakt, że byli nimi najwyżsi przedstawiciele państwa. Ludzie wspominali pierwsze chwile po tym, jak dowiedzieli o katastrofie. Podkreślali, że po początkowych informacjach o tym, że prezydencki samolot z powodu mgły i złych warunków atmosferycznych opóźnia się, na terenie Kompleksu Memorialnego "Katyń" zapanował chaos informacyjny. - Ten moment chaosu i niepewności stale się przedłużał - wspominali.

Wiele osób podkreślało, że najgorszą rzeczą była niepewność, co do losu osób na pokładzie samolotu. - Wiedzieliśmy tylko, że coś złego stało się z samolotem prezydenta. Część osób mówiła, że się rozbił, inni uspokajali, że miał jedynie awaryjne lądowanie - mówili. Wiele osób na wieść o katastrofie dzwoniła do domów; chcieli przekazać najbliższym, że żyją.

- Po tym jak pomodliłem się za mojego ojca, pod jego tablicą zapaliłem znicz i złożyłem bukiecik oddając hołd udałem się na teren uroczystości, by tam zaczekać na przybycie prezydenta. Nie oczekiwałem nic złego - mówił PAP Adam Bagiński, syn zamordowanego w Katyniu Władysława Bagińskiego, żołnierza grudziądzkiego pułku ułanów. - Nagle pojawił się jeden pan i powiedział, ale takim tonem spokojnym, że była katastrofa lotnicza, i że prezydent Kaczyński i cała delegacja zginęła. To był dla mnie szok. Pomyślałem wtedy, że to niemożliwe, by w takim momencie coś takiego mogło się wydarzyć - wspominał.

- Nie byłem w stanie zahamować łez, widziałem jak koleżanki i koledzy płaczą, jak z rozpaczy siadają na ziemi, jak po prostu to przeżywają. Trudno to sobie wyobrazić - mówił PAP poseł PiS Artur Górski.

- Niektóre z osób, które leciały samolotem widziało się wczoraj, jeszcze nawet rano niektórzy koledzy dzwonili do nas, pytając o pogodę w Smoleńsku. Widzieliśmy ich zaledwie kilka dni temu. Teraz ich już nie ma. To jest dla mnie niewyobrażalne. Bardzo trudno będzie wypełnić tę lukę i w sercach ludzkich i w sensie politycznym - podkreślał Górski. - Od razu nasuwa się w pamięci przykład śmierci gen. Władysława Sikorskiego na Gibraltarze - mówił parlamentarzysta.

Wszyscy ze wzruszeniem wspominali homilię, którą wygłosił franciszkanin o. Ptolemeusz, proboszcz parafii katolickiej w Smoleńsku, który z ogromną emocją w głosie apelował o zgodę narodową. "Nie kłóćcie się!" - mówił podczas mszy św., która okazała się jedynym i wyjątkowym punktem programu sobotnich uroczystości w Katyniu.

- Wzruszyły mnie słowa ojca Ptolemeusza, który wskazał na pierwsze klika rzędów pustych krzeseł, na których były białe kartki z nazwiskami osób, które zginęły w katastrofie. Na miejscu Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii ktoś położył biało-czerwoną flagę - wspominał w rozmowie z PAP dziennikarz Jan Pospieszalski, który miał relacjonować dla telewizji publicznej przebieg uroczystości.

Także harcerze ze Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego "Zawisza" akcentowali niezwykłą homilię o. Ptolemeusza. - Jego słowa o tym, że musimy być zjednoczeni trzeba teraz zamienić w czyny, by nie padły jak na wiatr. Musimy uświadomić sobie, że nie żyjemy tak długo, więc nie ma sensu szerzenie podziałów takie jakie są - mówił jeden z harcerzy Jerzy Żachowski.

- Powiem mocno: o Zbrodni Katyńskiej dowie się cały świat, teraz już nikt nie będzie mówił, że nie wie co to Katyń, jednak cena, którą przyszło nam wszystkim zapłacić jest zbyt duża - powiedział PAP harcmistrz "Zawiszaków" Marek Mucha. - Nawet teraz w rosyjskim radiu słyszymy, że samolot leciał na uroczystości w Katyniu, gdzie rozstrzelano polskich oficerów. Ta informacja jest już wszędzie - dodał.

Harcerze opowiadali także, że ich koledzy z bratnich organizacji jak ZHP i ZHR otarli się o śmierć. - Na cmentarzu w Katyniu podszedł do mnie przewodniczący ZHR Michał Budkiewicz i powiedział mi, że jeszcze kilka dni temu on i jego koledzy byli na liście do samolotu, z której w ostatniej chwili zostali wykreśleni; podobnie było z drugą naszą bratnią organizacją ZHP. Śmierć przeszła tuż obok nich - opowiadał Mucha.

W rozmowach, które trwały do późna w nocy, przewijał się także temat okoliczności katastrofy samolotu TU-154M. Nikt nie miał dostępu do żadnych oficjalnych informacji. Jako przyczynę katastrofy wymieniano m.in. słabość polskiej floty lotniczej, która - jak podkreślano - już od dawna powinna być odnowiona - mówili, stojąc w grupkach na korytarzach pociągu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wrócił specjalny pociąg ze Smoleńska
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.