Bitwa o Biały Dom - zadecyduje gospodarka

(fot. Tom Lohdan / flickr.com)
PAP / drr

O wyniku listopadowej batalii o Biały Dom zdecydują podatki, a raczej ich wysokość oraz stan amerykańskiej gospodarki - uważają obserwatorzy kampanii wyborczej w USA.

Dla przeciętnego Toma czy Johna w Ohio lub w Teksasie wydarzenia w dalekiej Europie, czy Azji (skąd być może nawet pochodzili ich przodkowie), nie mają większego znaczenia. Są natomiast żywotnie zainteresowani stanem swoich portfeli, a konkretnie tym ile pieniędzy będą musieli oddać "wujowi Samowi" oraz tym, czy będą mieli pracę.

Dwaj kandydaci na prezydenta USA - obecny lokator Białego Domu, Demokrata Barack Obama i jego republikański rywal Mitt Romney doskonale o tym wiedzą. Dlatego obaj prześcigają się w zapewnieniach, że podatków nie podwyższą, a nawet dokonają ich cięć, lub wprowadzą rozmaite ulgi głównie dla klasy średniej.

To właśnie ona jest głównym dostarczycielem pieniędzy do budżetu federalnego oraz budżetów stanowych i lokalnych. Dzieje się tak, bo najbogatsi i największe korporacje mają na usługi armie specjalistów od prawa podatkowego, których jedynym zadaniem jest umożliwienie ich mocodawcom uchylenie się od płacenia lub płacenie możliwie jak najniższych podatków. Najbiedniejsi zaś po prostu ich nie płacą lub korzystają z programów pomocy społecznej.

Na cztery miesiące przed wyborami Demokraci usiłują przedstawić Romneya jako bogacza niezdolnego do zrozumienia sytuacji przeciętnych Amerykanów, natomiast Republikanie wskazują, że polityka Obamy nie jest w stanie trwale ożywić amerykańskiej gospodarki. Argumentów na potwierdzenie tej tezy dostarczyły ostatnie dane o stanie gospodarki, z których wynika, że w czerwcu liczba miejsc pracy, poza rolnictwem, wzrosła o zaledwie 80 tys., a bezrobocie nie spada i pozostaje na poziomie 8,2 proc.

Prezydent Obama wykonał w ub. poniedziałek kolejny gest wobec klasy średniej, apelując o przedłużenie na kolejny rok ulg podatkowych dla rodzin uzyskujących dochody poniżej 250 tys. dolarów rocznie. Ulgi wygasną - jeśli Kongres ich nie przedłuży - 1 stycznia 2013 r. Romney sugerował, aby sprawę odłożyć do stycznia, kiedy to ma nadzieję objąć urząd prezydenta.

Ulgi te wprowadzono za rządów poprzedniego republikańskiego prezydenta George’a W. Busha. Zdaniem Republikanów, powinny one zostać rozszerzone na każdego, w tym także na najbogatszych. Argumentują, że utrzymanie wyższych podatków dla najbogatszych zaszkodzi właścicielom małych firm, którzy jako nieliczni tworzą nowe miejsca pracy.

Obama usiłował zneutralizować ten argument twierdząc, że 97 proc. właścicieli małych firm zmieści się poniżej progu 250 tys. dolarów dochodu rocznie. - Tu nie chodzi o opodatkowanie tych, co tworzą miejsca pracy, chodzi o pomoc dla nich - powiedział.

Analitycy podkreślają, że niezależnie od dalszych losów inicjatywy Obamy, spełniła ona za jednym zamachem kilka celów. Po pierwsze, odwróciła uwagę - przynajmniej na pewien czas - od nie najlepszego stanu gospodarki USA, po drugie utrwaliła wizerunek Obamy jako kandydata broniącego interesów klasy średniej (w odróżnieniu od Romneya faworyzującego bogatych) i po trzecie stworzyła podstawę do dyskusji o redukcji deficytu budżetu federalnego.

Sytuację Obamy komplikuje jednak fakt, że sami Demokraci są w tej sprawie podzieleni. Niektórzy, jak przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, opowiadają się za podwyższeniem progu uprawniającego do ulg podatkowych do miliona dolarów rocznie. Inni są przeciwni jakiemukolwiek przedłużaniu ulg lub wyłączaniu z nich najbogatszych.

Sztab wyborczy Obamy usiłuje zaszkodzić Romneyowi także z innej strony. W ub. niedzielę ludzie Obamy i czołowi Demokraci wezwali Romneya do ujawnienia swych zeznań podatkowych z ubiegłych lat i oskarżyli go o ukrywanie faktu posiadania firmy na Bermudach, inwestycji na Kajmanach oraz konta bankowego w Szwajcarii.

- Amerykanie powinni zadać sobie pytanie, dlaczego amerykański kandydat potrzebuje konta w Szwajcarii i tego rodzaju potajemnych inwestycji - powiedziała przewodnicząca Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej Debbie Wasserman.

Według agencji Associated Press, firma na Bermudach w sposób istotny przyczyniła się do wzrostu majątku Romneya, chociaż nie ujawniał on faktu jej posiadania przez 15 lat. Jego majątek ocenia się obecnie na 250 mln dolarów.

Romney ujawnił swoje zeznania podatkowe za rok 2010 i szacunki za rok 2011, ale zwleka z opublikowaniem pozostałych danych. W kwietniu br. wystąpił o odroczenie terminu złożenia zeznań za rok 2011, oceniając swój należny podatek na 3,2 mln dolarów.

Rzeczniczka Romneya Andrea Saul określiła te ataki jako "odrażające i nie na miejscu". - Mitt Romney ma za sobą pomyślną karierę w sektorze prywatnym, płacił co do centa należne podatki i przeznaczał duże sumy dla instytucji charytatywnych. Barack Obama stał się jednym z tych, przeciwko którym niegdyś występował: typowym politykiem gotowym do posługiwania się fałszywymi i nieuczciwymi atakami, aby ocalić swoją pracę, której nie wykonywał właściwie - powiedziała.

Analitycy podkreślają, że szanse Obamy na reelekcję są wprost proporcjonalne do stanu gospodarki. Jeśli będzie się on poprawiał, Obama może liczyć na zwycięstwo w listopadzie, jeśli nie, zdesperowani wyborcy mogą zagłosować na Romneya.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bitwa o Biały Dom - zadecyduje gospodarka
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.