Nowa "wojna 30-letnia" na Bliskim Wschodzie?

(fot. PAP/EPA/STR)
PAP / mm

Ofensywa islamskich ekstremistów z ISIL w Iraku w połączeniu z wojną domową w Syrii stwarza bardzo niebezpieczną sytuację na całym Bliskim Wschodzie. Grozi rozpadem Iraku i powstaniem nowej silnej bazy dla międzynarodowego terroryzmu.

Kryzys zagraża interesom USA, które rozważają zbrojną pomoc dla irackiego rządu premiera Nuriego al-Malikiego, ale eksperci przestrzegają przed takim krokiem. Ich zdaniem siłowe próby ocalenia reżimu w Bagdadzie prowadzą donikąd bez zmiany polityki zdominowanego przez szyitów rządu Malikiego, który zaostrzył konflikt przez dyskryminację mniejszości sunnickiej.

Eksperci podkreślają odpowiedzialność szefa irackiego rządu za kryzys oraz słabość jego państwa i armii, ustępującej o wiele mniejszym liczebnie oddziałom ISIL (Islamskie Państwo Iraku i Lewantu).

"Małe ISIL jest finansowane i dobrze wyposażone przez skrajnie religijnych bogaczy z Zatoki Perskiej. Ta niewielka grupa terrorystów ma wspólny cel - ustanowienie kalifatu w Iraku i Syrii, gdzie nie ma miejsca dla innowierców. Tak silnej wspólnej motywacji nie mają siły irackie. Te walczą o prymat szyitów" - powiedziała PAP Partycja Sasnal, arabistka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

"ISIL tak urosło w siłę, bo wojna w Syrii dała im terytorium, by werbować, szkolić i finansować swych członków, a po drugie, Maliki tak zniechęcił do siebie sunnicką mniejszość, że nie miała ona powodu, by bronić swych miast przed ISIL. Centralizacja władzy, antagonizacja sunnitów i korupcja to grzechy śmiertelne Malikiego, które stworzyły podatny grunt dla dżihadystów" - dodała.

Podobnie oceniają genezę kryzysu inni eksperci.

"Przyczynił się do tego coraz krwawszy konflikt w Syrii i postępowanie premiera Malikiego. Prowadził on politykę dyskryminacji sunnitów, którzy byli bazą reżimu Saddama Husajna. W efekcie plemiona sunnickie zaczęły znowu wspierać islamskich ekstremistów. Szefem ISIL jest były oficer armii Saddama, o pseudonimie Abu Bakr al-Bagdadi. Udało mu się scalić różne komórki Al-Kaidy z bojownikami lokalnych plemion na pograniczu iracko-syryjskim, byłych członków służb Saddama i dżihadystów z Europy i krajów arabskich oraz poradzieckich" - powiedział PAP Marcin A. Piotrowski z PISM.

Eksperci amerykańscy podzielają te opinie i zwracają uwagę na zaniedbania rządu USA, który za wcześnie wycofał wszystkie wojska z Iraku i praktycznie popierał antysunnicką kampanię Malikiego. Przypominają bierność prezydenta Baracka Obamy wobec wojny w Syrii - jednego ze źródeł siły ISIL

"Opozycja sunnicka zaczęła się jako ruch pokojowy; nie chciała obalać reżimu, tylko walczyć o swoje prawa. Maliki odpowiedział represjami. Ale winę ponosi też administracja Obamy. Amerykanie za wcześnie opuścili Irak, a potem pozwolili Malikiemu zrazić do jego rządu sunnitów. Obama niby krytykował irackiego premiera, ale de facto spełniał jego prośby o pomoc w tłumieniu opozycji. Dał mu wszelką broń, jakiej tamten chciał, np. helikoptery do walki z sunnitami" - powiedział PAP Hassan Mneimneh z German Marshall Fund w Waszyngtonie.

