Dziennik "Financial Times" zaznaczył, że poniedziałkowa decyzja Merkel "ma na celu zduszenie rosnącego niezadowolenia w ramach partii i skierowanie jej w stronę odrodzenia".
Jak zastrzeżono, realizacja ambicji Merkel, aby utrzymać jedność w rządzie i kierować nim do końca kadencji, będzie jednak zależała przede wszystkim od tego, kogo partia wybierze na jej następcę.
Zdaniem "FT" niemiecka kanclerz "prawdopodobnie mogłaby komfortowo pracować" z wymienianą wśród kandydatów do jej zastąpienia sekretarz generalną CDU Annegret Kramp-Karrenbauer, która "często jest przedstawiana jako jej ideologiczna spadkobierczyni".
Znacznie trudniejsza byłaby współpraca z ministrem zdrowia Jensem Spahnem, który "wielokrotnie ścierał się z kanclerz ws. polityki wobec uchodźców i od dawna był uznawany za jej głównego rywala w partii".
O przywództwo w partii chce się ubiegać także były szef frakcji parlamentarnej CDU/CSU Friedrich Merz, który w 2002 musiał ustąpił ze stanowiska w wyniku konfliktu z Merkel.
Politolog Thorsten Faas ocenił w rozmowie z dziennikiem, że "Merkel/Spahn byłoby trudną konstelacją, ale Merkel/Merz w ogóle nie mogłoby zadziałać".
"FT" zastrzegł, że "sam fakt, iż Merkel się zgodziła na rezygnację z przewodnictwa w CDU, jest zaskakujący, bo zawsze podkreślała, że funkcje kanclerza i szefa partii nie powinny być rozdzielone". "Dla niektórych osób w Berlinie to, że teraz zmieniła zdanie (...), pokazuje, że jej dni jako kanclerz są policzone" - uważa dziennik.
"FT" odnotowuje, że w wyborach do landtagu w Hesji jeszcze gorszy od CDU wynik osiągnął jej koalicyjny partner, centrolewicowa partia SPD.
"Wiele osób w tym ugrupowaniu argumentuje, że jedynym sposobem na powstrzymanie dalszych strat byłoby wyjście z rządu, co doprowadziłoby do przedterminowych wyborów, w których Merkel już by nie startowała" - napisał "FT".
"The Times" także przewiduje, że walka o przejęcie władzy po Merkel "będzie prawdopodobnie chaotyczna".
"Nie jest jasne, jaki kierunek CDU obierze i czy będzie w stanie utrzymać swoją kruchą koalicję z SPD w okresie trudnych wyborów europejskich i w niemieckich krajach związkowych w przyszłym roku" - uważa gazeta.
"The Times" przypomina, że CDU "od dawna czerpała dumę z bycia +Volkspartei+, partią ludową, zdolną do jednoczenia różnych klas społecznych i grup wiekowych wokół silnej polityki gospodarczej i reputacji ugrupowania przeprowadzającego ostrożne, ale rozsądne reformy".
"To stało się jednak szczególnie trudne w ciągu ostatniej dekady, po tym gdy (niemieckie społeczeństwo) rozpadło się na szereg plemion o rozbieżnych interesach, co doprowadziło do wzrostu poparcia dla partii Zielonych i Alternatywy dla Niemiec (AfD)" - ocenia gazeta.
Na rosnące napięcia w polityce wewnętrznej Niemiec zwrócił także uwagę w komentarzu dla konserwatywnego dziennika "Telegraph" Mark Almond, wykładowca historii europejskiej na Uniwersytecie Oksfordzkim.
Jak ocenił, "zamiast wytyczenia jasnego harmonogramu przejęcia władzy przez jej następcę (...), Merkel podpaliła lont pod wybuchową i stwarzającą podziały debatą wewnątrz partii na temat jej kierunku w przyszłości i tego, kto powinien ją poprowadzić".
Almond zaznaczył, że "niemiecki elektorat się dzieli", na co dowodem jest fakt, że w Bundestagu zasiada aż sześć partii.
"Zieloni zaczęli być alternatywą dla każdej centrolewicowej partii, a AfD sprawia, że CDU nie jest w stanie uzyskać powyżej 40 proc. poparcia. Podobnie jak postkomunistyczna Lewica, AfD jest traktowana przez pozostałe partie jako parias, ale to sprawia, że tworzenie koalicji przez CDU, SPD, Zielonych i FDP jest coraz trudniejsze, bo (te ugrupowania) nie zgadzają się ze sobą w kluczowych sprawach" - napisał Almond.
Ocenił też, że "wydaje się, iż spuścizną Merkel będzie doprowadzenie do impasu w kraju i polityce europejskiej".
"W trakcie jej urzędowania doszło do fragmentacji sceny politycznej Niemiec, co grozi dysfunkcyjnością rządu w sercu Europy. Trzymając się stanowiska kanclerz po grudniu br., Merkel tylko pogłębi ten kłopotliwy trend" - uznał.
"Przez lata Merkel pouczała swoich kolegów, że decyzje należy podejmować jedynie wtedy, kiedy można być pewnym ich konsekwencji. Teraz nawet ona nie może być pewna tego, co się wydarzy w jej partii, jej kraju lub na jej kontynencie. Może tylko obiecać, że nie obejmie innego stanowiska politycznego w Niemczech lub Unii Europejskiej. Czy jednak jej 13 lat u władzy może okazać się drogą donikąd?" - pyta Almond.
Skomentuj artykuł