Rosyjska misja w NATO obsadzona szpiegami
Przedstawicielstwo Rosji przy Pakcie Północnoatlantyckim w Brukseli obsadzone jest rosyjskimi szpiegami. We wzajemnych stosunkach uprawiana jest zabawa w kotka i myszkę. Dochodzi do wielu komicznych sytuacji. Zdarzają się jednak i poważne – pisze tygodnik "The Economist".
Do poważnych tygodnik zalicza niedawne skazanie Estończyka na karę 12 lat pozbawienia wolności za szpiegostwo, a do komicznych – ustawienie ochroniarzy przed salą obrad NATO, by nie dopuścić do wślizgnięcia się na obrady Rosjan, którzy dla niepoznaki zdejmują plakietki.
"The Economist" doszedł do wniosku, że stosunki NATO-Rosja i Unia Europejska-Rosja są dwuznaczne. Obie strony mają wiele wspólnych interesów, ale ich kontakty stoją pod znakiem "gburowatej obojętności". Przykładem jest szczyt Rosja-UE z 18 listopada, którego wynikiem było tylko kilka technicznych porozumień, mimo że rozmawiać było o czym.
Za najważniejszy z powodów tej "gburowatej obojętności" pismo uznaje to, że kwestia rozszerzenia NATO i UE na państwa, które Kreml uważa za należące do rosyjskiej strefy wpływów, zeszła na dalszy plan. Skutkiem może być według "The Economist" wyłonienie się "nowej równowagi między Europą, Rosją, a USA".
"Rosjanie już osiągnęli wiele z tego, na czym im zależało. Ważnym celem Moskwy było powstrzymanie rozszerzenia NATO i amerykańskich planów stacjonowania elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach. Amerykanie obecnie mówią, że w pierwszej fazie planów wykorzystane zostaną okręty na morzu, a radar będzie bliżej Iranu. Perspektywa członkostwa Ukrainy i Gruzji w NATO jest odległa" – wskazuje "The Economist".
To samo stosuje się do rozszerzenia UE. Partnerstwo Wschodnie pismo nazywa "ochłapem" rzuconym państwom, których UE nie chce zaprosić do swego klubu (Ukraina, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Białoruś, Mołdawia), co oznacza, że Bruksela nie będzie miała w nich większego politycznego wpływu.
"20 lat od zakończenia zimnej wojny można wyzbyć się niektórych iluzji, w pierwszym rzędzie tej, iż Europa, Ameryka i Rosja są partnerami wyznającymi wspólny system wartości, choć nie oznacza to, że muszą być wrogami. Rosja ma prawo występować z nowymi inicjatywami w kwestii współistnienia, ale Europa i USA mają prawo domagania się od Moskwy wywiązania się z istniejących zobowiązań, w szczególności odnoszących się do praworządności" – wskazuje pismo.
"Mimo szpiegostwa rozsądek przemawia za tym, by mieć rosyjskich dyplomatów w NATO" – dodaje tygodnik, ale zastrzega, że na razie wiarygodnym obrońcą bezpieczeństwa w Europie pozostaje USA.
Skomentuj artykuł