Nowy parlament na Białorusi bez opozycji

(fot. PAP/EPA/TATYANA ZENKOVICH)
PAP / mh

W niedzielnych wyborach do izby niższej białoruskiego parlamentu wybrano 109 ze 110 deputowanych. Żaden nie reprezentuje opozycji. Według misji obserwacyjnej OBWE wybory nie były ani wolne, ani bezstronne, czym rozczarowana jest społeczność międzynarodowa.

Według Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) zagłosowało 74,2 proc. uprawnionych. Jednak białoruscy obrońcy praw człowieka twierdzą, że frekwencja w monitorowanych lokalach była niższa o 18,9 pkt proc.

W niedzielnych wyborach do Izby Reprezentantów, które poprzedziło pięciodniowe głosowanie przedterminowe, startowało 293 kandydatów, w tym 46 przedstawicieli opozycji.

Według szefowej CKW Lidzii Jarmoszynej do parlamentu weszło pięciu przedstawicieli partii politycznych: Komunistycznej Partii Białorusi, Republikańskiej Partii Pracy i Sprawiedliwości oraz Partii Agrarnej. Wszystkie te ugrupowania uważane są za prorządowe.

Pozostali deputowani to ludzie formalnie bezpartyjni, ale zdaniem opozycji związani z władzami. Są wśród nich m.in. przedstawiciele władz lokalnych, wiceminister spraw wewnętrznych i dwóch pracowników KGB.

Lista wybranych deputowanych jest całkowicie zgodna z przypuszczalną listą prorządowych posłów, opublikowaną tuż po rozpoczęciu niedzielnego głosowania przez opozycję.

Także według niezależnych komentatorów wyniku wyborów można się było spodziewać. "Rzecz w tym, że parlament jest elementem polityki systemowej. Władzom byłoby łatwiej nawet zwolnić kogoś z więźniów politycznych niż wpuścić opozycję do izby" - powiedział niezależny komentator Alaksandr Kłaskouski.

Jedyny okręg, w którym nie wyłoniono deputowanego, znajduje się w Homlu, na wschodzie kraju. Startował w nim tylko jeden kandydat, przedstawiciel Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi (LDPB), który nie otrzymał większości głosów.

Niezależny tygodnik "Nasza Niwa" pisze, że w okręgu tym startował wcześniej główny inspektor Administracji Prezydenta w obwodzie homelskim, który jednak został zwolniony ze stanowiska 6 września i zrezygnował z ubiegania się o mandat deputowanego, pozostawiając na liście kandydatów tylko reprezentanta LDPB.

Niezależny komentator Waler Karbalewicz ocenił, że w tym okręgu doszło do "przypadkowej wpadki".
"Tam był zmuszony wycofać się z kampanii wyborczej przedstawiciel władz oskarżony o korupcję i praktycznie okręg został bez reprezentanta władzy" - powiedział.

Szefowa CKW powiadomiła, że do Komisji wpłynęło dotąd 130 skarg wyborczych, głównie od obserwatorów. Niektórzy z nich "rozumieją swoją funkcję nie jako kontrolowanie procesu wyborczego, lecz tworzenie prowokacyjnych sytuacji, aby zdyskredytować wybory i doprowadzić do anulowania ich wyników" - oceniła.

Opozycyjnym partiom, które nie dostały się do parlamentu, Jarmoszyna poradziła, żeby zastanowiły się nad przyszłością. "CKW nie może wysuwać wniosków co do tego, dlaczego na tych wyborach ich przedstawiciele nie zostali wybrani" - dodała.

Misja obserwacyjna OBWE stwierdziła w swym raporcie, że wybory nie były ani wolne, ani bezstronne. "Wolne wybory oznaczają, że ludzie mogą swobodnie wyrażać poglądy, organizować się i ubiegać o urząd. Podczas tych wyborów tego nie było" - oznajmił w oświadczeniu koordynator krótkoterminowych obserwatorów Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE na wybory Matteo Mecacci.

Wielu znanych polityków, którzy mogliby odegrać istotną rolę w wyborach, "pozostało w więzieniu lub nie mogło zarejestrować swej kandydatury z powodu wyroku sądowego" - czytamy w raporcie opartym na monitoringu prowadzonym przez 330 obserwatorów OBWE.

Jak podkreśla OBWE, obserwatorzy nie mieli "poważnej możliwości" obserwowania podliczania głosów i ocenili proces ich liczenia krytycznie w wielu monitorowanych lokalach wyborczych.

Obserwatorzy OBWE za aspekt pozytywny tych wyborów uznali to, że partie po raz pierwszy mogły zgłaszać kandydatów w wyborach nawet w tych okręgach, gdzie nie mają biura. "Mimo to zbyt formalne stosowanie prawa doprowadziło do wykluczenia jednej czwartej aspirujących do kandydowania" - podkreślono w oświadczeniu.

"Mam wrażenie, że przyjechałem z jednej wielkiej mistyfikacji, która jest powtarzana na Białorusi co kilka lat. Jest to spektakl pozorów, w którym dokładnie rozpisane są role" - powiedział w Warszawie poseł PO Michał Szczerba, który był obserwatorem Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE podczas niedzielnego głosowania.

