Obama uprawia "dyplomację terminarzy"
Komentator "Washington Post" Jackson Diehl krytykuje politykę zagraniczną administracji prezydenta Baracka Obamy za uporczywe wyznaczanie sztucznych harmonogramów zakończenia najważniejszych konfliktów na świecie.
Przykładem takiego terminarza jest zapowiedź wycofywania wojsk amerykańskich z Afganistanu od lipca 2011 r. Diehl przypomina, że dowódcy operacji afgańskiej, z głównodowodzącym generałem Davidem Petraeusem na czele, ostrzegają, że osiągnięcie celów misji - pozostawienie w Afganistanie stabilnego i silnego rządu centralnego - wymagać będzie co najmniej kilku lat, a nie miesięcy.
- Jeśli Obama będzie się jego trzymał, narazi na niebezpieczeństwo "strategiczne partnerstwo" z nowym rządem w Iraku i odda przewagę Iranowi - pisze.
Publicysta "Washington Post" krytykuje także podobne terminy wyznaczone negocjatorom w konflikcie izraelsko-palestyńskim.
Rząd USA oświadczył, że rozmowy na temat powstania niepodległego państwa palestyńskiego, jego granic i rozwiązania wszystkich spornych problemów, jak status Jerozolimy, mają przynieść rezultat w ciągu roku. Ostatnio Waszyngton naciska, żeby Izrael przedłużył o dalsze 60 do 90 dni moratorium na budowę osiedli na palestyńskich ziemiach okupowanych.
- Raz jeszcze terminarze są oderwane od strategii. Czy jest możliwe, by (izraelski premier Benjamin) Netanjahu i (prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud) Abbas zgodzili się co do granic państwa palestyńskiego i zakończyli spór o osiedla w ciągu 60 dni? Nie. A co się stanie, kiedy upłynie kolejny termin? Zacznie się dyskusja o następnym terminie - pisze Diehl.
Jego zdaniem, dyplomacja kładąca tak wielki nacisk na arbitralnie wyznaczane terminy nie wróży powodzenia.
- Dla administracji Obamy harmonogram staje się celem samym w sobie. Jest on prezydentem, który jest skupiony nie tyle na rozwiązywaniu problemów polityki zagranicznej, ile na pozbywaniu się ich - konkluduje komentator.
Skomentuj artykuł