Konsensus wypracowany w trwającym od niedzielnego wieczoru maratonie rozmów przewiduje, że Francuzka Christine Lagarde ma zostać szefową Europejskiego Banku Centralnego, a Hiszpan Josep Borrell szefem unijnej dyplomacji.
Szefem Parlamentu Europejskiego zgodnie z ustaleniami przywódców ma zostać na pierwsze dwa i pół roku Bułgar Sergej Staniszew, a później niemiecki chadek Manfred Weber. Te ostatnie nazwiska nie zostały jednak ogłoszone oficjalnie, bo PE sam (przynajmniej teoretycznie) wybiera swoje kierownictwo. Głosowania w tej sprawie zaplanowano na środę w Strasburgu.
Polska delegacja była zadowolona, że szefostwo Komisji Europejskiej nie wpadło w ręce holenderskiego socjalisty Fransa Timmermansa, z którym władze w Warszawie od kilku lat są w mocnym sporze dotyczącym praworządności.
"Byliśmy o włos od wyboru kandydata radykalnego, kandydata ideologicznej lewicy" - mówił po szczycie premier Mateusz Morawiecki. Jak dodał, cele, które zakładała sobie polska delegacja jadąc na szczyt, zostały osiągnięte.
Wzmocnienie w przestrzeganiu zasad
Szef Rady Europejskiej Donald Tusk mówił dziennikarzom, że skład nowych władz Komisji Europejskiej wzmocni ją w staraniach o przestrzeganie zasad rządów prawa we wszystkich krajach członkowskich, także w Polsce.
"Jeśli ktoś miał nadzieję, że wybór inny niż Fransa Timmermansa osłabi determinację UE, aby rządy prawa były regułą obowiązującą w całej Europie, to jest w błędzie. Jest dokładnie odwrotnie, te nasze decyzje są także decyzjami na rzecz rządów prawa w Europie i każdym kraju członkowskim" - oświadczył.
Tusk poinformował, że zgodnie z ustaleniem liderów unijnych wiceprzewodniczącymi KE mają zostać Timmermans i Dunka Margrethe Vestager oraz ktoś z Europy Środkowo-Wschodniej. Według premiera Słowacji Petera Pellegriniego kandydatem Grupy Wyszehradzkiej na stanowisko wiceprzewodniczącego KE będzie Słowak Marosz Szefczovicz.
"Te komentarze, także u nas w Polsce, że pan Timmermans został wyeliminowany czy pokonany, są delikatnie mówiąc przesadzone. Chciałbym podkreślić, że ten potencjalny skład władz Komisji raczej na pewno wzmocni Komisję w jej staraniach o przestrzeganie prawa i reguły rządów prawa we wszystkich krajach UE, także w Polsce" - zaznaczył Tusk.
"Porozumienie nie do zaakceptownia"
Sygnały z Parlamentu Europejskiego, który formalnie na sesji w połowie lipca ma głosować ws. szefa Komisji, pokazują, że uzyskanie większości dla Niemki może być trudne.
"Nasza grupa nadal stanowczo broni europejskiej demokracji i systemu kandydatów wiodących, procesu Spitzenkandidat; nie chcemy, aby został pogrzebany" - oświadczyła we wtorek przewodnicząca frakcji socjalistów w PE, hiszpanka Iratxe Garcia.
Jeszcze ostrzej wypowiedział się jej poprzednik, niemiecki europoseł S&D Udo Bullman. "Porozumienie Rady Europejskiej jest nie do zaakceptowania. Nie możemy pozwolić, żeby (wicepremier Włoch Matteo) Salvini, (premier Węgier Viktor) Orban i spółka doprowadzili system kandydatów wiodących do absurdu przez to, że Timmermans broni europejskich wartości" - napisał na Twitterze polityk.
"Zakulisowe porozumienie"
Również frakcja Zielonych ogłosiła, że odrzuca ustalenia Rady Europejskiej. "To wypracowane po kilku dniach rozmów zakulisowe porozumienie jest groteskowe i nie daje satysfakcji nikomu poza prowadzącymi gierki o władzę. Obywatele europejscy, którzy zapewnili tak wysoką frekwencję w wyborach europejskich i dali prawdziwy mandat do zmiany, nie zasługują na to" - oświadczyła wiceszefowa Zielonych Ska Keller.
Tusk zapowiedział, że jeszcze w czwartek będzie w Parlamencie Europejskim, by zrelacjonować przebieg szczytu i przekonywać do przyjęcia wynikających z niego ustaleń.
Szef Rady Europejskiej odrzucał też pojawiającą się wcześniej krytykę, że rozmowy nie były dobrze przygotowane i dlatego trwały tak długo. "Jeśli ludzie muszą pracować dzień i noc, to są niezadowoleni, bo każdy chciałby w jakimś momencie pójść spać" - zauważył. Dodał przy tym, że pięć lat temu proces wyłaniania liderów instytucji zajął trzy miesiące, a nie trzy dni.
Zdradzając kulisy szczytu podkreślał, że polska delegacja była konstruktywna w czasie rozmów, ale ani rząd w Warszawie, ani rządy innych krajów Grupy Wyszehradzkiej w czasie ostatnich trzech dni nie przedstawiały kandydatur na czołowe pozycje. "To bardzo ułatwiło procedowanie, bo kandydatów było bardzo wielu na różne stanowiska. Łatwiej się pracuje, gdy ta pula jest trochę mniejsza" - podsumowywał.
Skomentuj artykuł