Marsze "oburzonych" w wielu miastach świata

W dziewięciu portugalskich miastach rozpoczęły się w sobotę po południu manifestacje „oburzonych", w których bierze udział ogółem kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Najliczniejsze protesty mają miejsce w Porto i Lizbonie. Protestujący domagają się wstrzymania programu oszczędnościowego rządu premiera Pedra Passosa Coelho i ukarania osób, które „doprowadziły państwo na skraj bankructwa”. Uliczne kontestacje zorganizowali aktywiści z ponad 30 organizacji politycznych i społecznych. W proteście biorą też udział przedstawiciele opozycyjnych partii lewicowych: Portugalskiej Partii Komunistycznej oraz Bloku Lewicy.(fot. EPA/JOAO RELVAS)
PAP / ad

W wielu miastach świata, w tym w Warszawie, odbyły się w sobotę w większości pokojowe marsze ruchu "oburzonych". Jego członkowie oskarżają bankierów i polityków o rujnowanie światowej gospodarki. W Rzymie doszło do aktów wandalizmu i starć z policją.

Demonstracje pod hasłem "Zjednoczeni dla globalnej zmiany" przetoczyły się przez Australię i Azję po Europę, ale frekwencja była na ogół niewielka. Celem protestów było "zainicjowanie globalnych zmian" - napisali na stronie internetowej ich organizatorzy. Zapowiadali, że do manifestacji dojdzie w 951 miastach w 82 krajach. Najpóźniej demonstracje odbędą się w Nowym Jorku, gdzie narodził się nawiązujący do "oburzonych" ruch "Okupuj Wall Street".

W Rzymie plac przed bazyliką św. Jana na Lateranie, gdzie miał odbyć się pokojowy wiec na zakończenie demonstracji, stał się miejscem gwałtownych zamieszek. Chuligani zaatakowali policję i jej pojazdy. Podpalone zostały samochody policji i karabinierów; pałkami i kamieniami zniszczono kilka innych wozów. Rannych zostało około 70 osób.

Do drobnych incydentów doszło w stolicy Portugalii, Lizbonie. W sobotę nad ranem nieznani sprawcy oblali czerwoną farbą pomniki usytuowane przed wejściem do parlamentu. Ogółem w demonstracjach zorganizowanych w dziewięciu miastach kraju udział wzięło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Opowiadali się za wstrzymaniem programu oszczędnościowego rządu i ukaraniem osób, które "doprowadziły państwo na skraj bankructwa".

DEON.PL POLECA

Marsz "oburzonych" przeszedł też ulicami Warszawy. Kilkaset osób - głównie licealistów i studentów - odpowiedziało na apel "Porozumienia 15 października". Domagali się m.in. "ulepszenia demokracji" i zachęcali do debaty nad problemami Polski i świata. Według służb porządkowych, w proteście wzięło udział ponad 150 osób; według organizatorów - 800. Uczestniczyli w nim także politycy m.in. Wanda Nowicka, Robert Biedroń oraz Ryszard Kalisz. Organizatorzy w rozmowie z dziennikarzami zastrzegali jednak, że nie identyfikują się z żadną z partii.

W Niemczech wielotysięczne protesty odbyły się m.in. we Frankfurcie nad Menem, Berlinie, Hamburgu czy Lipsku. Co najmniej 5 tys. "oburzonych" zgromadziło się przed siedzibą Europejskiego Banku Centralnego we Frankfurcie nad Menem. "Spekulujecie naszym życiem" i "Sprzeniewierzacie naszą przyszłość" - głosiły transparenty. "Moim zdaniem kapitalizm to bomba z opóźnionym zapłonem, nie tylko dla ludzi, ale też dla naszej planety. Nasz dobrobyt jest finansowany ze szkodą dla innych państw, a EBC reprezentuje ten niesprawiedliwy i zabójczy system" - powiedział jeden z protestujących, 27-letni Tobias.

W Paryżu protesty zbiegły się ze spotkaniem krajów grupy G20, na którym ministrowie finansów i szefowie banków centralnych debatowali na temat sposobów powstrzymania kryzysu. Kilkuset "oburzonych" zebrało się po południu pod paryskim ratuszem, gdzie dotarli przy akompaniamencie bębnów i trąbek spod dworców i punktów spotkań. W demonstracjach udział wzięli przedstawiciele partii politycznych. Ci, którzy nieśli flagi lewicowych ugrupowań lub stowarzyszeń, zostali poproszeni o schowanie ich, ponieważ ruch "oburzonych" chce pozostać apolityczny.

W Londynie centrum demonstracji był plac przed anglikańską katedrą św. Pawła, w pobliżu City. Do ok. 1000 protestujących przemówił założyciel portalu WikiLeaks Julian Assange. "Ludzie wysyłani są do Guantanamo w imię rządów prawa, a pieniądze prane na Kajmanach i w Londynie po to, by rządom prawa stało się zadość" - powiedział ironicznie, nawiązując do zarzutów wobec uczestników protestu, że łamią prawo.

