"Parasite" Bonga Joon-ho z Oscarem za najlepszy film i za najlepszy film międzynarodowy

(fot. PAP/EPA/DAVID SWANSON)

"Parasite" Bonga Joon-ho został w nocy z niedzieli na poniedziałek nagrodzony czterema Oscarami - w tym dla najlepszego filmu, za reżyserię i scenariusz oryginalny. Obraz południowokoreańskiego twórcy zwyciężył też jako pełnometrażowy film międzynarodowy, pokonując m.in. "Boże Ciało" Jana Komasy.

Niekwestionowanym zwycięzcą tegorocznej gali oscarowej okazał się "Parasite" Bonga Joon-ho, czyli uhonorowana canneńską Złotą Palmą, łącząca elementy dramatu, thrillera i komedii opowieść o dwóch rodzinach pochodzących z różnych klas społecznych, których losy niespodziewanie splatają się. Obraz południowokoreańskiego twórcy został doceniony czterema Oscarami w najbardziej prestiżowych kategoriach, w tym za najlepszy film i scenariusz oryginalny. "Pisanie scenariusza to bardzo samotny proces, ale ten scenariusz reprezentuje całą Koreę" - powiedział, odbierając nagrodę za scenariusz. "Chcę podzielić się tym wyróżnieniem z wszystkimi twórcami, którzy kręcą filmy w Korei" - dodał współscenarzysta "Parasite" Jin Won Han.

"Parasite", pierwszy w historii koreański film nominowany do Oscara, otrzymał też nagrodę w kategorii najlepszy film międzynarodowy, wygrywając m.in. z "Bożym Ciałem" Jana Komasy i "Bólem i blaskiem" Pedro Almodovara. "Ta kategoria właśnie zmieniła nazwę, dlatego cieszę się, że zostałem pierwszym w niej laureatem. Podoba mi się kierunek zmian, który proponuje Akademia, wspierając kino międzynarodowe. A teraz idę się napić" - skwitował.

DEON.PL POLECA

Nie zdążył jednak odejść daleko, bo niedługo potem przy owacyjnym przyjęciu odbierał statuetkę dla najlepszego reżysera, dystansując m.in. od uważanego za faworyta Sama Mendesa ("1917"). "Po odebraniu poprzedniej nagrody miałem nadzieję, że to koniec i wreszcie będę mógł odpocząć" - zaczął. "Gdy byłem młody i zaczynałem pracę jako filmowiec, wziąłem sobie do serca słowa Martina Scorsese «to, co najbardziej osobiste, jest najbardziej twórcze»" - zwrócił się wprost do zaskoczonego i wyraźnie wzruszonego autora "Taksówkarza", który odebrał wówczas owację od zgromadzonych na gali. "Gdy uczyłem się w szkole, oglądałem jego filmy. (...) A gdy Amerykanie nie znali jeszcze moich filmów, w swoich prywatnych rankingach ulubionych tytułów umieszczał je Quentin Tarantino. Bardzo ci za to dziękuję. Kocham cię, Quentin" - powiedział do autora "Pulp Fiction". "Gdyby Akademia pozwoliła, chciałbym pociąć tę statuetkę na pięć części i podzielić się z wami" - mówił do wszystkich nominowanych reżyserów, wśród których znaleźli się jeszcze Todd Philips ("Joker") i Sam Mendes ("1917").

Dramat wojenny Mendesa nagrodzono trzema statuetkami - za dźwięk (Mark Taylor i Stuart Wilson), efekty specjalne (Gullaume Rocheron, Greg Butler i Dominic Tuohy) oraz zdjęcia (autorstwa Rogera Deakinsa, który ma już na swoim koncie Oscara z 2017 r. za zdjęcia do "Blade Runner 2049").

Do faworyta 92. edycji nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej "Jokera" Todda Phillipsa - nominowanego w 11 kategoriach - ostatecznie trafiły tylko dwa Oscary. Pierwszego odebrała islandzka kompozytorka Hildur Guonadóttir za najlepszą muzykę oryginalną. Wyraźnie zaskoczona zwróciła się z mocnym apelem o poszanowanie kobiet nie tylko w sztuce i przemyśle filmowym. "Dziękuję wszystkim dziewczynom, kobietom, matkom i córkom, które czują muzykę w sobie. Podnieście głos, musimy usłyszeć wasze głosy" - mówiła rzęsiście oklaskiwana przez zgromadzonych.

