Japonia wciąż żyje tragicznym tsunami

(fot. EPA/KIMIMASA MAYAMA)
PAP / pz

Dwa lata po gigantycznym tsunami na północnym wschodzie Japonii kraj wciąż odczuwa skutki tego kataklizmu. Pochłonął on 19 tys. ofiar śmiertelnych i wywołał katastrofę atomową, która wciąż negatywnie wpływa na zdrowie psychiczne mieszkańców okolic Fukushimy.

W poniedziałek o godz. 14.46 czasu lokalnego (6.46 czasu polskiego) w całym kraju rozlegną się syreny. To o tej godzinie 11 marca 2011 roku trzęsienie ziemi o sile 9 w skali Richtera nawiedziło północny wschód wyspy Honsiu. Epicentrum znajdowało się na Oceanie Spokojnym, ponad 100 kilometrów od wybrzeży Japonii.

Zaledwie godzinę później gigantyczne fale tsunami, które osiągały wysokość nawet 20 metrów, uderzyły w wybrzeże, zmiatając z powierzchni wszystko, co napotykały na drodze. Zniszczone zostały porty, domy, szkoły i fabryki.

Oficjalny bilans mówi o 15 880 zabitych oraz 2 694 zaginionych. Dwa lata po katastrofie porwane przez wodę fragmenty budynków wciąż można odnaleźć na amerykańskich wybrzeżach po drugiej stronie oceanu.

W rezultacie kataklizmu w elektrowni atomowej Fukushima I nastąpiła awaria systemów chłodzenia i doszło do stopienia się prętów paliwowych. Odnotowano znaczną emisję substancji promieniotwórczych. Była to największa awaria nuklearna od wybuchu reaktora w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.

Zamknięta została strefa w promieniu 20 km od siłowni, położonej 240 kilometrów na północny wschód od Tokio. Według rządu niektóre miejsca w pobliżu kompleksu przez lata nie będą nadawać się do zamieszkania.

Rząd na odbudowę zniszczonych terenów planuje przeznaczyć ok. 270 mld dolarów. Jednak dotychczas wydano tylko 86 mld dolarów.

Tereny dotknięte tsunami zostały w dużej części oczyszczone z gruzów. Odnowiono drogi, postawiono nowe słupy energetyczne.

Jednak w oczy rzuca się przepaść między odradzającymi się obszarami, a tymi, które zostały zapomniane - pisze agencja AFP. Niektóre tereny przybrzeżne wciąż są pokryte górami śmieci. Mniej niż połowa z ok. 17 mln ton gruzów została spalona lub trafiła na wysypiska.

Ponad 315 tys. osób nadal mieszka u krewnych lub w wybudowanych w pośpiechu tymczasowych mieszkaniach. Zakładano, że dziesiątki takich osiedli dla ocalałych z kataklizmu będą im służyć tylko przez dwa lata. Teraz władze mówią, że przesiedlenie wszystkich tych osób zajmie od sześciu do 10 lat.

W mieście Rikuzentakata, w prefekturze Iwate, fala tsunami zniszczyła trzy czwarte domów. Odbudowa idzie tam powoli. Dopiero w lutym rozpoczęto realizowanie projektu, w którego wyniku powstanie pierwsze osiedle socjalne. Wielu rodzin, które w katastrofie straciły wszystko, nie stać na wybudowanie własnego domu.

Według agencji AP główną przeszkodą, którą napotykają obywatele chcący odbudować swoje miasta, jest biurokracja. Agencja wymienia m.in. opóźnienia w udzielaniu zgody na wycinkę lasów na wzgórzach, gdzie mogą zostać przesiedleni mieszkańcy, brak zezwoleń na budowę na dawnych polach uprawnych zniszczonych przez tsunami, niepewność co do prawa własności.

Na biurokrację skarży się burmistrz Rikuzentakaty, Futoshi Toba, który podczas tsunami stracił żonę. Jego zdaniem niemożność szybkiego przystosowania się do zmian utrudnia odbudowę. Jak się wydaje, rząd nie rozumie, że w kryzysowej sytuacji należałoby zawiesić niektóre przepisy - podkreśla.

W siłowni w Fukushimie sytuacja została opanowana w grudniu 2011 roku. Jednak zdemontowanie reaktorów zajmie ok. 40 lat.

Przedmiotem polemiki jest wpływ radioaktywności na zdrowie mieszkańców wybrzeża. Pod koniec lutego Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała raport, z którego wynika, że w promieniu ponad 20 km od uszkodzonej elektrowni nie stwierdzono znacznego wzrostu ryzyka zachorowań na raka. Z kolei osoby mieszkające w pobliżu siłowni są bardziej narażone na rozwój niektórych rodzajów choroby nowotworowej, jeśli są wystawione na promieniowanie i żywią się skażonymi produktami. Organizacja Greenpeace skrytykowała raport, nazywając go politycznym. Twierdzi, że jego celem była ochrona energii atomowej.

"Po tej bardzo długiej i trudnej zimie do Tohoku zawita wiosna. Musimy dać nadzieję przede wszystkim młodym ludziom z regionu" - zapewniał premier Shinzo Abe.

Nadziei potrzebują osoby bezpośrednio dotknięte katastrofą. Często są rozdzielone: podczas gdy mężczyźni zostali w rodzinnych miastach, kobiety z dziećmi przeprowadziły się na rządowe osiedla z dala od promieniowania.

Tymczasem lekarze alarmują: coraz więcej Japończyków, głównie z prefektury Fukushima, ma zaburzenia psychiczne. Z badania przeprowadzonego przez Uniwersytet Medyczny w Fukushimie wśród mieszkańców tego regionu wynika, że 15 proc. z 67,5 tys. respondentów odczuwa wysoki poziom stresu, podczas gdy wśród całej populacji dotyczy to 3 proc. ludzi. Ponadto 21 proc. badanych najpewniej cierpi na zespół stresu pourazowego.

Niektórzy czują się zapomniani, inni za wyraz braku szacunku uważają rządowe plany dotyczące ponownego włączenia reaktorów atomowych. Nowe przepisy, wprowadzone po katastrofie, wymogły wyłączenie 48 ze wszystkich 50 reaktorów aż do przeprowadzenia niezbędnych testów bezpieczeństwa.

O ile promieniowanie z Fukushimy dotychczas nikogo nie zabiło, to stres i inne negatywne skutki kataklizmu kosztowały życie 2 300 ocalałych - wynika z oficjalnych badań.

Na poniedziałek zaplanowano wiele uroczystości w zniszczonym regionie Tohoku i w Tokio, gdzie ceremoniom będzie przewodniczył prawicowy szef rządu Shinzo Abe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Japonia wciąż żyje tragicznym tsunami
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.