Kto zjednoczy Libię po upadku Kadafiego?
W sytuacji gdy libijscy powstańcy opanowali już większość Trypolisu, coraz pilniejsza staje się odpowiedź na pytanie, kto zjednoczy Libijczyków po upadku Muammara Kadafiego. Sami powstańcy bardziej niż jego wojsk obawiają się wewnętrznej rywalizacji.
Walczący po stronie rebelii Husam Nadżair, z którym rozmawiała agencja Reutera, zapowiedział, że jego oddział rozbroi m.in. inne grupy powstańcze, a "w przeciwnym razie grozi krwawa łaźnia". - Wszystkie grupy rebeliantów będą chciały kontrolować Trypolis. Trzeba będzie wprowadzić porządek - dodał.
Jego obawy stanowią dobrą ilustrację pytania, na które odpowiedzi szukają także międzynarodowe ośrodki badawcze: czy w Libii jest osobowość polityczna zdolna zjednoczyć kraj? Według analityków na razie odpowiedź jest przecząca.
- Nie ma jednego lidera, który cieszyłby się powszechnym szacunkiem. Na tym polega problem - twierdzi dyrektor ds. Bliskiego Wschodu ośrodka Stratfor Kamran Bokhari.
Jest tak dlatego, że Kadafi rządził północnoafrykańskim krajem w kulcie jednostki, bez instytucji państwowych i ich kadr, które mogłyby ułatwić przekazanie władzy w Libii. Sprawy nie ułatwiają także podziały etniczne i plemienne wśród samych powstańców.
Najbardziej naturalny kandydat na nowego przywódcę to szef powstańczej Narodowej Rady Libijskiej w Bengazi Mustafa Dżalil. Ten były libijski minister sprawiedliwości w jednej z amerykańskich poufnych depesz ujawnionych przez WikiLeaks był opisany jako "umiarkowany technokrata". O Dżalilu i przeprowadzonej przez niego reformie kodeksu karnego z uznaniem wypowiadała się organizacja Human Rights Watch. Abdel Dżalil zrezygnował z kierowania resortem w lutym, w proteście przeciwko użyciu siły wobec przeciwników Kadafiego.
Jednak, podobnie jak inni dawni współpracownicy Kadafiego, Dżalil zawsze będzie podejrzany dla części powstańców, którzy chcą na czele kraju widzieć zupełnie nowe twarze, bez związków z rządzącym reżimem.
Brany pod uwagę jest również pełniący obecnie funkcję premiera powstańczego rządu Mahmud Dżebril, również związany wcześniej z pułkownikiem Kadafim. Dżebril, który dysponuje rozległą siecią kontaktów zagranicznych i był wysłannikiem powstańców w kontaktach z zagranicą, nie ma jednak pełnego poparcia.
Inną ważną postacią, która może odegrać rolę w Libii po Kadafim, jest Ali Tarhuni, naukowiec i opozycjonista, który wrócił z USA do Libii, żeby w imieniu powstańców przejąć kwestie związane z ekonomią, finansami i ropą naftową.
Na drodze do wyboru skutecznego przywództwa stoi konflikt między długoletnimi przeciwnikami Kadafiego a jego dotychczasowymi zwolennikami, którzy dopiero niedawno przeszli na stronę powstańców.
Jeśli ci pierwsi uzyskają przewagę, może skończyć się tak jak w Iraku. Po obaleniu Saddama Husajna przeprowadzono tam czystki, usuwając z życia publicznego wszystkich zwolenników partii dyktatora - Baas, co zaowocowało próżnią władzy - ostrzega agencja Reutera.
- Nie można wprowadzić zasady, według której każdy, kto kiedykolwiek pracował z Kadafim, nie może pracować z nami - podkreśla libijski opozycjonista mieszkający w Londynie Ashour Shamis.
Ci, którzy zechcą odłożyć podziały na bok, mogą zwrócić się ku Szukriemu Ghanemowi, byłemu libijskiemu ministrowi ds. ropy i szefowi państwowej libijskiej korporacji naftowej, który w latach 2003-2006 był premierem Libii. Mimo wieloletniego doświadczenia pracy dla reżimu Ghanem przeszedł na stronę powstańców, zatem dla najbardziej radykalnych z nich także on może być mało wiarygodny.
Na spory polityczne w Libii i różnice w wizjach przyszłego kraju nakładają się także głębokie podziały etniczne i plemienne - wioski berberyjskie i arabskie w dalszym ciągu patrzą na siebie z lekceważeniem. Powstańcy, pozornie zjednoczeni wokół wspólnego celu, jakim jest obalenie reżimu, przedstawiają się jako bojownicy z wioski X lub wioski Y, a nie całej Libii.
Za ilustrację może posłużyć nadal niewyjaśniona śmierć zamordowanego pod koniec lipca w tajemniczych okolicznościach wojskowego przywódcy powstania, byłego szefa MSW generała Abd al-Fataha Junisa.
Generał Junis, który przeszedł na stronę powstańców, został wezwany z frontu do Bengazi. Tam doszło do zamachu, który wywołał intensywne spekulacje na temat tożsamości morderców, podziałów w łonie rebelii i nawet obecności "piątej kolumny" na tyłach powstańców. Wydarzenie to wywołało obawy, że Narodowa Rada Libijska jest zbyt słaba i podzielona, by zahamować rozlew krwi między rywalizującymi frakcjami, w tym islamistycznymi, na drodze do przejęcia władzy.
Skomentuj artykuł