Ukraina będzie musiała zmienić konstytucję?

(fot. EPA/ROBERT GHEMENT EPA/FILIP SINGER)
PAP / slo

Niedzielne wybory prezydenckie są oceniane jako pierwszy krok do ustabilizowania sytuacji na Ukrainie. Nie doszło przed nimi do reformy konstytucji precyzującej m.in. uprawnienia szefa państwa.

Spory o jego władzę w przeszłości paraliżowały ukraińską politykę.

Pod koniec lutego na Ukrainie przywrócono konstytucję z 2004 roku, która przewidywała parlamentarno-prezydencki system rządów. Parlament głosował w tej sprawie dwukrotnie: 21 lutego - ale wówczas ustawy nie podpisał ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz - i po odsunięciu Janukowycza od władzy 22 lutego.

Według postanowień konstytucji z 2004 roku prezydent przedstawia parlamentowi kandydata na premiera wskazanego przez większość parlamentarną oraz kandydatów na ministrów spraw zagranicznych i obrony. Szef państwa zwraca się też z wnioskiem do parlamentu o powołanie i odwołanie szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Może zawiesić moc aktów rządu ze względu na ich sprzeczność z konstytucją i skierować je do rozpatrzenia przez Sąd Konstytucyjny.

W połowie maja opiniotwórczy tygodnik "Dzerkało Tyżnia" dotarł do propozycji zmian w konstytucji. Przewidują one znaczne rozszerzenie praw i pełnomocnictw parlamentu i rządu kosztem uprawnień prezydenta.

Zgodnie z propozycjami parlament miałby zyskać prawo do "przedterminowego pozbawienia pełnomocnictw prezydenta". Prezydent miałby też utracić prawo do przedstawiania ministrów spraw zagranicznych i obrony - odtąd premier miałby przedstawiać cały skład rządu do zatwierdzenia parlamentowi. Szef państwa traciłby też prawo do nominowania sędziów.

Ułatwiona zostałaby procedura odsunięcia prezydenta od władzy. Dotąd można było to zrobić, gdyby dopuścił się on zdrady państwa lub innego przestępstwa.

Według proponowanych zmian do impeachmentu wystarczyłoby tylko "zaistnienie znamion przestępstwa". Do rozpoczęcia procedury pozbawienia prezydenta władzy wystarczyłoby tylko 150 głosów (wcześniej 226; parlament Ukrainy liczy 450 miejsc), dla ostatecznej decyzji potrzebnych byłoby 300 głosów (wcześniej - 338). Nie byłoby również potrzebne potwierdzenie przez Sąd Najwyższy zaistnienia znamion przestępstwa w działaniach szefa państwa.

Samemu prezydentowi - jak pisze "Dzerkało Tyżnia" - pozostawiono by tylko jeden formalny powód do przedterminowego rozwiązania parlamentu - w sytuacji, gdyby w ciągu 60 dni nie wyłonił składu rządu.

Tygodnik zauważał zarazem, że proponowane zmiany rekompensują prezydentowi osłabienie go względem rządu i parlamentu przewidując powoływanie w regionach "przedstawicielstw państwa", zwanych prefekturami. Miałyby one "koordynować działalność terytorialnych organów władzy wykonawczej", dysponowałyby też "innymi pełnomocnictwami".

Proponowane zmiany nie są jednak całościowym projektem konstytucji, nie jest nawet jasne - jak zauważa "Dzerkało Tyżnia" - kto jest ich autorem.

Kwestia kompetencji głowy państwa powracała w kryzysowych momentach ukraińskiej polityki. Wspomniana konstytucja z 2004 roku powstawała pod koniec rządów prezydenta Leonida Kuczmy. Była nowelizacją ustawy zasadniczej z 1996 roku i przewidywała odejście od prezydenckiego systemu rządów. Po pomarańczowej rewolucji Kuczma zmierzał bowiem do osłabienia pozycji nowego szefa państwa.

Zmiany ograniczające władzę prezydenta wówczas przyjęto. Jednak, jak pisał w 2010 roku ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Tadeusz A. Olszański, okazały się one dysfunkcyjne. W latach 2005-2009, w warunkach ostrej rywalizacji między ośrodkami władzy rozregulowały one współpracę centralnych organów państwa.

Kiedy w 2010 roku do władzy doszedł Wiktor Janukowycz, doprowadził do uchylenia ustawy z 2004 roku i przywrócił system prezydencki w oparciu o konstytucję z 1996 roku. Wkrótce potem skoncentrował w swych rękach władzę, jakiej dotąd nie miał żaden prezydent Ukrainy. Stąd postulaty powrotu do konstytucji z 2004 roku i ograniczenie kompetencji prezydenta na rzecz parlamentu, z jakimi występowała podczas ostatnich protestów opozycja przeciw Janukowyczowi.

Kolejnym prezydentem Ukrainy będzie - jeśli potwierdzą się sondaże - biznesmen i były szef MSZ Petro Poroszenko. Na trzy dni przed wyborami ocenił on, że reforma konstytucji nie będzie możliwa przed wyborami prezydenckimi i przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi. Według niego nie będzie w obecnym parlamencie niezbędnej większości konstytucyjnej.

Poroszenko ocenił jako "oczywiste", że na Ukrainie powinien rządzić prezydent o kompetencjach określonych w konstytucji z 2004 roku. Dodał jednak, że główną kwestią w reformie konstytucji będzie nie rozkład kompetencji pomiędzy prezydentem, rządem a parlamentem, a decentralizacja władzy. Zapowiedział, że przyszły prezydent będzie "brał aktywny udział w formowaniu reformy konstytucyjnej".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ukraina będzie musiała zmienić konstytucję?
Komentarze (1)
MR
Maciej Roszkowski
24 maja 2014, 18:06
Ukraina będzie musiała zmienić bardzo wiele przy trwającej już militarnej  agresji ze strony Rosji i obojetności "wolnego świata".