Frankofoni z Toronto chcą własnej dzielnicy
Francuskojęzyczni mieszkańcy Toronto chcą stworzyć własną dzielnicę. W angielskojęzycznym największym mieście Kanady jest dzielnica włoska, chińska czy koreańska, ale francuska - nie istnieje.
Jak się oblicza na podstawie ostatniego spisu powszechnego w 2,5-milionowym Toronto jest ponad 50 tys. francuskojęzycznych mieszkańców. Działa ponad 20 frankofońskich organizacji, w tym francuskojęzyczne radio, są też francuskie gazety. Nie ma jednak miejsca w Toronto, które swoją specyficzną i skoncentrowaną francuską atmosferą przyciągałoby tak, jak chociażby dzielnica grecka czy portugalska.
Pomysły na francuskojęzyczną dzielnicę zaczęły pojawiać się w Toronto już kilka lat temu, teraz organizacje frankofońskie sprawdzają szanse powodzenia takiego pomysłu. Przy czym nie chodzi tylko o aspekty kulturowe, zwolennicy francuskiego dystryktu sprawdzają, czy ma on szanse biznesowe większe niż tylko kilka miłych restauracyjek. Na razie osoby, które chcą sobie porozmawiać po francusku spotykają się raz w tygodniu w jednej z torontońskich restauracji (angielskojęzycznej) oraz na frankofońskich piknikach.
Jak opisywał ostatnio dziennik "Le Soleil" (francuskojęzyczny) w amerykańskim mieście Burlington (stan Vermont), leżącym na południe od Montrealu, władze miasta w specjalnej uchwale uznały, że język francuski warto po prostu promować w szkołach, restauracjach i biznesie. Na początek, podał "Le Soleil", będzie chodzić o znalezienie ze dwóch restauracji, które swoje menu wydrukują po angielsku i francusku. Potem przyjdzie czas na dwujęzyczne napisy na instytucjach publicznych i zachęcanie szkół do nauki francuskiego. Do Burlington przyjeżdża wielu turystów z pobliskiej prowincji Quebec, a chodzi o to, by było ich jeszcze więcej.
Skomentuj artykuł