Za 2 lata skończy się wojna w Afganistanie...
Przywódcy Zachodu postanowili, że jeszcze tylko przez dwa lata będą walczyć w afgańskiej wojnie. Potem Afgańczycy będą musieli radzić sobie sami. Mimo ponawianych obietnic Zachód nie może się porozumieć w sprawie przyszłej pomocy Afganistanowi.
Na szczycie NATO w Chicago, przywódcy Zachodu postanowili, że z końcem 2014 roku wycofają z Afganistanu swoje wojska (ok. 150 tys. żołnierzy), ale już latem 2013 roku pospiesznie szkolona afgańska armia przejmie na siebie cały ciężar wojny. Zachodni żołnierze będą ją jedynie wspierać i ratować z ewentualnych opresji.
Prezydent USA Barack Obama powtarzał w Chicago litanię obietnic, że Zachód nigdy nie zapomni o Afganistanie, ale choć mówił o końcu wojny, to ani razu nie nazwał go zwycięskim. Odkąd objął w 2009 roku prezydenturę, Obama porzucił frazeologię swojego poprzednika George’a W. Busha, zapowiadającego ustanowienie w Afganistanie zachodniej demokracji. Według Obamy celem w Afganistanie jest tylko rozbicie Al-Kaidy i zapewnienie, że nigdy więcej nie rozpanoszy się ona pod Hindukuszem.
Aby do tego nie doszło, Obama chce, by po 2014 roku Zachód wciąż łożył na utrzymanie rządowej armii w Kabulu. Zachodni sojusznicy, zmagający się z gospodarczym kryzysem, przyklasnęli w Chicago pomysłowi, by wycofać się z Afganistanu w 2014 roku, a przestać walczyć już w roku 2013, ale nie przypadło im do gustu, by utrzymywać Afgańczyków.
Zachód chce do jesieni zbudować 350-tysięczną afgańską armię. Aby zaś zmniejszyć koszty jej utrzymania chce, by jak tylko Kabul pobije talibów (Zachodowi nie udało się tego dokonać w 10 lat) lub się z nimi dogada, afgańskie wojsko zostało zmniejszone do 200 tys. żołnierzy.
Wtedy utrzymanie afgańskiego wojska ma kosztować ponad 4 mld dolarów rocznie przez następne 10 lat. Dwa miliardy dolarów chcą dać Amerykanie. Afganistan obiecuje, że od 2015 roku będzie go stać, by łożyć na własne wojsko 0,5 mld rocznie. Resztę powinni wziąć na siebie Zachód i wszelcy inni przyjaciele Ameryki.
Obama liczył, że podzieli się kosztami już w Chicago. Płacić 100-120 mln dolarów rocznie obiecali mu jednak tylko Brytyjczycy (Amerykanie liczyli, że dadzą dwa razy więcej), Kanadyjczycy, Australijczycy i Włosi. 200 milionów obiecali Niemcy, po 20 mln - Turcja, Austria i Pakistan. Czterdziestu milionów oczekują Amerykanie od Szwedów, dwudziestu - od Finów. Ze zrzutki wyłączono Grecję bankrutkę.
Polska, od której Amerykanie też oczekiwali 20 mln dolarów rocznie, nie pali się do płacenia. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przekonuje, że koszty utrzymania afgańskiego wojska powinny wziąć na siebie państwa, które nie posłały wojsk na afgańską wojnę, a przede wszystkim bogaci sąsiedzi Afganistanu, Chiny, Indie i Rosja, żywotnie zainteresowane, by nie zagrażał ich bezpieczeństwu.
Mimo rytualnych zapewnień o jedności, Zachodowi nie udało się w Chicago podzielić afgańskimi kosztami, ale nawet porozumieć w sprawie wspólnego wycofania z Afganistanu. Prezydent Francji Francois Hollande, który walcząc o prezydenturę obiecywał, że już do końca 2012 roku wycofa z Afganistanu 3,5 tys. francuskich żołnierzy, w Chicago nie dał się przekonać sojusznikom do zmiany decyzji. - Francji nie wiąże to, co robią Niemcy czy inne państwa - odparł Hollande. Amerykanie domagają się od Francuzów, by w związku z planowanym wycofaniem żołnierzy zapłacili przynajmniej ponad 250 mln dolarów rocznej składki na afgańskie wojsko. Ale i tego Hollande nie obiecał.
Nazajutrz po tym, jak sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen zapewniał, że sojusznicy nie będą brali przykładu z Paryża, Nowa Zelandia ogłosiła, że nie będzie czekała z ewakuacją swoich 150 żołnierzy do 2014 roku lecz wycofa ich już za rok.
W Chicago nie spełniło się też polityczne marzenie Obamy, by na szczycie NATO zakomunikować o sukcesach w pokojowych rozmowach z talibami. Co gorsza, okazało się, że targować trzeba się nie z talibami, lecz najważniejszym sojusznikiem - Pakistanem.
Amerykanie liczyli, że w podzięce za zaproszenie do Chicago, prezydent Asif Ali Zardari nakaże otwarcie zamkniętych dla Zachodu od listopada pakistańskich szlaków transportowych dla karawan z zaopatrzeniem zachodnich wojsk w Afganistanie. Pakistan zamknął je, gdy Amerykanie przez pomyłkę ostrzelali dwa pakistańskie posterunki na granicy z Afganistanem i zabili ponad 20 pakistańskich żołnierzy.
Zardari nie otworzył jednak dróg, a bez taniego i szybkiego transportu przez Pakistan, ewakuacja zachodnich wojsk z Afganistanu przerodzi się w koszmar. Pakistańczycy próbują zaś szachować Zachód i przelicytowują się w wysokości myta za przejazd przez ich kraj. Do tej pory Zachód płacił im 250 dolarów od ciężarówki (codziennie pakistańskimi drogami do Afganistanu przejeżdżało ich po pół tysiąca). Teraz Pakistańczycy domagają się nawet 5 tys. dolarów od samochodu.
Skomentuj artykuł