Mubarak: "Nie ugnę się pod dyktatem zagranicy"
Wbrew oczekiwaniom prezydent Egiptu Hosni Mubarak nie podał się do dymisji. W orędziu do narodu, wygłoszonym w czwartek wieczorem, oświadczył, że przekazuje władzę swemu zastępcy, ale nadal formalnie pozostanie na urzędzie. Decyzja Mubaraka wywołał wściekłość demonstrantów.
Przed wystąpieniem Mubaraka, z obozu władzy dochodziły sygnały, że egipski prezydent ogłosi swą dymisję. Tak się jednak nie stało. 82-letni Mubarak oświadczył, że do dymisji się nie poda, tak jak też nie podda się międzynarodowej presji. - Nigdy nie będę słuchał obcego dyktatu - zapewnił Mubarak.
Zapowiedział jednak, że zgodnie z konstytucją przekaże władzę swemu zastępcy, wiceprezydentowi Omarowi Suleimanowi, choć formalnie pozostanie na urzędzie. Mubarak obiecał realizację obiecanych wcześniej demokratycznych reform i przeprowadzenie wolnych wyborów. Zapewnił, że sam dopilnuje pokojowego przekazania władzy. - Jestem zdeterminowany spełnić wszystkie obietnice - powiedział prezydent Egiptu.
Hosni Mubarak wyraził zrozumienie dla żądań młodych Egipcjan, którzy pragną dla siebie lepszej przyszłości. Zaproponował także znowelizowanie tych artykułów konstytucji, które umożliwiły mu bezterminowe sprawowanie władzy, bez konkurencji faktycznie liczących się kandydatów w wyborach.
Tuż po orędzia Mubaraka, przed kamerami egipskiej telewizji wystąpił wiceprezydent Omar Suleiman. Wezwał on naród do jedności i - podobnie jak Mubarak - obiecał, że zrobi wszystko, by zaplanowane na okres przejściowy przekazanie władzy w Egipcie nastąpiło pokojowo. Zapewnił, że kraj nie pogrąży się w chaosie i obiecał, że armia będzie chronić "rewolucję młodzieży". Wezwał demonstrantów na placu Tahrir, by w spokoju rozeszli się do domów.
Tymczasem tłum na centralnym placu Kairu gniewem i wściekłością zareagował na orędzie Mubarak, a przede wszystkim na fakt, że nie ogłosił on swej dymisji. Ludzie krzyczeli: "Odejdź, odejdź" i wymachiwali w kierunku ekranu, na którym pokazywano transmisję prezydenckiego orędzia, butami, co jest bardzo obraźliwe w świecie arabskim.
Podały wezwania do marszu na siedzibę prezydenta. Tłum jednak ruszył pod siedzibę prorządowej telewizji państwowej, wokół której demonstranci utworzyli ludzki łańcuch. Do marszu na pałac prezydencki może dojść już w piątek po popołudniowych modlitwach.
Mohamed ElBaradei, jeden z przywódców egipskiej opozycji, ocenił, że wiceprezydent Suleiman nie zaprowadzi demokracji w kraju. Ostrzegł, że Egipt eksploduje. Jeden z liderów opozycyjnego Bractwa Muzułmańskiego powiedział, że wystąpienie Mubaraka było frustrujące i wbrew woli narodu.
Egipskie ambasador w Waszyngtonie, Sameh Shoukry, powiedział telewizji CNN, że po decyzji Mubaraka prezydentem Egiptu i tym samym szefem sił zbrojnych stał się faktycznie Omar Suleiman.
- Nadszedł czas na zmiany - tak na wystąpienie Mubaraka zareagowała szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton. - Ocena, czy decyzje prezydenta Egiptu spełniają oczekiwania Egipcjan, należy wyłącznie do nich samych - powiedziała Ashton.
Skomentuj artykuł