Kolejny Oscar - zgodnie z oczekiwaniami - trafił do Joaquina Phoenixa za tytułową rolę w "Jokerze". "Wcale nie czuję się lepszy od kogokolwiek w tej sali. Wszystkich nas łączy miłość do kina. Nie wiem, co robiłbym, gdyby nie ono. Najważniejszy z darów, który mi dało, to mówić o tych, których głosu zazwyczaj się nie słyszy. Walczymy w różnych sprawach - nierówności między płciami, praw dla społeczności LGBT i rdzennych narodów. Jesteśmy jednością. Żadna rasa ani grupa ludzi nie ma prawa dominować nad innymi, za innych decydować i nimi pogardzać" - wskazywał. "Porzuciliśmy świat natury. Wierzymy, ze jesteśmy centrum wszechświata, pustoszymy świat natury, myśląc, że wszystko nam się nam się należy. (...) Boimy się zmiany, ale ludzie są obdarzeni wyobraźnią i potrafią znajdować nowe rozwiązania. Jeśli oprzemy się o miłość i współczucie, stworzymy system korzystny dla wszystkich istot żywych" - apelował.

Po dwie statuetki otrzymali również twórcy "Le Mans '66" Jamesa Mangolda (Donald Sylvester za montaż dźwięku, a Andrew Buckland i Michael McCusker za montaż) oraz "Pewnego razu... w Hollywood" Quentina Tarantino. Opowieść będącą listem miłosnym autora "Pulp Fiction" do Hollywood uhonorowano za scenografię (autorstwa Nancy Haigh i Barbary Ling) oraz drugoplanową rolę Brada Pitta. Odbierając Oscara, Pitt podziękował przede wszystkim reżyserowi "Pewnego razu... w Hollywood". "To nagroda dla Quentina Tarantino" - mówił. "Jesteś oryginalny, niezwykły. Branża filmowa bez ciebie byłaby biedniejsza. Trzeba wierzyć w ludzi, ale spodziewać się wszystkiego, co najgorsze. (...) Nie jestem sentymentalny, ale gdy myślę o tym filmie, przypominam sobie, jak rodzice zabierali mnie do kina. Wspominam ludzi, którzy dali mi pierwszą szansę. Dzięki wam mogę tu teraz stać" - stwierdził wzruszony.

Renee Zellweger, laureatka Oscara za pierwszoplanową rolę w filmie "Judy", pozdrowiła ze sceny imigrantów, "którzy uwierzyli w amerykański sen". Oddała też hołd bohaterce filmu, Judy Garland. "Ona nie miała szans, by dostać tę statuetkę. Dzięki tej nagrodzie chcę oddać cześć temu, co ona osiągnęła. Judy Garland, byłaś jedną z tych bohaterek, które nas jednoczą. Ta nagroda jest dla ciebie" - zakończyła.

Nagrodę za drugoplanową kreację żeńską odebrała Laura Dern, przebojowa prawniczka Nora Fanshaw z "Historii małżeńskiej" Noaha Baumbacha. Wcześniej została doceniona za nią m.in. Złotym Globem i nagrodą BAFTA.

Statuetka za najlepszy pełnometrażowy dokument powędrowała do "Amerykańskiej fabryki" Julii Reichert i Stevena Bognara. Najlepszym krótkometrażowym dokumentem okazał się "Learning to Skateboard in a Warzone (If You're a Girl)" Eleny Andreichevy i Carol Dysinger, a najlepszym krótkometrażowym filmem aktorskim - "The Neighbors' Window" Marshalla Curry'ego.

W kategorii kostiumy członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej nagrodzili Jacqueline Durran za "Małe kobietki" Grety Gerwig. To drugi Oscar w karierze Brytyjki. Poprzedniego odebrała w 2013 r. za kostiumy do "Anny Kareniny" Joego Wrighta. Natomiast za najlepszy scenariusz oryginalny doceniono Taikę Waititiego za "Jojo Rabbit".

Oscar za najlepszy długometrażowy film animowany trafił do Josha Cooleya, Marka Nielsena i Jonasa Rivery, twórców "Toy Story 4". Statuetkę za najlepszą krótkometrażową animację odebrali Matthew A. Cherry i Karen Rupert Toliver za "Hair Love".

Najlepszą piosenką okazała się "(I'm Gonna) Love Me Again" w wykonaniu Eltona Johna i Tarona Egertona z filmu "Rocketman".

W trakcie gali, zorganizowanej w Dolby Theatre w Los Angeles, wspomniani zostali filmowcy, którzy odeszli w zeszłym roku, wśród nich aktorzy Doris Day, Bibi Andersson, Kirk Douglas, Terry Jones, Peter Fonda i Robert Forster, reżyserzy Agnes Varda, Stanley Donen i Franco Zeffirelli oraz scenarzysta, aktor, a przede wszystkim wybitny koszykarz Kobe Bryant.

Podczas wieczoru zapowiedziano także, że 14 grudnia 2020 r. nastąpi uroczyste otwarcie Muzeum Akademii Sztuki Filmowej.

W tym roku Oscary - najbardziej prestiżowe nagrody świata filmowego - wręczono po raz 92.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Parasite" Bonga Joon-ho z Oscarem za najlepszy film i za najlepszy film międzynarodowy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.