Zabobon patriotyzmu?
Mówi się nam, iż państwo jest niezbędne, że bez państwa człowiek nie byłby w stanie stworzyć potrzebnych organizacji społecznych, że bez państwa ryzykowalibyśmy podbicie przez sąsiednie narody, że bez niego nie byłoby ucieczki od przemocy i agresji niegodziwców - pisał Lew Tołstoj prawie 120 lat temu (1893) nazywając patriotyzm zabobonem mającym zmusić ludzi do wyimaginowanego obowiązku posłuszeństwa państwu i płacenia podatków.
Gdzie są ci niegodziwcy przed którymi ma nas bronić państwo? - pyta Tołstoj. Może istnieli trzysta, czterysta lat temu, kiedy człowiek uważał za bohaterstwo zabijanie swoich bliźnich. W obecnych czasach nie ma takich ludzi. Wszyscy wyznają te same zasady filantropii i wzajemnej sympatii, i wszyscy pragną tego samego - możliwości spokojnego życia.
Tyle Tołstoj w swojej książce "Królestwo Boże jest w was" okrzykniętej przez anarchistów niemalże programowym tekstem zapowiadającym świat bez granic, władzy i religii.
Patriotyzm państwowy czy lokalny?
A co mówią do nas dzisiaj, w Święto Niepodległości, warszawskie ulice? Tu dyskusja o patriotyzmie przybrała formę konfrontacji między zwolennikami świata bez granic i państw a zwolennikami silnej Polski dla Polaków. Która z tych wizji przeważy w najbliższym dziesięcioleciu? A może już niedługo będzie nam bliższy patriotyzm lokalny niż państwowy i słowo Kaszub, Ślązak, Poznaniak zabrzmi dumniej niż Wszechpolak?
W słonecznej Italii spotkałem wielu patriotów ale ich patriotyzm miał się nijak do państwa włoskiego. To byli zadeklarowani Sycylijczycy, Tyrolczycy, Napoletańczycy. Podobnie w Hiszpanii łatwiej znaleźć patriotę Baska niż patriotę półwyspu iberyjskiego. Hiszpańskiego patriotę można dostrzec jedynie na meczu piłki nożnej, gdy Hiszpania gra przeciwko włoskiej, błękitnej drużynie Azzurri, która też ma swoich patriotów. Taki kibolski patriotyzm, pobudzany za pomocą dzikich okrzyków i butelki piwa, wydaje się nawiązywać jedynie do historii zwycięstw na boisku a nie do historycznych bitew, w których ginęli obrońcy ojczyzny.
Potęga własnego narodu
Patriotyczne przesądy pobudza się za pomocą narodowych ceremoniałów, obchodów, pomników i parad organizowanych za pieniądze zabrane ludziom - pisze Tołstoj. I dalej czytamy w jego książce: "Rzeczy te popychają człowieka do wiary w wyłączną ważność własnego kraju oraz w potęgę własnego rządu i władców, i budzą w nim nieprzyjazne uczucia, a nawet nienawiść wobec innych narodów".
Dalej czytając rosyjskiego pisarza, wydawać by się mogło, że struktury państwa stają się z wieku na wiek coraz bardziej pazerne: "Kiedy w dawnych czasach człowiek słyszał, że dopóki nie podporządkuje się autorytetowi państwa, będzie mu groziła agresja niegodziwych ludzi, wewnętrzni i zewnętrzni wrogowie, oraz będzie musiał osobiście walczyć, ryzykując życie, dlatego też w jego interesie leży poddanie się pewnym niewygodom, aby być wolnym od tych nieszczęść - kiedy człowiek o tym słyszał, mógł kiedyś w to wierzyć, ponieważ ustępstwa na rzecz państwa były jedynie drobną ofiarą i dawały mu nadzieję na spokojne życie (…). W obecnych czasach, kiedy ofiary te zwiększyły się wielokrotnie, a obiecanych korzyści nie widać, każdy człowiek naturalnie zaczyna myśleć, że podporządkowanie się państwu jest całkowicie bezużyteczne".
Lennon i wszechpatrioci
Coraz więcej osób, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, kibicuje poglądom Tołstoja, który uważa, że człowiek jest zdolny do radzenia sobie bez rządu i mógłby sam organizować społeczeństwo, a państwo "raczej przeszkadza niż pomaga". Granice państwowe ograniczają wolność a "carskie ukazy" i buta urzędników spowalniają rozwój. Przemawia do nich romantyczna piosenka Johna Lennona: "Wyobraź sobie świat bez granic. To nie takie trudne przecież. Świat, w którym nie ma w imię czego zabijać".
Nie tak myślą "wszechpatrioci", dla których silny rząd jest gwarantem zdrowego społeczeństwa otoczonego murem, odgrodzonego od śpiewających ckliwe piosenki zamiast narodowe hymny, od myślących i wierzących inaczej, od moralnych degeneratów i dewiantów, prawdziwych niegodziwców naszych czasów, którzy zagrażają narodowi.
To te dwa spojrzenia na świat starły się w Święto Niepodległości na ulicach Warszawy. Czy jest w tym wszystkim złoty środek? Czym jest dziś wolny od zabobonów patriotyzm? Gdy z poświeceniem zaciskamy pasa, by państwo miało za co budować autostrady, jesteśmy patriotami czy naiwniakami? A może patriotą jest tylko ten, który tęskni za" romantycznym" zabijaniem w obronie granic? Nieliczni uważają, że przyszedł właśnie czas na patriotów, którzy w codziennych trudach nie od innych lecz od siebie wymagają najwięcej?
Skomentuj artykuł