Jak relacjonował, sam widział, jak dokonywano fałszerstwa - dopisano do protokołu wyborczego 600 osób, które nie wzięły udziału w głosowaniu. Umożliwiło to uzyskanie wymaganej białoruskim prawem minimalnej 50-proc. frekwencji w tym okręgu wyborczym, dzięki czemu wybory były tam ważne.

Także białoruscy obrońcy praw człowieka oświadczyli w Mińsku, że podczas niedzielnych wyborów naruszano międzynarodowe standardy i przepisy białoruskiego prawa. Tak wykazał przeprowadzony przez nich monitoring 150 spośród ponad 6400 lokali wyborczych.

Jak zaznaczył szef Białoruskiego Komitetu Helsińskiego Aleh Hulak, do nieprawidłowości dochodziło podczas formowania komisji wyborczych różnych szczebli, do których weszło bardzo niewielu przedstawicieli opozycji i niezależnych środowisk, podczas kampanii wyborczej powszechnie stosowano naciski administracyjne, a z powodu niewielkich możliwości prowadzenia agitacji wyborcy nie otrzymywali niezbędnych informacji umożliwiających im wyrobienie sobie zdania o kandydatach. Obrońcy praw człowieka zwracali też uwagę na nieprzejrzyste podliczanie głosów.

Misja obserwacyjna Wspólnoty Niepodległych Państw uznała z kolei, że wybory przeprowadzono zgodnie z konstytucją i ordynacją wyborczą, odpowiadały one demokratycznym normom, a także były przejrzyste.

Polskie MSZ jest "głęboko rozczarowane", że - podobnie jak w latach ubiegłych - również w tym roku podczas białoruskich wyborów odnotowano liczne nieprawidłowości i naruszenia. Resort wyraził także zaniepokojenie z powodu zatrzymań obrońców praw człowieka, przeciwników politycznych oraz dziennikarzy w tym kraju.

Polskie MSZ ubolewa, iż decyzją CKW nie zreformowano przed elekcją prawa wyborczego, co rekomendowało Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka (ODIHR) OBWE - napisał rzecznik prasowy MSZ Marcin Bosacki.

"Opowiadamy się za utrzymaniem dialogu z obywatelami Białorusi. Zachęcamy też władze białoruskie do wspierania demokratycznych swobód, w tym do poprawy przestrzegania praw człowieka" - oświadczył rzecznik MSZ. Jak zaznaczył, takie kroki są niezbędne dla jakiejkolwiek poprawy relacji UE z Białorusią.

Szef PE Martin Schulz ocenił, że głosowanie przeprowadzone w sytuacji, gdy niektórzy liderzy opozycji są wciąż w więzieniu, a innym odmówiono rejestracji, to kpina z demokratycznych wyborów. "W tych warunkach PE nie będzie mógł nawiązać zerwanych oficjalnych stosunków z białoruskim parlamentem" - podkreślił Schulz.

Także szef niemieckiego MSZ Guido Westerwelle wskazał na "rażące uchybienia" podczas głosowania. Podkreślił, że nadzieje prezydenta Alaksandra Łukaszenki na zapewnienie reżimowi dzięki wyborom pozorów demokratycznej legitymacji spaliły na panewce. Westerwelle zapewnił, że jego kraj będzie naciskał wraz z europejskimi partnerami na zwolnienie więźniów politycznych, będzie wspierał społeczeństwo obywatelskie na Białorusi i kontynuował politykę izolacji wobec białoruskiego reżimu.

Rzecznik niemieckiej kanclerz Angeli Merkel Steffen Seibert ocenił, że głosowanie przeprowadzono w atmosferze zastraszania.

Według szefowej niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (BAŻ) Żanny Litwinej wybory pomogły Łukaszence umocnić władzę. Nie pojawiła się bowiem alternatywa dla kandydatów zaproponowanych przez władze, nie doszło też do protestów powyborczych - wskazała. Przyznała, że społeczeństwo białoruskie jest obojętne, także na los osób uwięzionych z powodów politycznych.

W poniedziałek około 20 niezależnych obserwatorów zostało zatrzymanych w hostelu w Mińsku. Po sprawdzeniu dokumentów i wzięciu odcisków palców wszystkich wypuszczono z komisariatu. Młodzi ludzie uczestniczyli w projekcie "Obserwowanie wyborów: teoria i praktyka" prowadzonym wspólnie przez organizację społeczną Belarus Watch, Europejski Uniwersytet Humanistyczny (EHU) oraz Białoruski Dom Praw Człowieka z Wilna.

Źródła UE powiedziały, że Bruksela rozważa nałożenie nowych sankcji na reżim białoruski, w tym gospodarczych, ale wymaga to jednomyślności krajów członkowskich. Podkreśliły, że nie ma to tylko związku z wyborami, ale z sytuacją panującą od dłuższego czasu, m.in. faktem, że wciąż nie zostali uwolnieni więźniowie polityczni, a w lipcu doszło do kolejnego kryzysu dyplomatycznego, gdy reżim wydalił z Mińska ambasadora Szwecji.

Decyzji można się spodziewać na spotkaniu szefów dyplomacji 15 października.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nowy parlament na Białorusi bez opozycji
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.