Ostry list Lidera Konserwatystów do Schulza
Lider frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w PE, Brytyjczyk Syed Kamall zwrócił się w liście do szefa PE Martina Schulza, by powstrzymał się on od wypowiedzi na temat sytuacji w Polsce. Zarzucił Schulzowi, że nie zna faktów na ten temat.
Kamall napisał do Schulza z inicjatywy europosłów PiS, którzy należą do frakcji EKR.
W liście tym Kamall wskazał, że "sprawy związane z polskim Trybunałem Konstytucyjnym są negatywnie relacjonowane przez międzynarodowe media, bez uwzględnienia działań podjętych przez poprzedni rząd tuż przed opuszczeniem urzędu".
"Prosiłbym, aby przed wypowiadaniem się zaznajomił się Pan z faktami. Niezależnie od Pana osobistych poglądów na temat partii politycznej, która wygrała wybory w Polsce, mam nadzieję, że nie będzie obniżał Pan rangi urzędu Przewodniczącego PE poprzez próby interwencji w debatę wewnętrzną kraju członkowskiego w tak żądny sensacji sposób i bez znajomości faktów" - wezwał Kamall w liście, którego fragment opublikowały służby prasowe EKR.
Europoseł PiS Tomasz Poręba ocenił, że słowa Schulza na temat sytuacji w Polsce "dyskwalifikują go jako przewodniczącego Parlamentu Europejskiego". "Bardzo się cieszymy, że z naszej inicjatywy pan przewodniczący Syed Kamall i grupa EKR zabrali głos w sprawie skandalicznej wypowiedzi Martina Schulza, który czerpie swoją wiedzę tylko z bliskich sobie mediów" - oświadczył Poręba.
To reakcja na wywiad, jakiego Schulz udzielił niemieckiemu radiu Deutschlandfunk. Ocenił on w nim, że wydarzenia w Polsce mają charakter zamachu stanu i są dramatyczne.
Premier Beata Szydło oświadczyła, że oczekuje od Schulza przeprosin za te słowa. Z kolei szef MSZ ocenił, że słowa Schulza były "bezzasadne, nieuprawnione, a wręcz skandaliczne".
W poniedziałek wieczorem rzecznik Schulza tłumaczył, że jego wypowiedź nie była "osądem, ale wyrazem zaniepokojenia o jedną z podstawowych zasad rządów prawa w UE, a mianowicie o zasadę demokratycznego podziału władzy". Zaniepokojenie sytuacją Polsce miały sygnalizować szefowi PE niektóre grupy polityczne, a także wielu eurodeputowanych.
Skomentuj artykuł