Węgry: jeśli wyjeżdżasz, zapłać za studia
1 września na Węgrzech wchodzi w życie nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, która nakazuje absolwentom uczelni publicznych podejmującym pracę za granicą zwrócić część kosztów edukacji lub odpracować w kraju dwukrotność trwania studiów w ciągu 20 lat od ich ukończenia.
Jeśli osoba wykształcona na Węgrzech wyjedzie po studiach za granicę, będzie musiała pokryć połowę kosztów kształcenia. W przypadku studiów medycznych za każdy rok nauki trzeba zwrócić około miliona forintów, tj. ponad 3300 euro.
Ustawa przewiduje również, że czas studiów można będzie przedłużać maksymalnie o 50 proc.
Zmniejszona będzie liczba miejsc na państwowych uczelniach wyższych. 40-procentowe cięcia objęły przede wszystkim kierunki humanistyczne, ekonomię i prawo. O ile w 2011 roku rząd finansował studia 800 przyszłych prawników, w bieżącym roku jedynie 100. Rząd argumentuje, że węgierski rynek pracy potrzebuje specjalistów po kierunkach politechnicznych, a nie humanistycznych.
Ustawa przeszła w parlamencie, zdominowanym przez rządzący prawicowy Fidesz, w lutym 2012 roku. Na nic zdały się wtedy protesty studentów przed gmachem ministerstwa oświaty. Demonstracje organizowała studencka organizacja HOOK przy poparciu Europejskiej Unii Studentów. Manifestanci przynieśli ze sobą transparenty z napisami "Nie jesteśmy niewolnikami. Żądamy pracy, a nie represyjnych ustaw!".
Przedstawiciele 400 tysięcy węgierskich studentów i nauczycieli zaskarżyli ustawę w Komisji Europejskiej, uznając, że jest sprzeczna z zasadą wolnego przepływu pracowników zapisaną w Traktacie Lizbońskim. Decyzja jeszcze nie zapadła.
Natomiast węgierski Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nowelizacja ustawy jest sprzeczna z zagwarantowaną w konstytucji wolnością przemieszczania się i zatrudniania.
Studenci ostrzegają, że jeśli rząd nie wycofa się z kontrowersyjnej nowelizacji, rozpoczną studia w innych krajach UE. Ze statystyk wynika, że w roku 2012 liczba studentów na Węgrzech spadła o około jedną trzecią (109 tysięcy w porównaniu ze 132 tysiącami w roku 2011).
Skomentuj artykuł