W specjalnym wystąpieniu w Londynie po czwartkowym szczycie UE May odpowiedziała na krytykę przywódców Wspólnoty, którzy podczas spotkania w Salzburgu odrzucili przedstawiony przez Brytyjczyków tzw. plan z Chequers. Uznali go za potencjalne zagrożenie dla wspólnego rynku UE.
"Na tym późnym etapie negocjacji jest nieakceptowalne, aby po prostu odrzucić propozycje drugiej strony bez szczegółowych wyjaśnień. (...) Przez cały proces traktowałam Unię Europejską wyłącznie z szacunkiem. Wielka Brytania oczekuje tego samego - i od tego zależą nasze dobre relacje na końcu negocjacji" - powiedziała, oceniając obecną sytuację jako "impas".
May tłumaczyła jednocześnie, że oba proponowane przez Unię Europejską modele przyszłej współpracy gospodarczej są nie do przyjęcia dla Londynu.
Jak argumentowała, zachowanie członkostwa w Europejskim Obszarze Gospodarczym i unii celnej wraz z koniecznością utrzymania "niekontrolowanej migracji" w ramach swobody przepływu osób i realizowania unijnego prawodawstwa bez jednoczesnego wpływu na jego powstawanie byłoby "kpiną z referendum" przeprowadzonego dwa lata temu.
Z kolei alternatywne wypracowanie jedynie podstawowego porozumienia o wolnym handlu doprowadziłoby do powrotu kontroli granicznych między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Także - zgodnie z zapisanym mechanizmem tzw. rozwiązania awaryjnego (backstop) - wymagałoby pozostania Irlandii Północnej w unii celnej i części wspólnego rynku, co doprowadziłoby do podziału Zjednoczonego Królestwa pod względem regulacji.
"To coś, na co ja i - moim zdaniem - żaden brytyjski premier nigdy się nie zgodzi. Jeśli Unia Europejska wierzy, że tak się stanie to popełnia fundamentalny błąd" - tłumaczyła May.
Powtórzyła, że Wielka Brytania jest gotowa do opuszczenia Unii Europejskiej bez porozumienia ws. warunków wyjścia i przyszłych relacji. Tłumaczyła, że "każda umowa, która nie szanuje wyniku referendum lub efektywnie dzieli nasz kraj, jest zła" i przypominała, że "zawsze powtarzała: brak porozumienia jest lepszy niż złe porozumienie".
Jednocześnie jednak May złożyła deklarację, że ok. 3,3 mln obywateli państw UE żyjących w Wielkiej Brytanii, w tym milion Polaków, zachowa swoje prawa nawet w razie wyjścia jej kraju ze Wspólnoty bez porozumienia dotyczącego dalszych relacji z Unią.
To pierwszy raz, kiedy premier potwierdziła, że prawa obywateli UE będą zagwarantowane niezależnie od negocjacji. Dotychczas przedstawiciele rządu powtarzali, że chcą, aby obywatele UE mogli pozostać w kraju, ale powstanie jakichkolwiek gwarancji prawnych było zależne od wyniku rozmów ws. umowy wyjścia ze Wspólnoty.
"W Wielkiej Brytanii mieszkają ponad trzy miliony obywateli UE, którzy w zrozumiały sposób będą zaniepokojeni tym, co wynik wczorajszego szczytu oznacza dla ich przyszłości. Chcę jasno powiedzieć, że nawet w razie braku porozumienia wasze prawa będą zachowane. Jesteście naszymi przyjaciółmi, naszymi sąsiadami, naszymi współpracownikami i chcemy, żebyście zostali" - powiedziała szefowa rządu.
Zapowiedź May zdaniem obserwatorów wywrze nacisk na Unię Europejską, aby odpowiedzieć podobną obietnicą dla około miliona Brytyjczyków mieszkających w krajach Wspólnoty, w tym ok. 5-7 tys. Brytyjczyków w Polsce.
Szefowa czołowej polskiej organizacji zajmującej się wsparciem dla Polaków w Wielkiej Brytanii East European Resource Centre Barbara Drozdowicz powiedziała w rozmowie z PAP, że decyzja premier to "krok w bardzo dobrą stronę". "Dotychczas przyszłość obywateli UE po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE zależała od wyniku procesu politycznego, a dzisiejszą deklaracją premier Theresa May sugeruje, że podstawowe prawa będą zagwarantowane niezależnie od wyniku negocjacji. Powinniśmy jednak poczekać na szczegółowe informacje o tym, które dokładnie prawa są zabezpieczone, bo być może nie wszystkie, np. dotyczące łączenia rodzin" - zastrzegła.
Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z Unii Europejskiej 29 marca 2017 roku i powinna opuścić Wspólnotę 29 marca 2019 roku.
Skomentuj artykuł