Niezależny socjolog zatrzymany w Mińsku
Niezależny białoruski socjolog profesor Aleh Manajeu został w czwartek zatrzymany w Mińsku przed spotkaniem, na którym miał przedstawić rezultaty badań na temat nastrojów społecznych na Białorusi.
Spotkanie miało odbyć się w polskiej ambasadzie z udziałem dyplomatów państw UE. Manajeu miał na nim mówić m.in. o wynikach ostatniego sondażu niezależnego ośrodka NISEPI, według których popularność prezydenta Alaksandra Łukaszenki bezprecedensowo spadła.
Ambasador RP Leszek Szerepka nazwał zatrzymanie Manajeua niezrozumiałym. Wskazał, że wyniki badań NISEPI zdążyła już opublikować prasa opozycyjna, a podobne spotkania odbywają się cyklicznie. Poprzednie przeprowadzono w ambasadzie Wielkiej Brytanii, tym razem swoich pomieszczeń udzieliła polska placówka.
Manajeu został zatrzymany w drodze na spotkanie, niedaleko budynku ambasady. Przez telefon powiedział, że funkcjonariusze sił specjalnych milicji OMON "szukają broni i narkotyków" - podała niezależna gazeta internetowa "Biełorusskije Nowosti".
Kolega Manajeua, socjolog Alaksandr Sasnou, który zdążył się do niego dodzwonić, ocenił, że zatrzymanie badacza "ma związek z nasileniem na Białorusi represji przeciwko wszystkim".
Na spotkaniu Manajeu miał przedstawić swoją interpretację i komentarz do kwartalnych badań nastrojów społecznych na Białorusi. Sondaż NISEPI, który opublikowała prasa, mówił m.in. o tym, że według badań z września większość społeczeństwa obarcza winą prezydenta Alaksandra Łukaszenkę za kryzys gospodarczy w kraju.
Gdyby wybory prezydenckie odbyły się w najbliższych dniach, to na Łukaszenkę zagłosowałoby według sondażu 20,5 proc. Białorusinów. Zarazem nie wzrosło, jak wskazuje wrześniowe badanie, poparcie dla politycznej opozycji.
Manajeu jest założycielem NISEPI - Niezależnego Instytutu Badań Społeczno-Ekonomicznych i Politycznych. Ośrodek powstał w 1992 roku, a w 2005 roku został zlikwidowany decyzją Sądu Najwyższego Białorusi. Obecnie jest zarejestrowany na Litwie jako organizacja społeczna, ale prowadzi badania opinii publicznej na Białorusi.
Skomentuj artykuł