Stary konflikt w nowej sytuacji politycznej
Nowy konflikt między Izraelem a Strefą Gazy wywołał palestyński Hamas, ale Izrael szykował swą zbrojną reakcję od miesięcy, biorąc poprawkę na polityczne zmiany w regionie po arabskiej wiośnie, utrudniające sytuację Izraela.
Choć nie było jednego, konkretnego wydarzenia, które rozpaliło nowy konflikt między Izraelem a Strefą Gazy, nie ma wątpliwości, że wywołał go Hamas, bombardując z coraz większym natężeniem terytorium Izraela - uważa Richard Haas, szef amerykańskiej Rady Stosunków Zagranicznych (CFR). - Mamy do czynienia z innym, lepiej uzbrojonym, mniej izolowanym nowym Hamasem, który chce teraz umocnić swoją pozycję - powiedział w wywiadzie dla telewizji MSNBC.
Amerykański ośrodek badawczy Stratfor zwraca jednak uwagę, że Izrael podjął krok uprzedzający: 23 października zbombardowany został skład broni w Chartumie i w powszechnej opinii był to atak izraelskich sił powietrznych. W stolicy Sudanu ukryty był arsenał Hamasu, w którym znajdować się miały między innymi szczególnie niebezpieczne rakiety Fadżr-5 irańskiej produkcji. Wystrzelone z Gazy, mogą dosięgnąć Tel Awiwu i Jerozolimy. "Izrael zdawał sobie sprawę, że próba wyeliminowania zagrożenia, jakie stanowią Fadżr-5 może oznaczać wojnę" - pisze Stratfor.
"Hamas mógł zdecydować się na eskalację ataków, ponieważ chce umocnić swoją pozycję, zwłaszcza w odniesieniu do kontrolowanej przez konkurujący z nim o władzę na palestyńskich terytoriach Fatah - pisze Elliott Abrams z CFR. - (Fatah) wystąpił do ONZ o status nieczłonkowskiego państwa obserwatora (dla Autonomii Palestyńskiej) i ma wszelkie szanse, by go uzyskać. By podbudować poparcie Palestyńczyków, zwłaszcza młodych, przywódcy Hamasu potrzebują wojny. Pokazują, że podczas gdy Fatah mówi, Hamas działa".
Według Abramsa, Hamas chce się znaleźć w centrum uwagi. Arabska wiosna odmieniła krajobraz polityczny w regionie, nie całkiem jednak po myśli tej organizacji. Bo choć Hamas jest teraz mniej izolowany politycznie w krajach, w których demokratyczne wybory wyniosły do władzy islamistów, jednak Egipt nie otworzył dla Palestyńczyków swych granic, a oczekiwane wsparcie ze strony Bractwa Muzułmańskiego, z którego wywodzi się tamtejszy prezydent Mohammed Mursi, nie nadeszło.
Gra może się więc toczyć o utrzymanie bądź pozyskanie nowych sojuszy w regionie. Sratfor przypomina, że “filarem pokoju" na Bliskim Wschodzie było porozumienie pokojowe między Izraelem a Egiptem z 1978 roku. Pokój między tymi państwami i współpraca ich wywiadów gwarantowały względną stabilność w zapalnym regionie.
Cytowany przez BBC politolog z uniwersytetu w Kairze Hassan Nafaa sądzi, że Izrael odpowiedział na ostrzał ze Strefy Gazy atakiem w dużej mierze po to, by przetestować to "jak silne są relacje między Hamasem a Egiptem".
Opinia publiczna w Egipcie jest jednak po stronie Palestyńczyków, a demokratycznie wybrany prezydent nie będzie mógł jej trwale ignorować. "Izrael będzie więc musiał porównać koszty obrony swych obywateli" z ryzykiem podważenia "strategicznie najważniejszych dla niego stosunków z Egiptem" - czytamy na stronach amerykańskiego think tanku Brookings.
Wszystko wskazuje więc na to, że Hamas walczy o poparcie Egiptu licząc, że retorsje Izraela, który nie wyklucza inwazji wojsk lądowych na Strefę Gazy, wywołają protesty opinii publicznej, które w demokratycznym Egipcie będą z czasem musiały wpłynąć na politykę zagraniczną Kairu.
Izrael ma wszelkie powody, by czuć szczególny niepokój w zmienionym krajobrazie politycznym. Ponadto Hamas jest tym razem lepiej przygotowany do swej kampanii: jeszcze kilka lat temu jego arsenał ograniczał się do "prymitywnych, domowej roboty (pocisków) wyprodukowanych w Gazie" - pisze AP. Teraz jednak, zarówno Hamas, jak i inne radykalne ugrupowania islamskie zdołały przeszmuglować do Strefy Gazy "wyrafinowane rakiety dalekiego zasięgu z Iranu i Libii" - wyjaśnia agencja. Według Stratforu Hamas ma zarówno rakiety typu Fadżr-5, jak i Fadżr-3.
Ponadto napływ do Gazy islamskich bojowników z Afryki Północnej, "którzy popychają Hamas do walki, oraz rosnąca w całym regionie nienawiść do Izraela sprawiają, że angażuje się on w konflikt, w którym musi stawić czoło całkiem nowym wyzwaniom" - pisze "New York Times".
Wrzenie na Bliskim Wschodzie podsycane jest przez Iran, który w opinii Stratforu czeka na polityczne korzyści, jakie może mu przynieść konflikt między Strefą Gazy z Izraelem. Teheran liczy na poprawę osłabionego ostatnio sojuszu z Hamasem, który wiąże teraz swe nadzieje z Bractwem Muzułmańskim, choć to Iran dostarczał mu broni. Islamska Republika, która wspiera również reżim syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada, z ulgą przyjmuje konflikt, który odwraca uwagę od rzezi w Syrii - pisze ten ośrodek.
"Minister obrony Iranu Ahmad Wahidi wezwał w sobotę muzułmanów, by odpowiedzieli agresją na zbrojne działania Izraela w Strefie Gazy - zaznacza Stratfor. - Oczy wszystkich są więc zwrócone na Liban, gdzie Hezbollah, najsprawniejszy militarny pełnomocnik Iranu może otworzyć drugi front w walce z Izraelem".
Konflikt może więc ogarnąć południowy Liban - przewiduje amerykańska wywiadownia, podkreślając jednak, że na razie Hezbollah czeka. Być może na moment, w którym Hamas wciągnie siły lądowe Izraela w konflikt wystarczająco trudny, by interwencja Hezbollahu dawała nadzieje na wynegocjowanie z Izraelem korzystnego zawieszenia broni.
Arabska wiosna zmieniła radykalnie uwarunkowania starego konfliktu między Izraelem a Palestyńczykami. "Nikt nie przewidział jej nadejścia i z pewnością nikt teraz nie wie, jak będzie wyglądał ten region, gdy sytuacja znów się uspokoi" - komentuje BBC.
Skomentuj artykuł