"Polski obóz koncentracyjny" - zwykła pomyłka?
Będą negocjacje ugodowe w precedensowym procesie cywilnym, wytoczonym przed warszawskim sądem przez obywatela Polski wydawcy niemieckiego dziennika za zwrot "polski obóz koncentracyjny".
W czwartek przed Sądem Okręgowym w Warszawie adwokaci Zbigniewa Osewskiego (który pozwał wydawcę "Die Welt") oraz pełnomocnicy pozwanej spółki zapowiedzieli wolę rozmów. Sąd dał im na to miesiąc. Kolejny termin sprawy - 9 grudnia.
Pełnomocnicy powoda zaproponowali w sądzie ugodę, która miałaby polegać na: przeproszeniu powoda na portalu "Die Welt"; zaniechaniu dalszego używania inkryminowanego zwrotu w periodykach wydawcy, a w przypadku każdorazowego naruszenia tego zobowiązania - wpłacie 50 tys. euro na fundację pamięci ofiar niemieckiego obozu Auschwitz oraz pokryciu kosztów procesu.
Adwokaci pozwanych powiedzieli, że mają własną propozycję ugody, której nie ujawnili, choć "są elementy wspólne". "Usiądźmy jeszcze dziś do stołu" - apelował mec. Witold Góralski, informując, że na sali jest przedstawiciel wydawcy z prawem do decyzji finansowych. Dodał, że warunkiem negocjacji jest ich poufność.
"Jesteśmy gotowi na spotkanie" - odpowiedzieli pełnomocnicy powoda, którzy zgodzili się na poufność rozmów.
Marek Maciejko z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która przyłączyła się do sprawy po stronie powoda, powiedział sądowi, że stanowisko zajmie w końcowym etapie procesu.
Proces ruszył we wrześniu 2012 r. Pełnomocnicy powoda mówili wtedy, że użycie tego zwrotu nie było przypadkowe. Według strony pozwanej, która wnosi o oddalenie pozwu, była to niezamierzona pomyłka.
Osewski pozwał za naruszenie swych dóbr osobistych niemiecką spółkę Axel Springer AG, wydawcę m.in. "Die Welt". Chodzi o użyciu przez gazetę w 2008 r. zwrotu "polnische Konzentrationslager Majdanek" (zaraz po tym "Die Welt" opublikował przeprosiny).
Powód żąda przeprosin za naruszenie dóbr osobistych, jakimi są tożsamość i godność narodowa oraz prawo do poszanowania prawdy historycznej; zaniechania używania tych słów i wpłaty przez pozwanego 500 tys. zł na cel społeczny. Poczuł się dotknięty osobiście, bo jeden jego dziadek zmarł w obozie pracy, drugi był więziony w obozach koncentracyjnych w Niemczech. Zdaniem Osewskiego przeprosiny "Die Welt" nie były szczere, gdyż potem znów użyto tam słów o "polskim obozie zagłady".
Polscy pełnomocnicy pozwanej spółki wnoszą o oddalenie pozwu, choć przyznają ze używanie takiego “wadliwego kodu pamięci", zwłaszcza przez niemieckie media, jest haniebne. Kwestionują, aby tożsamość narodowa czy prawo do poszanowania prawdy o historii narodu, podlegały ochronie jako dobra osobiste na podstawie kodeksu cywilnego - chroniona jest zaś pamięć zbiorowa.
Strona powodowa replikuje, że katalog dóbr osobistych z kodeksu cywilnego jest katalogiem otwartym, a ochrona pamięci zbiorowej nie wyklucza dochodzenia roszczeń przez jednostkę.
Naczelny "Die Welt" Thomas Schmid był niedawno przesłuchiwany w drodze pomocy prawnej przez sąd w Berlinie. Zeznał, że była to niezamierzona pomyłka.
Strona powodowa wniosła wcześniej, by sąd zwrócił się do polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich o wydanie opinii, czy zwrot "Die Welt" był przejawem niemieckiej polityki historycznej, czy też była to wypowiedź przypadkowa. Pozwani są temu przeciwni, bo "przedmiotem tego procesu nie jest niemiecka polityka historyczna". "Jej podmiotem mogą być też niemieckie media" - replikują pełnomocnicy powoda.
Wnieśli też oni o powołanie przez sąd językoznawcy, by ocenił, czy zwrot "polskie obozy" może prowadzić do błędnego przekonania, że zorganizowali je i prowadzili Polacy, oraz psychologa społecznego - na okoliczność, czy tożsamość narodowa jest wartością społecznie pożądaną. Pełnomocnicy pozwanych byli przeciwni i tym wnioskom.
Początkowo SO odrzucił pozew, bo uznał, że sądy polskie nie są właściwe do rozstrzygania sporu wobec niemieckiej spółki prawa handlowego. W 2010 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał jednak, że wydawca może być pozwany w Polsce, skoro artykuł rozpowszechniono w Polsce (w formie papierowej i elektronicznej) i w Polsce obywatel polski doznał krzywdy.
Kilka dni temu PiS ogłosiło, że chce karania do 5 lat więzienia za używanie takich zwrotów, jak w "Die Welt".
Skomentuj artykuł