"SZ" o wypaczaniu historii Krymu przez Putina
Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung" rozprawia się w poniedziałek z argumentami wysuwanymi ostatnio przez prezydenta Rosji Władimira Putina w celu uzasadnienia rzekomego prawa Rosji do Krymu oraz usprawiedliwienia paktu Stalina z Hitlerem.
Autor materiału, były korespondent "SZ" w Polsce i na Ukrainie Thomas Urban, przypomniał fragment orędzia Putina, w którym prezydent podkreślił znaczenie sakralne Krymu dla Rosji. "Krym jest dla nas takim świętym miejscem, jak Wzgórze Świątynne (w Jerozolimie) dla wyznawców judaizmu i islamu" - powiedział wówczas Putin uzasadniając to m. in. chrztem swojego imiennika św. Włodzimierza w 988 roku właśnie na Krymie.
Urban wyjaśnia, że św. Włodzimierz nie był przecież księciem Moskwy, lecz księciem Kijowa, gdzie do dziś stoi jego pomnik. Poświęcona jest mu też jedna z trzech kijowskich katedr, a jego podobizna widnieje na ukraińskich banknotach. "Św. Włodzimierz jest ukraińskim bohaterem narodowym" - pisze Urban.
Jak dodaje, teorii Putina zaprzeczają też nagie liczby. W 1991 roku 54 proc. mieszkańców Krymu, a więc także część Rosjan, głosowało za niepodległością Ukrainy. Podczas ostatnich wolnych wyborów przeprowadzonych w 2010 roku zwolennicy przyłączenia do Rosji ponieśli sromotną porażkę. Większość mieszkańców Krymu akceptuje status autonomiczny półwyspu. Przewidywał on, że Kijów dotował Krym i zapewniał mu finansową i kulturalną autonomię chroniąc go przed zakusami ze strony moskiewskich oligarchów i aparatczyków - pisze Urban.
Zdaniem "SZ" opinia, że osoby mówiące po rosyjsku mają poglądy prorosyjskie, jest nieprawdziwa także w przypadku Donbasu. Blisko trzy czwarte mieszkańców tego regionu podaje rosyjski jako język ojczysty, ale tylko 38 proc. w przeprowadzonym w 2001 r. spisie określiło się jako Rosjanie. To tłumaczy, dlaczego Igor Girkin, były oficer GRU, skarżył się, że miejscowi "nie chcą walczyć o swoją wolność" - pisze Urban.
Podobnie nieprawdziwy jest zdaniem "SZ" użyty niedawno przez Putina argument, że Stalin zawarł pakt Ribbentrop-Mołotow, ponieważ Armia Czerwona "nie chciała walczyć". Urban przypomina oczywiste dla czytelnika polskiego, ale pomijane często w Niemczech, fakty: wkroczenie Rosjan do Polski 17 dni po ataku Niemiec, tajny protokół przewidujący podział Polski, wywózki Polaków i Ukraińców do gułagów, likwidację warstw kierowniczych, w tym mord w Katyniu. Autor zwraca uwagę na krwawe prześladowania ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego.
Urban podkreśla, że uczestnicząc z premierem Donaldem Tuskiem w 2010 roku w uroczystościach w Katyniu, Putin uznał odpowiedzialność sowieckiej tajnej policji. Jego uwaga, że w katyńskim lesie leży dużo więcej Rosjan mogła być jednak zrozumiana jako próba relatywizacji.
"SZ" pisze też, że Putin rości sobie prawo do przedstawiania zwycięstwa nad Hitlerem jako sukcesu rosyjskiego, pomijając wkład ukraiński. Odsetek Ukraińców, którzy walcząc w Armii Czerwonej zginęli na froncie, był trzy razy większy niż Rosjan. W propagandzie rosyjskiej mowa jest cały czas o Banderze.
Zdaniem Urbana programy telewizyjne i szkolne oraz publikacje przedstawiają historię w sposób jednostronny. Dlatego większość Rosjan jest przekonana, że książę Włodzimierz był ich pierwszym ochrzczonym rodakiem - czytamy w "Sueddeutsche Zeitung".
Skomentuj artykuł