Jego zdaniem bierność administracji wobec powstania w Syrii stworzyła korzystne warunki dla dżihadystów, co grozi nasileniem się terroryzmu wymierzonego także w USA.

"Postawa Obamy w sprawie Syrii to rażące niedopełnienie obowiązków. Prezydent mógł na początku pomóc syryjskiej opozycji niewielkim kosztem i uratować Bliski Wschód. A teraz mamy ofensywę islamistów, co grozi nowym atakiem 9/11" (chodzi o 11 września 2001 roku) - powiedział ekspert GMF.

Wtóruje mu Michael Rubin z konserwatywnego American Enterprise Institute.

"Bierność Obamy ośmieliła islamskich ekstremistów w Iraku. Maliki od dłuższego czasu skarżył się na radykalizm syryjskiej opozycji, ale administracja USA nie chciała go słuchać. Al-Kaida kocha próżnię polityczną, a Obama przyczynił się do jej powstania na Bliskim Wschodzie" - powiedział PAP Rubin.

Komentatorzy przewidują rozmaite czarne scenariusze, począwszy od rozpadu Iraku wzdłuż etniczno-religijnych linii podziału. Niektórzy, jak Josef Olmert z "Huffington Post", uważają to za najlepsze rozwiązanie problemu Iraku - sztucznego państwa postkolonialnego - proponowane kiedyś przez obecnego wiceprezydenta Joe Bidena. Nie jest ono jednak realistyczne, gdyż wobec podzielenia Iraku jeszcze większe wpływy w regionie uzyskałby Iran, na co USA się nie zgodzą.

Inni przewidują przedłużającą się wojnę religijną i ewentualną zagraniczną interwencję w Iraku.

"Myślę, że milicje szyickie i kurdyjskie będą w stanie powstrzymać ofensywę ISIL. Jeśli nie, pomogą im Irańczycy. Irak to kraj dla Iranu kluczowy, kanał przerzutu broni i Strażników Rewolucji do Syrii. Nie sądzę też, by Turcja biernie przyglądała się nowym enklawom ISIL. Przy braku porozumienia między Bagdadem a sunnickimi szejkami i braku interwencji ze strony USA będziemy świadkami sunnicko-szyickiej wojny trzydziestoletniej. Może się ona rozszerzyć na cały region, od Libanu do Zatoki Perskiej" - powiedział Piotrowski.

W obliczu kryzysu Obama zapowiedział "rozważenie" militarnej pomocy dla rządu Malikiego. Wykluczył wysłanie do Iraku wojsk lądowych, ale wspomniał o możliwości ataków lotniczych na pozycje islamistów. Wśród ekspertów nie ma jednak zgody, czy opcja ta ma sens. Rubin uznał ją za "rozsądną, zwłaszcza że naloty osłabiłyby zdolność ISIL do przemieszczania ciężkiego sprzętu w kierunku Bagdadu". Inni ostrzegają przed fatalnymi skutkami ubocznymi ewentualnych bombardowań.

"Wspólna operacja sił USA z Malikim byłaby błędem. Na atakach z powietrza ucierpią cywile i skorzystają na tym tylko islamiści. Pokonanie ISIL jest konieczne, ale siły należy użyć dopiero, gdy uda się izolować ją od pozostałych sunnitów" - powiedział Hassan Mneimneh.

Zdaniem byłego zastępcy sekretarza obrony USA Lawrence'a Korba, eksperta Center for American Progress, trzeba przede wszystkim przekonać Malikiego do politycznego rozwiązania konfliktu.

"Iracki premier powinien albo ustąpić, albo utworzyć radę wojenną złożoną z wszystkich grup religijno-etnicznych. Bombardowania są ryzykowne, bo ucierpią cywile" - powiedział Korb PAP.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nowa "wojna 30-letnia" na Bliskim Wschodzie?
Komentarze (1)
A
Autor*
14 czerwca 2014, 09:13
Czy to się wiąże z gromadzeniem wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą?