Wcześniej liczne amerykańskie media podały, że były prawnik Trumpa zawarł ugodę z federalną prokuraturą i przyzna się do winy, co oznacza, że podejmie współpracę ze śledczymi. Jak komentują agencje, złożenie zeznań przez Cohena na temat jego byłego pracodawcy może mieć bardzo poważne prawne konsekwencje dla Trumpa.
Dziennik "The Hill" podkreśla, że jego zeznania mogą obciążyć prezydenta i jego rodzinę. Reuters pisze, że ugoda, na jaką poszedł Cohen, może oznaczać, że dostarczy on informacji śledczym specjalnego prokuratora Roberta Muellera, który prowadzi dochodzenia w sprawie możliwej ingerencji Kremla w wybory amerykańskie oraz ewentualnej zmowy między ludźmi z otoczenia Trumpa a przedstawicielami władz Rosji.
To właśnie Mueller przekazał FBI ustalenia swego zespołu dotyczące Cohena i w kwietniu agenci biura dokonali nalotu na jego biuro i pokój hotelowy. Cohen został objęty śledztwem również ze względu na możliwe złamanie prawa wyborczego, ponieważ to on zapłacił 130 tys. dolarów aktorce porno Stormy Daniels, by skłonić ją do milczenia w sprawie domniemanego romansu z Trumpem.
Już wcześniej Cohen dawał śledczym do zrozumienia, iż gotów jest złożyć zeznania, między innymi na temat tego, że Trump wiedział z wyprzedzeniem o spotkaniu z Rosjanami swego syna Donalda Trumpa juniora i przedstawicieli swojego sztabu wyborczego w 2016 roku w Trump Tower.
W czasie tych rozmów rosyjska prawniczka Natalia Weselnicka miała oferować kompromitujące informacje o kandydatce Demokratów w wyborach prezydenckich Hillary Clinton. Trump wcześniej twierdził, że nic nie wiedział o tym spotkaniu, które jest jednym z kluczowych punktów śledztwa prowadzonego przez Muellera.
Początkowo Trump i jego prawnicy byli przekonani, że Cohen nie zdecyduje się zeznawać na temat byłego pracodawcy. Gdy pojawiły się sygnały, że może on zdecydować się na współpracę ze śledczymi, prezydent i Rudy Giuliani, który jest głównym adwokatem Trumpa w sprawie Russiagate, przypuścili w mediach atak na Cohena.
Giuliani nazwał go "kanalią" oraz "patologicznym manipulatorem i kłamcą".
Cohen był przez ponad dekadę prawnikiem oraz - jak to ujmują agencje - "załatwiaczem" Trumpa i należał do jego najbliższego otoczenia. Według CNN ugoda, jaką zawarł z prokuraturą, przewiduje, że spędzi on "pewien czas" w więzieniu. Telewizja Fox podała, że będzie to od trzech do pięciu lat pozbawienia wolności.
To jednak nie koniec problemów Donalda Trumpa. Paul Manafort były szef kampanii wyborczej obecnego prezydenta USA został we wtorek uznany winnym przestępstw podatkowych i ukrywania faktu posiadania aktywów w zagranicznych bankach oraz sprzecznych z prawem operacji bankowych.
Manafort został uznany przez ławę przysięgłych sądu w miejscowości Alexandria, w stanie Wirginia, winnym ośmiu z 18 zarzutów. W kwestii pozostałych 10 zarzutów sędziowie przysięgli nie byli w stanie uzgodnić wspólnego stanowiska.
Sędzia T.S. Ellis orzekł, że w kwestii nierozstrzygniętych zarzutów proces uznaje za nieskuteczny (tzw. mistrial).
Ława przysięgłych ogłosiła swój werdykt po czterech dniach dyskusji i wielodniowym składaniu zeznań przez Manaforta, który przyjał werdykt - jak relacjonowały osoby obecne na sali sądowej - z kamienną twarzą. Jego adwokat Kevin Downing oświadczył, że Manafort jest "głęboko rozczarowany" i rozważa obecnie "opcje jakie ma do wyboru".
Proces Manaforta, długoletniego czołowego działacza Partii Republikańskiej, również jest konsekwencją prowadzonego przez prokuratora Roberta Muellera śledztwa. Reuter podkreśla jednak, że zarzuty przeciwko Manafortowi dotyczą głównie okresu sprzed kierowania przez niego kampanią wyborczą Trumpa.
Skomentuj artykuł