Egipt: Koktajle Mołotowa podczas starć
Przed pałacem prezydenckim w Kairze zwolennicy i przeciwnicy islamistycznego prezydenta Mohammeda Mursiego obrzucali się w środę kamieniami i koktajlami Mołotowa. Rannych zostało ponad 20 osób. Zdaniem opozycji Mursi ponosi odpowiedzialność za wybuch przemocy.
Z doniesień agencyjnych wynika, że podczas zamieszek padły strzały. Agencja Reutera pisze, że dwóch islamistów zostało postrzelonych w nogi.
Źródła medyczne cytowane przez Reutera twierdzą, że obrażenia odniosły 23 osoby. Lewicowe ugrupowanie poinformowało, że islamiści odcięli ucho jednemu z członków grupy.
Starcia wybuchły, gdy na wezwanie Bractwa Muzułmańskiego, z którego wywodzi się Mursi, tysiące zwolenników prezydenta przybyło przed pałac, gdzie od wtorku koczowali przeciwnicy szefa państwa. Sprzeciwiają się oni projektowi konstytucji, który opracowała komisja zdominowana przez islamistów, oraz prezydenckiemu dekretowi z 22 listopada, rozszerzającemu kompetencje szefa państwa.
"Naród chce oczyścić plac" - wykrzykiwali islamiści, niszcząc niektóre namioty przeciwników prezydenta. Obie grupy obrzucały się kamieniami i koktajlami Mołotowa. Podpalano też samochody.
Na pewien czas lojalistom udało się usunąć z placu przeciwników. Jednak po zmroku między tymi grupami wybuchły kolejne starcia.
Opozycja na wspólnej konferencji prasowej, w której uczestniczył m.in. były szef MAEA Mohamed ElBaradei oraz były szef Ligi Arabskiej Amr Musa, odpowiedzialnością za starcia przed pałacem obarczyła Mursiego i jego rząd.
"Tak jak już mówiliśmy, jesteśmy gotowi do dialogu", ale tylko jeśli prezydent przełoży referendum konstytucyjne, planowane na 15 grudnia, i wycofa swój kontrowersyjny dekret - podkreślił ElBaradei, który kieruje opozycyjnym Frontem Ocalenia Narodowego.
Krytycy twierdzą, że nowa ustawa zasadnicza nie chroni fundamentalnych praw, w tym swobody wypowiedzi, i toruje drogę do bardziej surowego stosowania prawa islamskiego.
"Władza z dnia na dzień traci swoją legitymizację" - dodał ElBaradei i podkreślił, że "prezydent powinien wysłuchać narodu".
Nawiązując do Bractwa Muzułmańskiego, ElBaradei zaznaczył, że nie można dopuścić do tego, by jedna grupa zdominowała naród. "To mogłoby nas doprowadzić do przemocy i czegoś jeszcze gorszego" - dodał.
Wcześniej wiceprezydent Mahmud Mekki próbował doprowadzić do porozumienia, zapowiadając ewentualną zmianę niektórych spornych artykułów projektu konstytucji. Ogłosił też, że pomimo protestów referendum konstytucyjne odbędzie się zgodnie z planem, czyli 15 grudnia.
"Przed referendum moglibyśmy ustalić poprawki" do konstytucji i spisać je w specjalnym dokumencie - wyjaśnił wiceprezydent. Jego plan zakłada, że do czasu nowych wyborów parlamentarnych, które najpewniej odbędą się na początku przyszłego roku, wszystkie partie przestrzegałyby tego dokumentu. Po wyborach parlament podjąłby działania mające na celu formalną nowelizację konstytucji.
Nawiązując do tych planów, Amr Musa stwierdził, że to sam prezydent Mursi, a nie wiceprezydent, powinien zwrócić się do opozycji z formalną propozycją dialogu.
W związku z kryzysem, który wybuchł po ogłoszeniu przez Mursiego dekretu, w środę rezygnacje złożyły kolejne trzy osoby wchodzące w skład zespołu doradców szefa państwa. Wcześniej zrobiło to trzech innych członków ekipy prezydenta.
Mursi twierdzi, że jego dekret jest niezbędny, by chronić demokratyczną transformację kraju. Zdaniem prezydenta dokument ten uniemożliwi sądom, które wciąż są zdominowane przez sędziów z epoki odsuniętego w 2011 roku od władzy Hosniego Mubaraka, zablokowanie konstytucji.
Skomentuj artykuł