Antyatomowa krucjata Obamy, krytykowana
Choć administracja prezydenta USA Baracka Obamy uznała za duży sukces zakończony we wtorek szczyt nuklearny w Waszyngtonie, to opozycyjni i politycy i niezależni eksperci krytykują go, wskazując, że nie przybliża zbytnio bezpieczeństwa nuklearnego na świecie.
47 państw zadeklarowało w komunikacie na szczycie wolę pełnego zabezpieczenia w ciągu czterech lat swoich materiałów nadających się do produkcji broni nuklearnej, tak aby te nie wpadły w ręce terrorystów.
Krytycy zarzucają jednak temu dokumentowi, że zawiera mało konkretów, a przede wszystkim nie zobowiązuje do niczego krajów-uczestników szczytu. Państwa te obiecały tylko pewne działania na zasadzie dobrowolności.
"Domniemanym osiągnięciem szczytu jest niewiążący prawnie komunikat, który głównie potwierdza prowadzoną już politykę i nie czyni żadnego znaczącego postępu w walce z nuklearnym terroryzmem, ani z bombą zegarową, jaką stanowi irański program produkcji broni atomowej" - powiedział republikański senator Jon Kyl, uważany w Kongresie za największy autorytet w sprawach broni nuklearnej.
Eksperci wątpią w to, czy rzeczywiście będzie można całkowicie zabezpieczyć materiały rozszczepialne. Nie ma bowiem międzynarodowego organu skutecznie kontrolującego przestrzeganie porozumień w tej sprawie. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) - jak się uważa - nie spełnia wystarczająco tego zadania.
Cytowany w środowym "Washington Post" czołowy ekspert Henry Sokolski z Nonproliferation Policy Education Center podkreślił, że sprawa ta staje się coraz ważniejsza, w miarę jak na świecie przybywa elektrowni atomowych. Tymczasem - jak zauważył - "jest to problem, do którego nie odniesiono się na szczycie".
Skomentuj artykuł