Państwa UE ją nominowały - teraz los ws. szefowej KE zależy od europosłów

(fot. PAP/EPA/CLEMENS BILAN)
PAP / kk

Nominacja minister obrony Niemiec Ursuli von der Leyen na przyszłą szefową Komisji Europejskiej wcale nie oznacza, że ma ona to stanowisko w kieszeni. W praktyce to europosłowie zdecydują czy powierzą jej zadanie kierowania tą instytucją.

Zgodnie z unijnym traktatem Rada Europejska przedstawia Parlamentowi Europejskiemu kandydata na funkcję przewodniczącego Komisji. Musi to zrobić uwzględniając wybory do Parlamentu Europejskiego.

Kandydat ten - precyzuje traktat - jest wybierany przez Parlament Europejski większością głosów członków wchodzących w jego skład. Jeżeli nie uzyska on większości, Rada Europejska, podejmując decyzję większością kwalifikowaną, przedstawia w ciągu miesiąca nowego kandydata, który jest wybierany przez Parlament Europejski zgodnie z tą samą procedurą.

Do wyboru przewodniczącego Komisji Europejskiej potrzeba bezwzględnej większości głosów (połowa posłów do PE plus jeden), czyli 376 głosów. Teoretycznie to więcej niż mają partie tworzące proeuropejską koalicję - EPL, socjaldemokraci, centryści (dawni liberałowie oraz makroniści) i Zieloni.

Razem w skład tych ugrupowań wchodzi 518 eurodeputowanych, ale socjaliści i Zieloni już zasygnalizowali, że nie akceptują porozumienia wypracowanego na szczycie. Nie uwzględnia ono bowiem systemu kandydatów wiodących, w ramach którego to przedstawiciele partii występujący w kampanii wyborczej jako pretendenci do objęcia szefostwa Komisji powinni dostać nominację Rady Europejskiej.

Frakcja socjalistów nie podporządkowała się politycznej woli liderów państw unijnych, którzy chcieli, by szefem europarlamentu został ktoś z Europy Środkowo-Wschodniej. Mówił o tym po szczycie szef Rady Europejskiej Donald Tusk zastrzegając jednak, że PE jest autonomiczny w swoich decyzjach. Nieoficjalnie dyplomaci informowali, że przez pierwsze dwa i pół roku PE miał kierować Bułgar Sergej Staniszew (należy do socjalistów), a później niemiecki chadek Manfred Weber. Te nazwiska nie zostały jednak ogłoszone oficjalnie po szczycie, bo PE sam wybiera swoje kierownictwo.

Socjaliści nominowali jednak Włocha Davida Sassolego, a sam Staniszew poinformował, że choć zaproponowanie jego kandydatury na przewodniczącego PE było wielkim zaszczytem, to zrezygnował, bo dla niego najważniejsze jest "zaangażowanie jako przewodniczącego Partii Europejskich Socjalistów na rzecz rodziny socjalistów". W konsekwencji mimo zapewnień o utrzymaniu równowagi geograficznej, na najwyższych stanowiskach UE nie ma nikogo z Europy Środkowo-Wschodniej.

W efekcie Sassolemu udało się uzbierać w pierwszej rundzie środowych wyborów 325 głosów, za mało by zostać przewodniczącym PE i przegłosowany został dopiero za drugim razem otrzymując 345 głosów. Wynik ten pokazuje, że uzbieranie większości przez von der Leyen na przewodniczącą Komisji, przy możliwym sprzeciwie przynajmniej części socjalistów i Zielonych może być problematyczny.

"Jak to zawsze, przynajmniej w wolnych, prawdziwych parlamentach, ostateczna decyzja nie jest wiadoma. Pewne jest, że czeka nas ciężka praca" - mówił po zakończeniu szczytu szef Rady Europejskiej Donald Tusk.

Kandydatka na przewodniczącą Komisji będzie przesłuchiwana przez europosłów i odbędzie spotkania, formalnie lub nie, z poszczególnymi grupami politycznymi i liderami frakcji. Zaczęła już w środę, dzień po nominacji jadąc do Strasburga w odpowiedzi na zaproszenie Europejskiej Partii Ludowej. Największy przegrany procesu kandydatów wiodących, szef frakcji EPL Manfred Weber zaprosił ją we wtorek wieczorem.

Głosowanie w sprawie kandydatury von der Leyen planowane jest na 16 lipca. Jeśli uzyska większość przystąpi do tworzenia swojego kolegium, choć nieformalne rozmowy o tym, któremu krajowi przypadnie jaka teka zaczęły się już na szczycie.

Po skompletowaniu - we współpracy z państwami członkowskimi - Komisji cały ten skład będzie musiał znowu zostać zatwierdzony przez PE. Częścią KE będzie nominowany przez szczyt UE na szefa unijnej dyplomacji Josep Borrell (on też będzie przesłuchiwany przez europarlament). Europosłowie nie mają prawa weta wobec poszczególnych komisarzy, ale po przesłuchaniach zdarzało się, że kandydaci byli wymieniani przez stolice, bo inaczej cała KE mogłaby zostać odrzucona.

Gdy PE przegłosuje nową Komisję, wówczas Rada Europejska oficjalnie ją mianuje. Decyduje przy tym większością kwalifikowaną.

Inaczej wygląda procedura w przypadku szefa Rady Europejskiej. Tu państwa członkowskie mają autonomię i wskazanie na premiera Belgii Charlesa Michela kończy procedurę.

Z kolei nominacja dla prezesa EBC otwiera procedurę mianowania, w której zalecenie wystosowuję Rada (ministrowie z państw członkowskich), a następnie przedstawiane są opinie Parlamentu Europejskiego i Rady Prezesów EBC. Po tym Rada Europejska formalnie podejmuje decyzję większością kwalifikowaną.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Państwa UE ją nominowały - teraz los ws. szefowej KE zależy od europosłów
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.