Polska może stracić na dialogu z Janukowyczem
Znany ukraiński publicysta Witalij Portnikow ostrzegł przed zbytnią pobłażliwością, z jaką część państw UE traktuje ekipę prezydenta Wiktora Janukowycza. Uprzedził, że polityka wobec Ukrainy, którą reprezentuje m.in. Polska, może obrócić się przeciw Warszawie.
Portnikow, związany z niezależną, krytyczną wobec władz, telewizją TVi, wyraził w rozmowie z PAP przekonanie, że wyniki niedzielnych wyborów parlamentarnych na Ukrainie zostaną sfałszowane, a to, czy Zachód uzna głosowanie za uczciwe, zależy wyłącznie od sumienia zagranicznych partnerów Kijowa.
Czy te wybory są w stanie zmienić istniejący układ sił na Ukrainie?
Witalij Portnikow: Jeśli mówimy o uczciwych wyborach, to rzeczywiście mogłyby one zmienić układ sił na Ukrainie, jednak w wyniku tych wyborów rządząca Partia Regionów, która przygotowuje fałszerstwa, uzyska większość parlamentarną i zacznie przygotowywać się do 2015 r., kiedy to na Ukrainie odbędą się wybory prezydenckie. Partia Regionów postara się wtedy wzmocnić swą władzę na następne dziesięciolecia.
Obserwatorzy wskazują, że ukraińska opozycja niezbyt aktywnie walczyła w tej kampanii z przeciwnikami z obozu prezydenckiego.
Witalij Portnikow: Logikę opozycji można zrozumieć, gdyż w razie wygranej w wyborach parlamentarnych opozycja nie może powołać rządu. Nie ma do tego prawa, bo rząd powołuje nie parlament, a prezydent (w 2010 r. Trybunał Konstytucyjny Ukrainy przywrócił konstytucję z 1996 roku, rozszerzając kompetencje prezydenta i ograniczając rolę parlamentu). To właśnie odróżnia Ukrainę od Polski, czy innych cywilizowanych państw. Nawet jeśli obecny rząd podałby się do dymisji, prezydent Wiktor Janukowycz może mianować rząd tymczasowy i spokojnie z nim współpracować, nie zwracając żadnej uwagi na parlament. Niezależnie od tego, jakim wynikiem zakończą się te wybory, głównym rozgrywającym nadal pozostanie Janukowycz.
Czy jeśli te wybory zostaną sfałszowane, Zachód uzna ich wyniki?
Witalij Portnikow: - Jest to wyłącznie kwestia sumienia naszych europejskich i amerykańskich przyjaciół. Wybory zostaną uznane za nieuczciwe, jeśli na przeszkodzie nie staną pewni nieodpowiedzialni politycy w UE, w tym politycy z Polski, którzy gotowi są zamienić ukraińską demokrację na obietnice Janukowycza, który deklaruje, że nie włączy Ukrainy do struktur integracyjnych Rosji.
Jest to polityka antyukraińska, antyeuropejska i antypolska. Ludzie, którzy ją prowadzą przekonają się wkrótce, że w jej następstwie Ukraina wejdzie do Unii Celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu. Jeśli Janukowyczowi uda się stworzyć taki model państwa, o którym marzy, efektem będzie członkostwo w klubie autorytarnych przywódców. Bo tylko ten klub gwarantuje Janukowyczowi utrzymanie władzy i ochronę własności prywatnej.
Kogo ma pan na myśli, mówiąc o polskich politykach gotowych do współpracy z Ukrainą za wszelką cenę?
Witalij Portnikow: Są to przedstawiciele polskich władz, których zdaniem dialog z Ukrainą powinien być kontynuowany poza wszelkimi wątpliwościami, bez brania pod uwagę oznak reżimu autorytarnego, który jest tu budowany. Argumentują oni, że Ukraina może pójść pod skrzydła Rosji. Takie słowa słyszeliśmy faktycznie z ust prezydenta Bronisława Komorowskiego i od przedstawicieli polskiego rządu.
To rujnuje wszystkie zdobycze polskiej polityki zagranicznej w ostatnim dziesięcioleciu. Ci ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jaki dołek kopią pod własnym państwem, nie mówiąc już o samej Ukrainie. To, że prezydent Polski przyjeżdża na Ukrainę, gdy liderka opozycji Julia Tymoszenko siedzi w więzieniu skazana za decyzje polityczne, to, że prezydent Polski spotyka się z człowiekiem, odpowiedzialnym za wyrok na Tymoszenko, że nie padają publicznie pytania o prześladowanie mediów na Ukrainie, jest legitymizacją autorytaryzmu. Nie chciałbym, żeby Polska odgrywała taką rolę na Ukrainie, gdyż utraci ona wówczas wśród demokratycznie nastawionych obywateli ukraińskich szacunek, na który przez całe lata pracowała.
Co stanie się z Ukrainą po wyborach?
Witalij Portnikow: Wynikiem tych wyborów, oraz działalności przyszłego parlamentu, stanie się kryzys polityczny i społeczny. Możliwe, że w jego wyniku ludzie wyjdą na ulice, lecz będzie to już kolejny etap naszego życia politycznego.
Skomentuj artykuł