Irak nie poradzi sobie z Państwem Islamskim

Źródłem dochodów Państwa Islamskiego są rabunki, wymuszenia i porwania. Sponsorzy w Zatoce widzą w nich teraz zagrożenie. Na zdjęciu ćwiczenia sił specjalnych Iraku (fot. EPA/Alaa Al-Shemaree)
PAP / drr

Zabójstwo amerykańskiego dziennikarza, Jamesa Foleya przez bojowników Państwa Islamskiego (IS) przypomniało światu o zagrożeniu dżihadyzmem. IS okupuje znaczne obszary Iraku i Syrii i mimo nalotów sił powietrznych USA nic nie wskazuje, by miało zostać wkrótce pokonane.

Eksperci ostrzegają, że istnienie Państwa Islamskiego, które ogłosiło powstanie kalifatu, zwiększa ryzyko rozpadu Iraku i chaosu w całym regionie Bliskiego Wschodu, a także nowych ataków terrorystycznych w USA i Europie Zachodniej. Zalecają Ameryce nasilenie zbrojnej interwencji w Iraku.

W szeregach IS walczą ekstremiści z wielu krajów, którzy brali udział w powstaniu przeciw reżimowi Baszara el-Asada w Syrii i wkroczyli do Iraku, opanowując jego północno-zachodnie terytoria. Znaczną (choć jej dokładna liczebność nie jest znana) grupę bojowników stanowią oficerowie dawnej armii Saddama Husajna - sunnici, którzy zwrócili się przeciw zdominowanemu przez szyitów rządowi w Bagdadzie.

"Są to byli członkowie partii Baas, jej cywilni funkcjonariusze i generałowie. Szkolą oni grupy terrorystyczne i działają jako pośrednicy między IS a miejscowymi plemionami sunnickimi" - powiedział PAP Ahmad Majidyar z waszyngtońskiego American Enterprise Institute.

DEON.PL POLECA

Plemiona te wypowiedziały posłuszeństwo centralnemu rządowi wskutek dyskryminacji sunnitów. Nie wiadomo na razie, czy odsunięcie od władzy premiera Nuriego al-Malikiego, obciążanego główną odpowiedzialnością za dyskryminującą politykę, powstrzyma pogłębiający się podział Iraku wzdłuż linii etniczno-religijnych.

Państwo Islamskie dysponuje ogromnymi środkami - początkowo zawdzięczało je wspieraniu dżihadystów w Syrii przez zamożnych sponsorów z krajów Zatoki Perskiej. Niemiecki rząd oskarżył Katar o finansowanie IS, czemu Katar zaprzeczył. W czasie rebelii przeciwko Asadowi syryjskich islamistów wspomagali sponsorzy z Arabii Saudyjskiej, a nawet Turcji. Po zdobyciu północnych połaci Iraku Państwo Islamskie stało się jednak finansowo samowystarczalne. Jego łupem padło m.in. 400 milionów dolarów z banków w Mosulu.

"Ich źródłem dochodów są rabunki, wymuszenia i porwania. Sponsorzy w Zatoce widzą w nich teraz zagrożenie. IS działa więc według nieco innego modelu biznesowego niż dotychczasowe ugrupowania islamistyczne" - zwraca uwagę w rozmowie z PAP Ian Lesser z German Marshall Fund of the United States.

"Bogacze z państw Zatoki Perskiej, najpewniej z ideologicznej i religijnej potrzeby, uważali, że w ten sposób najlepiej spożytkują część swej fortuny. Z chwilą gdy IS opanowało pola naftowe w Syrii i przejęło tam kosztowne antyki w zdobytych miastach, samo się niebywale wzbogaciło, jeszcze zanim zaczęły się podboje w Iraku. Tam zaś dżihadyści okradli banki i dziś nie potrzebują sponsorów" - tłumaczy PAP Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Państwo Islamskie bogaci się także na przemycie ropy naftowej ze złóż w Syrii i północnym Iraku. Według libańskiego dziennika "Daily Star" przynosi to 100 milionów dolarów dziennie. Jak napisała ekspertka Council on Foreign Relations, Janine Davidson, "IS ma obecnie zasoby i terytorium największe w historii organizacji ekstremistycznych".

Według zachodnich szacunków siły IS liczą kilkanaście tysięcy bojowników, ale rozmaite źródła arabskie - w tym sami rzecznicy ugrupowania - mówią o 50-80 tysiącach. Jak podała telewizja Al-Dżazira, tylko w ostatnim miesiącu IS w Syrii zwerbowało 6000 członków, w tym 1000 cudzoziemców.

Armia IS jest doskonale uzbrojona, ponieważ po zajęciu północnego Iraku w jej ręce wpadł nowoczesny sprzęt porzucony przez irackie wojska rządowe, wyposażone przez USA w czołgi, wojskowe wozy terenowe Humvee i inny sprzęt. Daje to jej przewagę w konfrontacji z peszmergami, czyli siłami zbrojnymi Kurdów irackich.

