Liban: dzieci uchodźców utrzymują całe rodziny
(fot. Jazzmany / Shutterstock.com)
PAP / ml
Wiele dzieci uchodźców w Libanie jest zmuszanych do pracy, aby utrzymać rodziny. Inne są sierotami - ich rodzice zginęli podczas wojny. Na te maluchy nie czeka żadna przyszłość - mówi Aiar, starsza kobieta, która w wiosce kilka kilometrów od granicy opiekuje się osieroconym 7-latkiem.
W jednym z licznych pustostanów w małej miejscowości na północy Libanu nieopodal Bire schronienie znalazło kilka syryjskich rodzin. Trzykondygnacyjny budynek jest w surowym stanie, nie ma wstawionych okien. W cieniu przy drodze, gdzie bawi się grupka dzieci, siedzi 7-letni Kinan. Nie chce się bawić z rówieśnikami. Nic nie mówi, a gdy widzi obcych ucieka.
Ojciec Kinana - jak mówią jego sąsiedzi - zginął w Syrii, a matka zaginęła. Nikt nie wie, co się z nią stało i czy w ogóle jeszcze żyje. Chłopcem opiekują się dziadkowie. "Uciekliśmy z Syrii w 2011 roku, kilka miesięcy po wybuchu konfliktu. Nie chcemy wracać, bo tam wszystko zostało zniszczone i już nic nie mamy. W Syrii ani na tego chłopca, ani na inne dzieci, nie czeka żadna dobra przyszłość" - mówi PAP babcia Kinana, Aiar.
W miejscowości Aydamoun w dystrykcie Akkar znajduje się mała piekarnia prowadzona przez Libankę w średnim wieku. To mały zakład, który dostarcza chleb okolicznym mieszkańcom. Jeden kosztuje 1 tys. funtów libańskich, czyli około 2,5 zł. W pomieszczeniu znajduje się piec gazowy oraz blat, na którym wyrabiane jest ciasto. Wszędzie jest kurz, a w powietrzu czuć dym papierosowy.
Jednym z pracowników piekarni jest 11-letni syryjski uchodźca Abdel. Chłopiec przedostał się do Libanu z matką oraz pięcioma siostrami. Jest bardzo nieśmiały i małomówny. Mimo młodego wieku wie, że musi pomagać swoim bliskim.
"Budzę się po 6 rano, myję ręce i przychodzę tutaj do piekarni. Włączam piec i zaczynam piec chleb, który potem sprzedaję. Po pracy wracam do domu, myję się i wychodzę przed dom grać z kolegami w piłkę" - opowiada.
W tym samym regionie położona jest miejscowość Aaamar el Bayrat. Przy głównej drodze znajduje się warsztat produkujący elementy z aluminium m.in. do drzwi i okien. Pracuje tam 15-letni Muhamad. Po wybuchu wojny, wraz z rodziną, przedostał się z Syrii do Libanu przez rzekę.
"Tutaj pracowałem na stacji benzynowej. Teraz przyuczam się i pomagam właścicielowi zakładu produkującego elementy aluminiowe. Zarabiam 50 tys. funtów libańskich tygodniowo, czyli ponad 30 dolarów. W przyszłości chciałby być właścicielem takiego zakładu" - wyznaje Muhamad.
Chłopiec mówi, że czasem przed pracą zjada jajko, trochę ryżu lub warzyw. "Raz na dwa tygodnie jemy też mięso" - dodaje.
Wiele syryjskich rodzin mieszka w piwnicach lub garażach. Schronienie w jednym z nich znalazło małżeństwo z czwórką dzieci. Najstarsze z nich 15-letni Farouk jest jedynym żywicielem rodziny. Pracuje jako sprzedawca w sklepie z cukierkami. Jego 42-letni ojciec nie może znaleźć pracy.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł