To była krwawa niedziela w Strefie Gazy

To była krwawa niedziela w Strefie Gazy
(fot. EPA/Olivier Weiken)
PAP / drr

Izraelska bomba zrzucona w niedzielę na dom rodziny Abu Dalu w Gazie zabiła 10 osób, w tym cztery kobiety i trójkę dzieci. To najbardziej krwawy incydent od zeszłej środy, gdy doszło do ponownego zaostrzenia palestyńsko-izraelskiego konfliktu.

Piąty dzień ataku na Gazę izraelscy piloci zaczęli od zrzucenia w nocy i nad ranem rakiet na dwa budynki, w których swoje siedziby ma kilkanaście palestyńskich i zagranicznych mediów. Sześciu dziennikarzy zostało rannych. Kamerzysta telewizji Al-Kuds stracił nogę. Po południu przebywał wciąż na oddziale intensywnej opieki w głównym szpitalu w Gazie - Szifa.

Na tym samym oddziale znajdowało się jeszcze osiem osób, większość z nich ma zostać przewieziona do Egiptu. - Z powodu izraelskiej blokady Gazy brakuje nam nowoczesnego sprzętu, nie możemy kupić nowego wyposażenia, a stare zużywa się i nie mamy jak wymieniać części. Brakuje też wielu podstawowych leków - powiedział PAP szef oddziału intensywnej terapii w Szifie, doktor Fauzi Nablusija.

W Szifie hospitalizowany jest też 10-letni Dżamal Abdel el-Al, z urazem głowy i złamanym stawem łokciowym. Został ranny gdy rano wojsko ostrzelało kwaterę palestyńskiej policji w dzielnicy Gazy. Po ataku w ziemi powstało pięć wielkich lejów. Pracownicy palestyńskich organizacji pozarządowych, którzy byli na miejscu, powiedzieli PAP, że nigdy w życiu nie widzieli takich kraterów po bombardowaniach.

- Bawiłem się przed domem z moimi braćmi, gdy nagle zaczęło się bombardowanie. Byłem na zewnątrz, gdy rakiety zaczęły spadać na nas. Budynek się zawalił, wszystko się poprzewracało, moi bracia i siostry i mój tata też zostali ranni - powiedział Dżamal.

Izraelskie pociski zniszczyły, poza pustą stacją policji, kompletnie trzy domy, w tym ten, w którym spał Dżamal. Rano, przez kilka godzin po izraelskim ostrzale, ratownicy próbowali wyciągnąć z gruzów 52-letnią Nalal Abed el-Al, krewną Dżamala. Jeden z biorących w akcji lekarzy powiedział, że szanse na to, że Nalal jeszcze żyje są bardzo małe, ale nie miał serca powiedzieć tego rodzinie. Nalal zmarła pod gruzami własnego domu.

Dwa łóżka obok Dżamala siedziała 53-letnia kobieta Fajza Abu Salah, z urazem głowy i złamaną ręką. Jej obrażenia to wynik innego izraelskiego nalotu w sobotę nad ranem na dom w gęsto zaludnionej dzielnicy w Dżabali na północ od miasta Gaza. - To cud, że żyjemy, dom zawalił się nam na głowę, spędziliśmy pod gruzami godzinę, czekając aż ratownikom uda się do nas dotrzeć - powiedziała pani Salah. W tym ataku 30 osób zostało rannych.

Sąsiednie domy też poważnie ucierpiały. - Przez trzy noce nie mogliśmy spać. Ale tej nocy udało nam się zasnąć. Nad ranem, gdy bomba spadła na przyległy budynek, spałam z pięciorgiem moich dzieci, na szczęście były w moich ramionach i dzięki Bogu żadne nie zostało ranne - mówiła sąsiadka Sana Ad-Dadah, która próbowała zacząć usuwanie gruzów ścian z salonu.

Wieczorne bombardowanie domu rodziny Abu Dalu został natychmiast uznane przez Palestyńczyków za "masakrę". Gdy trwała akcja ratunkowa i z gruzów wyciągano rannych i zabitych, ktoś nagle zaczął krzyczeć, że za chwilę zbombardowany zostanie sąsiedni budynek. Ludzie w panice rzucili się do ucieczki. Choć w tym przypadku był to fałszywy alarm, zdarza się, że izraelskie samoloty wracają, by drugi raz zbombardować to samo miejsce, gdy lekarze są już na miejscu. - To obecnie stanowi największe zagrożenie dla ratowników, kilku już zostało rannych - powiedział dyrektor szpitala Palestyńskiego Czerwonego Półksiężyca w Gazie, Chalil Abu Ful.

W trwających od środy izraelskich ostrzałach Gazy z powietrza, morza i lądu - w odpowiedzi na ostrzał rakietowy Izraela dokonywany przez bojowników Hamasu - zginęło 70 Palestyńczyków, a 539 zostało rannych. Wśród zabitych około połowa to kobiety i dzieci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To była krwawa niedziela w Strefie Gazy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.