Niemcom nie opłacają się sankcje wobec Rosji

(fot. TPCOM / flickr.com)
Reuters / PAP / slo

W razie zaostrzenia sankcji Unii Europejskiej wobec Rosji tegoroczny wzrost gospodarczy Niemiec zmniejszy się z przewidywanych obecnie 1,6 proc. do 0,7 proc. - ostrzegł w piątek niemiecki tygodnik "Stern", powołując się na poufny raport Komisji Europejskiej.

Przesłany niemieckim władzom dokument powstał w ramach opracowania prognoz skutków sankcji dla wszystkich 28 państw członkowskich. Według "Sterna" stosowne raporty, dotyczące poszczególnych krajów, zostały przekazane ich ambasadorom w Brukseli.

DEON.PL POLECA

Jak zaznacza tygodnik, unijni eksperci kierowali się założeniem, że możliwe są trzy warianty dodatkowych sankcji - łagodny, pośredni i dotkliwy. Nie jest wykluczone, że ten ostatni obejmowałby nawet wstrzymanie dostaw rosyjskiej ropy i gazu oraz ograniczenie przepływów kapitałowych.

Raport wskazuje, że w efekcie sankcji w Niemczech wzrosłyby ceny energii, negatywnie oddziałując na sytuację finansową gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. Państwo stanęłoby w obliczu nowego kryzysu, stymulowanego przez osłabienie wzrostu gospodarczego, likwidowanie miejsc pracy, redukcję wpływów podatkowych i zaciąganie dalszych długów - przy jednoczesnej konieczności wspierania państw wschodnioeuropejskich, które jeszcze boleśniej odczułyby skutki akcji wobec Rosji.

Jak pisze "Stern", obraz ten dotyczy efektów najsurowszego wariantu sankcji, ale nawet wariant łagodny zmniejszyłby tegoroczny i przyszłoroczny wzrost produktu krajowego brutto Niemiec każdorazowo o 0,1 punktu procentowego, a wariant pośredni o 0,3 punktu procentowego w 2014 roku i o 0,1 proc. w roku następnym.

Obecnie zakłada się, że w 2015 roku wzrost gospodarczy wyniesie 2,0 proc. Najsurowszy wariant sankcji zredukowałby go o 0,3 punktu procentowego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niemcom nie opłacają się sankcje wobec Rosji
Komentarze (1)
.
...
9 maja 2014, 16:58
Warto przy tym zauważyć, że póki co Niemcom jak zwykle krzywda się jakoś nie dzieje. To Tusk został wyznaczony do najgłośniejszego szczekania i w rezultacie to polskie zakłady dzisiaj padają. A Berlinowi w to graj, może sobie pogratulować, że na pierwszą linię wystawił "swojego człowieka w Warszawie".