Problemem nie do przezwyciężenia na tym etapie okazała się kandydatura socjalisty Fransa Timmermansa na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Głośno sprzeciwiła się jej m.in. Grupa Wyszehradzka, przeciwko oddaniu szefostwa Komisji socjalistom byli dodatkowo liderzy krajów należących do Europejskiej Partii Ludowej, poza kanclerz Niemiec Angelą Merkel.
Prezydent Francji Emmanuel Macron oraz dyplomaci z innych krajów krytykowali sposób organizacji rozmów przez szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. "Dzisiejszy dzień zakończyliśmy porażką, to bardzo źle dla wizerunku Rady (Europejskiej) i dla Europy" - nie krył rozczarowania Macron po przerwaniu szczytu.
Dyplomata z jednego z zachodnich krajów członkowskich wskazywał, że przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk organizując w nocy wysłuchania przywódców zamiast zawężać różne opcje, był bardzo otwarty na ich propozycje, co przeciągnęło rozmowy na całą noc.
Współpracownicy Tuska odbijali piłeczkę, przekonując dziennikarzy, że Tusk był zaskoczony ustaleniami Francji, Niemiec, Holandii i Hiszpanii poczynionymi w piątek w kuluarach szczytu G20 w Osace. Z wcześniejszych ustaleń miało bowiem wynikać, że w Radzie Europejskiej nie ma poparcia dla żadnego z kandydatów wiodących forsowanych przez Parlament Europejski, a jednym z nich był właśnie Timmermans.
Z wypowiedzi źródeł unijnych wynika, że mogło też dojść do nieporozumienia, bo Tusk miał być przekonany, że ustalony w Osace pakiet nazwisk był konsultowany z innymi przywódcami. Tymczasem już na szczycie wyrażano wobec niego pretensje, że nie skonsultował tej propozycji.
Po ogłoszeniu przerwy w szczycie w poniedziałek nie było jasne, czy kandydatura Timmermansa jest nadal na stole, czy też podejmowane będą próby wypracowania pakietu z innym kandydatem. "Będą telefony, spotkania, zobaczymy, co z tego wyniknie" - powiedział PAP dyplomata jednego z państw.
Premier Mateusz Morawiecki informował po szczycie, że nie tylko kraje Grupy Wyszehradzkiej, ale także Włochy i kilka innych państw były przeciwne kandydaturze Timmermansa.
Niemiecka kanclerz, która była jednym z architektów propozycji z Osaki, na konferencji była pojednawcza wobec państw Europy Środkowo-Wschodniej, mówiąc, że większe kraje UE nie mogą ignorować punktu widzenia mniejszych. "Musimy pamiętać, że mamy mniejsze i większe kraje członkowskie w Grupie Wyszehradzkiej, a także takie kraje jak Włochy. Nie byłabym zadowolona, gdyby na przykład inne kraje przegłosowały Niemcy, nie biorąc pod uwagę naszych interesów" - powiedziała dziennikarzom.
Jak zaznaczyła, sytuacja wokół obsady stanowisk jest skomplikowana, wyraziła jednak przekonanie, że "dzięki dobrej woli możliwy będzie kompromis". "Musimy mocno pracować, żeby znaleźć porozumienie" - wskazała. Zaznaczyła, że decyzja w sprawie stanowisk nie powinna prowadzić do napięć w najbliższych latach.
Premier Bułgarii Bojko Borisow powiedział, że jego rodaczka Kristalina Georgiewa odpadła z wyścigu o stanowisko szefa Rady Europejskiej. Ustąpić jej miejsca nie chcieli liberałowie, którym instytucja ta miała przypaść zgodnie z pakietem z Osaki.
Borisow dodał, że Włochy i państwa Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry) wysuwają kandydaturę Georgiewej na stanowisko szefowej unijnej dyplomacji. Sofia jednak nie jest zainteresowana tym stanowiskiem, woląc dla siebie mocną tekę w KE.
Źródła unijne nie wykluczają, że jeśli we wtorek na szczycie zabraknie kompromisu, możliwe jest głosowanie w sprawie najwyższych stanowisk. Jak dodały, może się też odbyć ich kilka w przypadku różnych wariantów propozycji.
"Polaryzacja stanowisk krajów członkowskich jest duża. To bardzo komplikuje zawarcie kompromisu. Trudno oceniać, co się jutro stanie. Mogą odbyć się też tzw. głosowania negatywne, w których po kolei będą głosowane konkretne kandydatury. Ostatnie głosowanie musi być jednak jawne z uwagi na to, że jednym z kryteriów osiągnięcia większości dla kandydatury jest procent populacji UE" - powiedziało źródło unijne.
Do wyłonienia kandydata na szefa Komisji Europejskiej nie potrzeba w Radzie Europejskiej jednomyślności, lecz większości kwalifikowanej. Oznacza to, że "za" musi być co najmniej 21 krajów. Do blokady potrzeba z kolei co najmniej ośmiu państw. Za musi być co najmniej 72 proc. krajów członkowskich, reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii.
Skomentuj artykuł