Pekin ocenia zamieszki w Hongkongu jako atak na jego zwierzchnictwo
Chiński rząd potępił we wtorek zamieszki w Hongkongu jako "jawne podważanie" zasady, zgodnie z którą ten specjalny region administracyjny podlega zwierzchnictwu Pekinu.
W poniedziałek demonstranci przez kilka godzin okupowali siedzibę hongkońskiego parlamentu.
Około północy z poniedziałku na wtorek policja przy użyciu gazu łzawiącego oczyściła teren wokół siedziby Rady Legislacyjnej i przejęła kontrolę nad budynkiem, do którego kilka godzin wcześniej wtargnęła kilkusetosobowa grupa przeciwników nowelizacji prawa ekstradycyjnego.
"Poprzez poważne złamanie prawa, ten akt depcze praworządność Hongkongu, narusza porządek społeczny i fundamentalne interesy Hongkongu oraz jest jawnym podważeniem podstawy +jednego kraju, dwóch systemów+" - podała chińska agencja prasowa Xinhua, cytując rzecznika rządowego biura ds. Hongkongu.
Pekin popiera władze i policję Hongkongu oraz opowiada się za przeprowadzeniem zgodnie z prawem dochodzenia w sprawie "kryminalnej odpowiedzialności brutalnych przestępców" - napisano w komunikacie biura.
W poniedziałek obchodzono 22. rocznicę przekazania byłej brytyjskiej kolonii Chinom. Od 1 lipca 1997 roku Hongkong zarządzany jest zgodnie z zasadą "jeden kraj, dwa systemy", która przyznaje mu szeroką autonomię przy zachowaniu zwierzchnictwa rządu centralnego. Wielu Hongkończyków oskarża Pekin o stopniowe ograniczanie autonomii miasta i swobód obywatelskich jego mieszkańców.
Do starć pomiędzy demonstrantami a policją dochodziło w centrum Hongkongu w poniedziałek od rana. Policja poinformowała we wtorek, że obrażenia odniosło ok. 60 osób, z czego trzy zostały ciężko ranne. Wcześniej informowano o 15 przewiezionych do szpitala policjantach.
Państwowe chińskie media ostro skrytykowały włamanie do siedziby parlamentu. "Chińskie społeczeństwo doskonale zdaje sobie sprawę, że zasada zero tolerancji jest jedynym sposobem radzenia sobie z tak destrukcyjnym zachowaniem. W przeciwnym razie, i bez tej zasady, byłoby to podobne do otwierania puszki Pandory" - ocenił blisko związany z Komunistyczną Partią Chin dziennik "Global Times".
Członek Stałego Komitetu chińskiego parlamentu Tam Yiu-chung powiedział hongkońskiej rozgłośni RTHK, że nie sądzi, aby z powodu protestów przeciwko nowelizacji prawa ekstradycyjnego Pekin miał zaostrzyć swoją politykę wobec Hongkongu. Potępił przy tym poniedziałkowe włamanie do siedziby Rady Legislacyjnej.
We wtorek robotnicy zaczęli sprzątanie wnętrza budynku, zdemolowanego przez demonstrantów. W czasie okupacji niszczyli oni portrety miejskich oficjeli i malowali na ścianach hasła sprzeciwu wobec lokalnego rządu, jego szefowej Carrie Lam oraz popieranego przez Pekin projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiłaby m.in. transfer podejrzanych do Chin kontynentalnych.
Był to kolejny z serii protestów przeciwko temu projektowi, uznawanemu przez wielu Hongkończyków za kolejny przykład ograniczania autonomii regionu. Pod presją największych demonstracji od 1997 roku lokalne władze ogłosiły w czerwcu bezterminowe zawieszenie prac nad projektem, ale nie wycofały go całkowicie.
Rząd Hongkongu utrzymuje, że zmiana prawa jest konieczna, aby uniemożliwić zbiegłym kryminalistom ukrywanie się w regionie, ale zdaniem krytyków może ona zagrozić praworządności, na której opiera się pozycja miasta jako międzynarodowego centrum finansowego.
Skomentuj artykuł