Duże protesty odbyły się w Hiszpanii. Przez centrum Barcelony - według policji - przeszło nawet 60 tys. ludzi. W Madrycie, gdzie pięć miesięcy temu narodził się ruch "oburzonych", manifestanci ruszyli w kierunku centralnego Placu Cibeles. Wieczorem mają rozpocząć marsz na Puerta del Sol, okupowany wiosną przez "Ruch 15 maja", zwany tak od daty pierwszych protestów.

Sobotnie protesty zostały zainaugurowane w Australii i Nowej Zelandii. W Auckland ponad 3 tys. ludzi zorganizowało wiec na jednym z głównych placów i w rytmie bębnów skandowało antykorporacyjne hasła. W Sydney wśród ok. 2 tys. demonstrujących przed siedzibą australijskiego banku centralnego byli przedstawiciele społeczności Aborygenów, ugrupowań komunistycznych i związków zawodowych.

W Azji marsze zorganizowano w Seulu, Tajpej, Tokio czy Manili, gdzie protesty splotły się z antyamerykańską demonstracją. Przed ambasadą USA zgromadzeni z jednej strony wyrażali poparcie dla ruchu kontestacji w USA, a z drugiej wznosili hasła przeciwko "amerykańskiemu imperializmowi", prowadzonym przez USA wojnom i przemocy.

Ruch "oburzonych" narodził się przed pięcioma miesiącami w Hiszpanii, a ostatnio rozszerzył na inne kraje. Obserwatorzy są zdania, że choć hiszpańscy "oburzeni" mieli konkretne żądania, takie jak redukcja godzin pracy w celu zmniejszenia bezrobocia, postulaty wielu członków ruchu z innych krajów są niejasne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Marsze "oburzonych" w wielu miastach świata
Komentarze (4)
K
kate
16 października 2011, 08:54
Cecil - Biedroń czy Kalisz nie mają nic wspólnego z "Porozumieniem 15 października". Oni jedynie w odróznieniu od wielu prawicowych polityków znają zasady PR i realizują je w praktyce Odnośnie światowych wystąpień ruchu oburzonych: widać zdecydowanie, że jest apolityczny i jest to z jednej strony jego siłą, ale i słabością. Widać w tym dużo ludzkiej naiwności, że sama artykulacja poglądów, co do których widać wszyscy globalnie się zgadzają, zmieni nastawienie polityków i finansjery. Ci ludzie nie wyrzekną się swoich przywilejów, bo z jakiej racji. Jeszcze może starsi pamiętający czasy "zimnej wojny", wychowywani w strachu przed komunistyczną zarazą będą skłonni na jakieś ustępstwa (tylko wobec kogo), ale "młode wilki" - dla nich rewolucja to wirtualna rzeczywistość. Ci ludzie nie czują związku ze społeczeństwem,może jedynie ze swoją klasą społeczną. Ruch "oburzonych" odniósł już sukces dzięki mediom, ale jego postulaty nie zostaną zrealizowane dopóki nie powstanie jakaś siła (polityczna?, społeczna?), która będzie zdolna do wprowadzenia tych postulatów w praktyce. Jakoś nie wierzę, żeby odbyło się to bez rewolucji, choć nie wiem, jak ona miałaby wyglądać w globalnych warunkach
C
Cecil
15 października 2011, 22:26
 Bieroń i Kalisz? Oni chcą zmienić świat? To już wolę taki jaki jest. Szkoda że tacy ludzie za tym stoją, miałem nadzieję że jakieś rozsądne siły.
Piotr
15 października 2011, 22:02
Szkoda, że ruch oburzonych w Polsce reprezentuje "Porozumienie 15 poaździernika", które do całkiem ciekawych haseł gospodarczych i ekonomicznych dodaje moim zdaniem bzdurne lewackie hasła społeczne ( w tym antykościelne) szkoda może powstanie kiedyś w Polsce chrześcijańska wersja "oburzonych" bo  w sumie hasła związane z gospodarką, finansami etc. mają całkeim ciekawe, oparte na zasadzie solidaryzmu spolecznego, więc zupełnie zgodne z duchem chrzescijańskim. :)
D
Dami
15 października 2011, 21:13
Oburzony Ryszard Kalisz? Na manifestację ten ubogi parlamentarzysta (przedstawiciel współczesnej burżuazji jak wielu jego lewicowych majętnych kolegów), od lat uczestnik systemu władzy przyjechał z pewnością swoim "starym", "tanim" samochodem. Czekam kiedy wśród oburzonych znajdą się "biedny" Jerzy Urban, Jan Krzysztof Bielecki, prezesi komercyjnych banków czy NBP. Wygląda na to, że oburzonym może być każdy. Przydałoby się żeby oburzał się na siebie samego i to co zrobił dla poprawy demokracji, a nie dla własnego dobra (właściwie dla zwiększenia własnych dóbr).