Nkosazana Dlamini-Zuma - szefowa rządu Afryki
Południowoafrykańska lekarka, 63-letnia Nkosazana Dlamini-Zuma, jako pierwsza kobieta objęła w tym tygodniu obowiązki przewodniczącej Komisji Unii Afrykańskiej, czyli afrykańskiego rządu.
Na stanowisko to Dlamini-Zuma została wybrana w lipcu po trwającej ponad pół roku wojnie z dotychczasowym przewodniczącym Jeanem Pingiem z Gabonu, pół-Chińczykiem, pół-Afrykaninem, którego w Afryce przezywają "Mao". Ich rywalizacja podzieliła całą Afrykę i zagroziła paraliżem Unii Afrykańskiej, która w 2002 roku zastąpiła Organizację Jedności Afrykańskiej.
Zuluskę poparły kraje z południa Afryki, a także anglojęzyczne kraje afrykańskie. Za Pingiem stanęła cała francuskojęzyczna Afryka. Ale poparły go także niektóre z anglojęzycznych afrykańskich mocarstw jak Kenia, Nigeria czy Etiopia, obawiające się, że objęcie władzy przez przedstawicielkę RPA będzie początkiem hegemonii tego najbogatszego kraju Afryki na całym kontynencie.
Wypominały one też RPA, że zgłaszając Dlamini-Zumę na stanowisko przewodniczącej Komisji Unii Afrykańskiej, władze tego kraju łamią dżentelmeńską umowę, iż państwa wpłacające najwięcej do budżetu Unii (RPA, Egipt, Algieria, Nigeria czy Libia), nie będą ubiegać się o najważniejsze w niej stanowiska administracyjne, lecz pozostawią je do obsadzenia krajom słabszym i biedniejszym.
Dlamini-Zuma liczy, że kontrowersyjne okoliczności jej wyboru szybko uda jej się przyćmić pracowitością, skromnością i talentami administracyjnymi, z jakich sławna była w RPA. Od upadku apartheidu w 1994 roku Zuluska była ministrem w każdym rządzie. U Nelsona Mandeli (1994-1999) była ministrem zdrowia, u Thabo Mbekiego (1999-2008) - szefową dyplomacji. Rządzący od 2009 roku jej były małżonek Jacob Zuma powierzył jej natomiast obowiązki ministra spraw wewnętrznych.
Choć brakuje jej charyzmy i politycznego zacięcia, z wszystkimi rządowymi obowiązkami Dlamini-Zuma poradziła sobie dobrze, choć czasami także wzbudzała kontrowersje. Jako minister zdrowia przyczyniła się do upowszechnienie opieki zdrowotnej, ale krytykowano ją za nieufność, z jaką podchodziła do walki z AIDS. Przekonywała, że lepsze skutki przyniesie wydawanie pieniędzy na prewencję niż na leki.
Kierując południowoafrykańską dyplomacją wprowadziła RPA do międzynarodowej polityki, doprowadziła do podpisania pokoju, kończącego wojnę domową w Demokratycznej Republice Konga, największą wojnę współczesnej Afryki. Zarzucano jej jednak nadmierną wyrozumiałość dla afrykańskich tyranów Roberta Mugabego z Zimbabwe, Laurenta Gbagbo z Wybrzeża Kości Słoniowej czy Muammara Kadafiego z Libii.
Nawet przeciwnicy polityczni Dlamini-Zumy przyznają jednak, że w przeciwieństwie do swojego byłego męża, nigdy nie wywołała żadnego skandalu, nigdy nie padł na nią cień zarzutu o nadużywanie władzy czy korupcję.
Dzisiejsza kanclerz Afryki poznała Jacoba Zumę, obecnego prezydenta RPA, na wygnaniu w królestwie Suazi, gdzie w latach 70. ukrywali się przed prześladowaniami działacze Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC). Po studiach medycznych w Wielkiej Brytanii Nkosazana przyjechała do Suazi do pracy w szpitalu dziecięcym. Jacob Zuma był jednym z przywódców ANC na wygnaniu. Pobrali się w 1982 roku; rozwiedli w 1998 roku.
Pod koniec lat 90. wiele mówiło się, że Nkosazana Dlamini-Zuma może zostać pierwszą kobietą na stanowisku prezydenta RPA. Na swoją następczynię wybrał ją Thabo Mbeki, jej przyjaciel jeszcze z czasów pobytu w Wielkiej Brytanii. W jego zamyśle miała objąć po nim prezydencki urząd w 2009 roku. Plan nie powiódł się, bo w ANC doszło do frakcyjnej wojny, w wyniku której Jacob Zuma doprowadził do usunięcia Mbekiego ze stanowiska prezydenta jeszcze przed końcem jego kadencji, a w 2009 roku sam zajął jego urząd. Przejąwszy władzę, usunął z rządu zwolenników Mbekiego, ale zatrzymał byłą żonę i matkę ich czwórki dzieci.
"Dlamini-Zuma podchodzi do wszystkich obowiązków niezwykle poważnie. Ma też wyjątkowy talent do zarządzania ludźmi - uważa Prince Mashele z południowoafrykańskiego Ośrodka Badań nad Polityką. - Jej najpoważniejszą wadą jest to, że tak rzadko się uśmiecha".
Po przeprowadzce do stolicy Etiopii Addis Abeby czeka ją jednak więcej poważnych zadań niż powodów do radości. Nad Afrykę nadciąga nowa wojna, tym razem w Mali, gdzie do inwazji zbrojnej szykuje się zachodnioafrykański korpus ekspedycyjny, który zostanie wsparty przez Francję i USA. Paryż twierdzi, że inwazja jest kwestią tygodni, a jej celem ma być podbój północnej części Mali, opanowanej przez afrykańskich dżihadystów i tamtejszą filię Al-Kaidy.
Roli afrykańskiej kanclerz nie ułatwi fakt, że inwazją na Mali dowodzić będą niechętne jej władzy Nigeria i Wybrzeże Kości Słoniowej. Unia Afrykańska będzie musiała też zająć się sytuacją w Somalii, gdzie interwencyjne armie z Kenii i Etiopii (kolejnych przeciwniczek Dlamini-Zumy) pokonały właśnie tamtejszych talibów i próbują zaprowadzić nowe porządki.
Na liście spraw trudnych i pilnych kolejne miejsca zajmują Libia i Demokratyczna Republika Konga, gdzie wciąż grożą wybuchem nowe wojny domowe, a także spory rozdzielonych przed rokiem dwóch państw sudańskich.
Jeśli Dlamini-Zuma sprawi się z tymi zadaniami równie dobrze, jak z ministerialnymi obowiązkami w RPA, za cztery lata będzie mogła ubiegać się o drugą i ostatnią kadencję szefowej afrykańskiego rządu.
Skomentuj artykuł