Bombardowania stanowisk IS z powietrza przez samoloty amerykańskie powstrzymały nieco ofensywę dżihadystów i pozwoliły odzyskać część terenów w Iraku. Uratowano tamę w Mosulu, której wysadzenie, planowane przez dżihadystów, doprowadziłoby do zalania Bagdadu. Niektórzy bojownicy IS wycofali się do Syrii. Zdaniem Patrycji Sasnal prezydent Barack Obama "rozgrywa sprawę iracką po mistrzowsku".

Inni eksperci są jednak sceptyczni i podkreślają, że same ataki z powietrza nie rozstrzygną batalii. Tymczasem Obama, który w 2011 r. wycofał wszystkie wojska z Iraku, zapowiedział, że nie wyśle tam ponownie sił lądowych.

Znawcy Bliskiego Wschodu ostrzegają, że należy nasilić kampanię przeciw IS, zanim jego siły - jak napisał w "Business Insider" były ambasador USA w Bagdadzie James J. Jeffrey - "doprowadzą do kompletnego rozczłonkowania regionu i bezpośrednio zagrożą Ameryce".

"Amerykańskie wsparcie lotnicze spowolniło marsz IS i zapobiegło ludobójstwu w Kurdystanie. Same ataki lotnicze nie są jednak w stanie pokonać ani nawet znacząco osłabić IS. Rząd USA i ich sojusznicy potrzebują wszechstronnej strategii współpracy z Irakijczykami w celu zwycięstwa nad IS" - podkreśla Ahmad Majidyar.

Eksperci wracają tu do sprawdzonej w latach 2006-2008 strategii przeciągania na stronę irackich wojsk rządowych sunnickich klanów i plemion, które wówczas sprzymierzyły się z Al-Kaidą w Iraku. Brutalność Al-Kaidy - ale i wsparcie finansowe zapewnione wodzom sunnickim przez Amerykanów - sprawiły, że porzucili oni islamistów. Obecnie w Iraku nie ma wojsk amerykańskich, a IS jest silniejsze niż kilka lat temu Al-Kaida. Jednak zdaniem Sasnal podobny manewr jest znowu możliwy.

"U boku IS jest wielu dawnych baasistów, ale to tylko taktyczny sojusz. Mogą się od islamistów odwrócić, jeśli im się zaproponuje na przykład pieniądze i udział w sprawowaniu rządów w niektórych prowincjach. Do rozbicia IS potrzebny jest zdolny wywiad, który dotrze do tych, którzy mogą od niego odejść" - mówi ekspertka z PISM.

Aby jednak skłonić umiarkowanych sunnitów do walki z IS, należy dostarczyć im broń i wsparcie lotnicze, czyli pomoc, jakiej USA udzielają Kurdom. Obama jeszcze się z tym waha. Waszyngton liczy, że nowy rząd premiera Hajdera al-Abadiego zapewni sunnitom lepszą reprezentację polityczną, co byłoby spełnieniem ich warunku przystąpienia do koalicji przeciw IS.

Eksperci wątpią jednak, by rozwiązania polityczne wystarczały do pokonania IS.

"O ile sformowanie inkluzywnego rządu jest istotne dla zjednoczenia Irakijczyków przeciw IS, nie powinno się tego uważać za panaceum. Kierownictwo IS i większość jego członków motywowanych jest raczej ideologią niż politycznymi roszczeniami" - wskazuje Ahmad Majidyar.

Podobnego zdania jest Rahool Nafisi, socjolog i ekspert ds. bliskowschodnich z Uniwersytetu Strayer. "Zmiana rządu w Bagdadzie niewiele pomoże. Jest już za późno na takie reformy i pojednanie. Tym, co zdecyduje o wyniku tego konfliktu, jest tylko międzynarodowa interwencja" - zaznacza w rozmowie z PAP.

Przedstawiciele administracji USA najwyraźniej to rozumieją. "Dla problemu IS nie ma politycznego rozwiązania. Ugrupowanie musi być zgniecione, pozbawione tlenu. Trzeba stawić mu czoło" - powiedział w telewizji NBC wicedyrektor wydziału ds. Iraku w Departamencie Stanu Brett McGurk.

Niektórzy eksperci zwracają uwagę, że problem Państwa Islamskiego nie zostanie w pełni rozwiązany, jeśli walka z nim ograniczy się do Iraku. "Wypierani z Iraku islamiści przemieszczą się do Syrii i będą stamtąd nadal destabilizować Irak - i cały region" - ostrzega ekspert European Council on Foreign Relations, Julien Barnes-Dacey.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Irak nie poradzi sobie z Państwem Islamskim
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.