Rosja odpowiada za destabilizację Kirgistanu
Rosja podkopała rządy kirgiskiego prezydenta Kurmanbeka Bakijewa odsuniętego od władzy w kwietniu, co wywołało falę rozruchów w tym państwie. Mimo to Moskwa nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności za kryzys - pisze brytyjski dziennik "The Guardian".
Wśród motywów Moskwy gazeta wymienia: chęć kontroli ważnych szlaków dostaw energii (z byłych republik ZSRR do Chin), szlaków komunikacyjnych oraz dążenie do utrzymania lub przywrócenia politycznych wpływów w republikach dawnego ZSRR.
"Obecnie Moskwa sprawia wrażenie, jakby chciała uniknąć konsekwencji swoich działań, odmawiając wysłania własnych sił pokojowych i daje do zrozumienia, że za bezpieczeństwo w Kirgistanie powinna wziąć odpowiedzialność bezzębna Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym dla byłych republik ZSRR" - zaznacza gazeta.
"Guardian" argumentuje, iż Chiny dotychczas wypowiadające się na temat konfliktu językiem dyplomatycznych ogólników nie mogą być wobec niego obojętne, nie tylko z powodów ekonomicznych, ale również dlatego że w Kirgizji mieszka ok. 250 tys. Ujgurów, których pobratymcy w chińskiej prowincji Sinkiang domagają się autonomii.
Niestabilny ościenny kraj może stać się bazą i schroniskiem dla ujgurskich partyzantów. Dodatkowo Chiny wybudowały w regionie gazociąg z Turkmenii do zachodnich Chin, przebiegający przez przyjazne Rosji Uzbekistan i Kazachstan.
Kryzys w Kirgistanie stawia również na porządku dziennym rolę Szanghajskiej Organizacji Współpracy, która - jak pisze "Guardian" - wygląda "na nieskuteczną i nieprzydatną".
"Wśród tych złożonych machinacji i kalkulacji administracja Baracka Obamy nie po raz pierwszy wygląda na bezradnego kibica" - sugeruje dziennik. USA mają w Kirgistanie ważną z punktu widzenia operacji afgańskiej bazę w Manas.
"Destabilizacja w Azji Środkowej ma coraz większy wpływ na interesy ekonomiczne, w dziedzinie bezpieczeństwa i interesy strategiczne Rosji, Chin i USA" - stwierdza gazeta. Precedensy z lat 1990 i 2005 wskazują, że etniczny konflikt w Kirgistanie nie rozszerzy się na sąsiedni Uzbekistan i Tadżykistan, ale nie jest to żadnym pocieszeniem wobec nierozwiązanych problemów tego kraju.
Skomentuj artykuł