TO SKANDAL - "serkowa rewolucja" w Izraelu
Izraelczycy rozpoczęli "serkową rewolucję" na Facebooku. Ponad 65 tys. ludzi przyłączyło się już do bojkotu granulowanego wiejskiego serka, którego ceny w izraelskich sklepach są ponad dwa razy wyższe niż w USA. Opozycja zaciekle atakuje w tej sprawie rząd.
Opozycyjna deputowana Ronit Tirosz postawiła w Knesecie przed premierem Benjaminem Netanjahu plastikowe pudełko z serkiem i powiedziała, że daje mu cenny prezent, gdyż pod rządami obecnego szefa gabinetu produkty nabiałowe stały się w Izraelu dobrem luksusowym, niedostępnym dla przeciętnego konsumenta.
Miesięczny bojkot miał się rozpocząć 1 lipca, ale pomysł tak szybko zyskał rozgłos, że trwa już teraz, zajmując czołówki w mediach i prowokując burzliwą debatę w parlamencie.
- Bojkot wiejskiego serka jest protestem przeciwko niesprawiedliwości, przeciwko społecznym różnicom, które pogłębiły się w czasie pańskiej kadencji - powiedziała w Knesecie, zwracając się do premiera, Cipi Liwni, liderka największej partii opozycyjnej Kadima.
Do kłótni o cenę serka doszło w parlamencie, gdy w ślad za kampanią w internecie 40 deputowanych Knesetu, czyli jedna trzecia składu izby, podpisało list krytykujący "dyplomatyczne, gospodarcze i społeczne porażki" rządu.
Ale konsumenci nie chcą tego słuchać. Wezwali do co najmniej miesięcznego bojkotu serka i innych produktów mlecznych, licząc, że producenci w obawie przed stratami ugną się pod wpływem społecznej presji. Tym bardziej, że produkty nabiałowe są krótkotrwałe.
7,5 mln obywateli państwa żydowskiego wydaje rocznie na produkty mleczne 600 mln szekli. Ponad połowę tej kwoty daje sprzedaż serków wiejskich.
Gabinet Netanjahu nie wyraża jednak zgody na umieszczenie wiejskiego serka na liście produktów, których ceny są kontrolowane przez rząd. Odpiera też ataki opozycji przypominając, że serek zniknął z tej listy w czasie jej rządów - w 2006 roku.
- W końcu wygramy tę bitwę. Staramy się stworzyć inną kulturę gospodarczą, w której ludzie przełamią dyktat producentów, odmawiając płacenia, gdy ceny będą za wysokie - zapowiada 25-letni Icchak Alrow, który rozpoczął protest na Facebooku.
Organizatorzy bojkotu mówią, że rozszerzy się on także na inne produkty, które drożeją w nieuzasadniony sposób. Są dumni, że ich akcja odbiła się takim echem. Tymczasem komentatorzy zaczynają mówić pół żartem pół serio, że w ślad za arabską wiosną również w Izraelu zaczyna się oddolna, internetowa rewolucja.
Skomentuj artykuł