Swing states - tu może być gorąco

(fot. EPA/Erik S. Lesser)
PAP / drr

W kilku stanach USA, gdzie szanse Baracka Obamy i Mitta Romneya w wyborach prezydenckich są wyrównane, tzw. swing states, może dojść do sporów o wynik głosowania i opóźnień w liczeniu głosów - przewidują obserwatorzy kończącej się kampanii wyborczej.

Na Florydzie toczy się spór o czas trwania wczesnego głosowania, przed wtorkiem 6 listopada. Jak w wielu innych stanach z możliwości tej korzysta w tym roku więcej wyborców niż poprzednio. W ostatnią sobotę przed lokalami wyborczymi utworzyły się gigantyczne kolejki i wiele osób nie zdążyło zagłosować przed ich zamknięciem.

Miejscowi działacze Partii Demokratycznej zwrócili się do sądu o przedłużenie wczesnego głosowania, na co republikańska legislatura i republikański gubernator stanu Rick Scott nie chcieli się zgodzić. Władze na Florydzie skróciły czas wczesnego głosowania z planowanych początkowo 14 dni do ośmiu.

Demokraci protestują przeciwko temu, ponieważ z opcji wczesnego głosowania w większym stopniu korzystają sympatycy ich partii.

Tymczasem w Ohio, innym stanie "wahającym się" między Obamą a Romneyem, przedmiotem sporu stało się głosowanie pocztą - kiedy głosy oddawane są przez wyborców przebywających poza swoim okręgiem wyborczym - a także tzw. prowizoryczne karty do głosowania. Są to karty, na których głos mogą oddać wyborcy niespełniający formalnych warunków - którzy nie wylegitymowali się odpowiednim dowodem tożsamości albo nie zarejestrowali się do głosowania. Głosy takie są obliczane po dopełnieniu przez wyborców wspomnianych formalności.

Z możliwości tej także korzystają częściej zwolennicy demokratycznych kandydatów do Białego Domu, a więc biedni, imigranci albo przedstawiciele mniejszości etniczno-rasowych.

Przewiduje się, że jeżeli po obliczeniu głosów w takich stanach jak Ohio i Floryda różnica między Obamą a Romneyem będzie minimalna, obóz przegrany nie uzna rezultatu i zażąda ponownego obliczenia głosów. W Ohio takie obliczanie musi nastąpić automatycznie, jeśli różnica wyniesie mniej niż pół procent wszystkich oddanych głosów, czyli ok. 25 000.

W oczekiwaniu na taką ewentualność tysiące prawników przyjechało do stanów "swingujących", aby prowadzić spodziewane pozwy sądowe.

Do USA przybyło też ponad stu obserwatorów międzynarodowych, zaproszonych przez Stowarzyszenie Sekretarzy Stanu w USA (każdy stan ma swojego sekretarza stanu). W delegacji obserwatorów wysłanej przez Zgromadzenie Parlamentarne OBWE jest sześciu obserwatorów z Polski, posłów na Sejm z największych partii.

Obserwatorzy będą monitorować przebieg głosowania w trzech stanach "wahających się": Wirginii, Pensylwanii i Karolinie Północnej. - Nasza obecność jest przyjmowana dobrze przez Amerykanów. Nie spotykamy się z obiekcjami. (...) W USA obserwuje się kulturę zaufania wobec uczciwości procesu wyborczego. Reguły głosowania są przez wyborców rozumiane i nie budzą wątpliwości - powiedział jeden z przybyłych na wybory obserwatorów, poseł PO Michał Szczerba.

W Teksasie jednak stanowy prokurator generalny zapowiedział, że nie życzy sobie ingerencji obserwatorów w wybory i zagroził, że ci, którzy zbliżą się do lokali wyborczych na odległość mniejszą niż 30 metrów, zostaną aresztowani. Został za to skrytykowany przez część mediów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Swing states - tu może być gorąco
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.