Relacje białoruskiego satrapy z Rosją nie są do końca jasne. Polska i UE stawiały na jego uniezależnienie się, ale wiadomo i tak, że jego pozycja w dużej mierze zależy od wschodniego sąsiada.
Unia jest szczególnie wyczulona na problem mniejszości. Traktat lizboński miał stworzyć wspólną unijną dyplomację, mamy już wysokiego przedstawiciela od międzynarodowej polityki. Brak zdecydowanej reakcji Unii na ekscesy Łukaszenki oznaczać będzie, że Rosja może sobie bezkarnie pozwolić na znacznie więcej. A ostrzejsza reakcja Brukseli nie kosztuje jej nic. Zresztą i Łukaszenko bez specjalnego uszczerbku może się wycofać ze swojego obecnego stanowiska.
Umiejętność gry innymi quasiniezależnymi państwami to stara i dobrze opanowana metoda rosyjskiej polityki. Ostatnio mogliśmy obserwować ją w odniesieniu do Gruzji, kiedy to drogę agresji rosyjskiej przygotowały stworzone przez nią pseudopaństewka: Abchazja i Osetia Południowa.
Możemy być pewni, że w przyszłości jeszcze nieraz swoje naciski na Polskę Rosja będzie usiłowała realizować za pośrednictwem państw trzecich, tak jak Białoruś, a jeśli sytuacja rozwinie się wobec nas niekorzystnie – Ukrainy.
Hipoteza, którą przedstawiłem, nie musi być prawdziwa. Natomiast tak czy siak reakcja UE na działania Białorusi jest testem, którego wynik jest uważnie obserwowany przez Moskwę. Brak radykalnych posunięć Unii to fatalny dla nas prognostyk. Powinniśmy zrobić wszystko, aby tak się nie stało. Równocześnie jednak naszą odpowiedzią na działania Łukaszenki powinna być zwiększona pomoc dla białoruskich sił demokratycznych. Inwestycja w nadające z terenu Polski wolne białoruskie media oraz naukowe i kulturalne ośrodki to optymalne z naszej strony działania wobec reżimu Łukaszenki.
Skomentuj artykuł