Turcja: Mamy do czynienia z morderczym państwem
Do 97 wzrosła liczba zabitych w sobotnim zamachu w Ankarze, przed początkiem pokojowej demonstracji działaczy prokurdyjskich - podała opozycyjna Ludowa Partia Demokratyczna (HDP). Ok. 10 tys. ludzi protestowało w Stambule przeciwko atakowi terrorystycznemu.
Wcześniej minister zdrowia powiedział, że w tym najkrwawszym zamachu we współczesnej historii Turcji zginęło co najmniej 86 osób, a 186 zostało rannych.
Jak podała agencja AFP, ok. 10 tys. osób, przekonanych, że za zamachem stał rząd, przeszło ulicami Stambułu. "Znamy zabójców" - głosił transparent, który nieśli protestujący. Wykrzykiwali hasła przeciwko islamistyczno-konserwatywnemu prezydentowi Recepowi Tayyipowi Erdoganowi i Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), która od 2002 roku jest u władzy.
"Erdogan zabójca" i "Pokój zwycięży" - skandowano w europejskiej części Stambułu. Demonstrację ochraniało wielu policjantów. Podobne wiece zorganizowano w Diyarbakir, zamieszkanym głównie przez Kurdów. Doszło tam do incydentów, policja użyła gazu łzawiącego. Według agencji Dogan demonstracje odbyły się też w Izmirze na zachodzie, i w miastach Batman, Urfa i Van na południowym wschodzie Turcji.
Żadna organizacja nie przyznała się do sobotniego zamachu. Jednak według premiera Ahmeta Davutoglu mogli za nim stać bojownicy Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), dżihadyści z Państwa Islamskiego (IS) lub członkowie lewicowego ugrupowania pod nazwą Rewolucyjny Front-Partia Wyzwolenia Ludu (DHKP-C).
Dwie bomby eksplodowały o godz. 10.04 (godz. 9.04 czasu polskiego) przed dworcem kolejowym w Ankarze, gdy tysiące aktywistów z całej Turcji gromadziły się, by wziąć udział w proteście przeciwko wznowieniu konfliktu między władzami a kurdyjskimi bojownikami. Marsz zorganizowały liczne związki zawodowe, organizacje pozarządowe i partie lewicowe.
Według szefa rządu są dowody na to, że był to atak samobójczy. Dwaj zamachowcy samobójcy mieli wysadzić się w tłumie ludzi.
Davutoglu, a także minister spraw wewnętrznych Selami Altinok zdementowali, jakoby ankarska demonstracja nie była wystarczająco ochraniana przez siły bezpieczeństwa.
Prezydent Erdogan odwołał oficjalny wyjazd do Turkmenistanu - podały źródła w rządzie. Szef państwa miał w poniedziałek wziąć udział w szczycie z przywódcami Turkmenistanu i Azerbejdżanu.
Prokurdyjska HDP, która wzywała do demonstracji w tureckiej stolicy, wyraziła żal z powodu "strasznej masakry" i oskarżyła o nią rząd, który jej zdaniem ma krew na rękach.
- Mamy do czynienia z morderczym państwem, które zamieniło się w mafię - powiedział lider HDP Selahattin Demirtas. - Jesteście największymi zwolennikami terroru - dodał.
Demirtas porównał sobotni zamach do eksplozji w kurdyjskim Diyarbakir, podczas wiecu swej partii tuż przed czerwcowymi wyborami parlamentarnymi oraz do zamachu samobójczego w Suruc, przy granicy z Syrią. 20 lipca zginęły tam 33 osoby, w tym młodzi działacze lewicowi popierający sprawę kurdyjską. Zdaniem władz zamach w Suruc był najprawdopodobniej dziełem IS.
Władze wprowadziły tymczasowy zakaz publikowani przez media zdjęć i nagrań z chwili wybuchu, makabrycznych i krwawych obrazów lub "zdjęć, które wywołują uczucie paniki" - powiedział rzecznik rządu. Ostrzegł media, że zakaz może być zaostrzony, jeśli nie będą przestrzegać obecnego.
W sobotę wielu mieszkańców Ankary skarżyło się, że po ataku nie mają dostępu do Twittera i innych mediów społecznościowych. Nie jest jasne, czy władze zablokowały dostęp do tych stron.
Atak nastąpił trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, gdy w kraju na nowo rozgorzał konflikt między PKK a władzami w Ankarze. Eskalacja konfliktu doprowadziła do zerwania przed dwoma miesiącami rozmów pokojowych turecko-kurdyjskich prowadzonych od końca 2012 r. Szacuje się, że od 1984 roku konflikt ten pociągnął za sobą ok. 40 tys. ofiar śmiertelnych.
Niektórzy aktywiści twierdzą, że państwo tureckie miało swój udział w zamachach na kurdyjskie interesy i uważają, że Erdogan oraz AKP, której jest on współzałożycielem, próbują wzniecać nacjonalistyczne nastroje przed wyborami parlamentarnymi. Są one zaplanowane na 1 listopada. AKP chce w nich odzyskać większość, utraconą w wyborach z 7 czerwca br.
W 2003 roku w zamachu w Stambule na dwie synagogi, siedzibę banku HSBC i brytyjski konsulat zginęły 62 osoby. Według władz za atakiem stała Al-Kaida.
Skomentuj artykuł