Wchodził tylnymi drzwiami na Downing Street

(fot. EPA/PRESS ASSOCIATION UK)
PAP / drr

Szef koncernu mediów News Corp. 80-letni Rupert Murdoch przyznał we wtorek podczas przesłuchania w Izbie Gmin w sprawie afery podsłuchowej, że bywał częstym gościem w oficjalnej rezydencji premierów na Downing Street i spotykał się tam z Tonym Blairem, Gordonem Brownem i Davidem Cameronem.

Występując przed parlamentarną komisją śledczą ds. kultury, mediów i sportu powiedział, że odwiedzając Gordona Browna został poproszony o korzystanie z tylnych drzwi i zastosował się do tego życzenia.

- Taka jest demokracja. Magnaci prasowi idą do siedziby premiera kuchennymi schodami, podczas gdy skromne głowy państw muszą wchodzić frontowym wejściem - zauważył ironicznie jeden z członków komisji.

Obecny premier David Cameron zaprosił Murdocha na Downing Street w ub. r., wkrótce po zwycięstwie wyborczym, by podziękować mu za polityczne poparcie w kampanii.

Z okresu, gdy premierem był Tony Blair, Murdoch pamięta, że rozmawiał z nim na temat Unii Europejskiej.

Najbardziej zażyła przyjaźń łączyła go z Gordonem Brownem (2007-10). Podziwiał go za wyznawane wartości i jest mu przykro, że już nie są przyjaciółmi. Zażyłe stosunki łączyły także ich dzieci i żony.

Prasowy magnat zapewnił, że żadnej politycznej partii nigdy nie obiecywał poparcia swoich gazet. Gdy przerzucił się z laburzystów Gordona Browna na konserwatystów Davida Camerona stracił 200 tys. czytelników - mówił.

Rupert Murdoch przyznał, że jego korporacja nie wszczęła dochodzenia, gdy w 2003 r. ówczesna redaktorka naczelna "News of the World" ("NotW") Rebekah Brooks przyznała przed jedną z komisji parlamentarnych, że gazeta płaci policjantom za informacje (Brooks tłumaczyła później, że miała na myśli ogólną percepcję, a nie konkretne przypadki - PAP).

Pomagając sobie gestykulacją ręki dodał przy tym, że "NotW" to zaledwie 1 proc. ogółu jego biznesu zatrudniającego w świecie 53 tys. ludzi. - To operacja tak mała, że mogła ujść mojej uwadze - stwierdził. Gazeta już nie wychodzi.

Murdoch dodał, że ufał ludziom, na których się opierał. Nie wyklucza jednak, że mógł nie być informowany o niektórych sprawach, a nawet wprowadzony w błąd.

Nigdy nie poinformowano go o rekompensacie dla ofiary hakerów "NotW" Gordona Taylora - prezesa Związku Piłki Nożnej, w wys. 600 tys. funtów, ani o odszkodowaniu dla guru od PR, Maksa Clifforda. W obu przypadkach chodziło o to, by sprawy te nie trafiły na sądową wokandę.

Nie wiedział też, że jego koncern zapłacił koszty adwokackie skazanych w styczniu 2007 r. w związku z aferą podsłuchową reportera "NotW" Clive'a Goodmana i prywatnego detektywa Glenna Mulcaire'a.

Wypowiadając się o sposobach zdobywania doniesień prasowych, które naruszają prawo ludzi do prywatności, magnat prasowy argumentował, że "w społeczeństwie wyczulonym na punkcie przejrzystości nikt nie może oczekiwać całkowitej prywatności. Dziennikarstwo śledcze prowadzi do bardziej otwartego społeczeństwa".

Rupert Murdoch nie zamierza ustąpić ze stanowiska, ponieważ sądzi, że jest najlepszą osobą do uporządkowania spraw w jego imperium medialnym. Zagroził, że konsekwencje wyciągnie wobec tych, co go zawiedli.

Składający wyjaśnienia wraz z nim 38-letni syn James - prezes i dyrektor generalny News International, wydawniczej części koncernu News Corp. - pytany o to, dlaczego wcześniej nie zareagował ws. afery podsłuchowej, odparł że pełen obraz sytuacji wyłonił się dopiero z powództw, z którymi wystąpili podsłuchiwani celebryci przeciwko "NotW" z końcem 2010 r.

Płatności dla Taylora i Clifforda James Murdoch uznał za słuszne, ponieważ w przypadku rozprawy sądowej, orzeczenie byłoby po ich myśli. W swoich wypowiedziach posługiwał się określeniem "przechwytywanie" wiadomości ze skrzynek głosowych, zamiast "zakładanie podsłuchów".

Opłaceniem kosztów prawnych Goodmana i Mulcaire'a miał być sam zaskoczony.

W ocenie komentatorów Rupert Murdoch nie wziął na siebie odpowiedzialności za aferę podsłuchową, o czym świadczy to, że często posługiwał się zwrotem "ludzie, którym ufałem", bądź "ci, na których polegałem".

W ocenie Paula Masona z BBC przesłuchanie Murdochów ojca i syna nie dostarczyło odpowiedzi na dwa najważniejsze pytania: co James Murdoch wiedział i kiedy, a także, w jaki sposób koncern rozliczył płatności na rzecz Goodmana, Mulcaire'a, Taylora i Clifforda. Decyzja w tej drugiej sprawie musiała zapaść na szczeblu wyższym niż redaktor naczelny tytułu prasowego.

"Ktoś w tak dużej korporacji opłacił koszty prawne na sumę kilkuset tysięcy funtów i nikt nie wie kto. W takim razie musiała to być sprzątaczka" - żartował satyryk Mark Steel.

W czasie składania wyjaśnień przez Murdochów mężczyzna, według telewizji Sky komik Jonny Marbles, krzycząc "greedy" (chciwiec) rzucił się na Ruperta Murdocha, by oblać go pianą do golenia z papierowego talerza, ale siedząca z tyłu trzecia z kolei żona Ruperta Murdocha - Wendi Deng wyrwała mu talerz. Przesłuchania na krótko wstrzymano.

"Heroiczna obrończyni dogasającego, starzejącego się geniusza" - skomentował interwencję Wendi Deng Jonathan Snow z Channel 4. "Hakerka Wendi Deng przechwyciła spienioną wiadomość" - ironizował Michael Crick z BBC.

"Rupert Murdoch walczy o swą spuściznę, a James Murdoch o swą przyszłość" - napisał na swym portalu "Wall Street Journal" - również gazeta należąca do News Corp.

Były redaktor naczelny "Sunday Timesa" Andrew Neil zauważył, że po zeznaniach Murdocha akcje News Corp. zwyżkowały o 5,3 proc., co zwiększyło rynkową wycenę koncernu o ok. 2 mld USD. Pyta w związku z tym, "czy inwestorzy byli pod wielkim

pozytywnym wrażeniem jego występu, czy też był on tak fatalny, że cieszą się, iż będzie musiał ustąpić"?

Robert Peston z BBC stwierdził, że "Murdoch został posiniaczony, ale nie złamany".

Próbę oblania Murdocha pianką do golenia uznano za farsę, a z punktu widzenia PR - za plus dla Ruperta Murdocha

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wchodził tylnymi drzwiami na Downing Street
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.