Zamachy w Paryżu: na chłodno

(fot. Dominik Jarczewski OP)

Druga doba sprzyja systematycznemu zbieraniu myśli pogubionych w gonitwie emocji. Tymi paroma punktami chciałbym uporządkować nieco obraz sytuacji: odnieść się do pytań, które od Was dostałem oraz stonować nieco (jeśli to w ogóle możliwe) internetowe fantazje, które jedni snują a inni przekazują dalej, ślepo wierząc, że perspektywa 1,5 tysiąca kilometrów od Paryża daje właściwy ogląd sprawy.

- Nawiązując do tego, co powyżej, bardzo Wam dziękuję za wszelkie spontaniczne oznaki życzliwości. Część z Was miała znacznie szybszy refleks niż ja, bo zmęczony dość intensywnym tygodniem wyjątkowo wcześnie położyłem się spać i to z Waszych, rano odczytanych wiadomości dowiedziałem się, że coś się stało. Wyobrażam sobie niepokój tych, którzy musieli czekać kilka godzin w niepewności na mają odpowiedź.

- Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o wszelkich wyrazach solidarności i troski - nie tylko ze mną, ale i z narodem francuskim. Przekazałem tę wiadomość braciom i byli nią bardzo poruszeni. To jest dokładnie ta reakcja, która jest adekwatna na ten konkretnie moment. Nie tłumaczy się świeżej wdowie, że mąż za dużo palił, więc się doigrał i zmarł na raka. Kiedyś to było oczywiste. Dziś zdaje się, że samo pojęcie faux pas traci rację bytu - zawieszone pomiędzy poprawnością polityczną a szczerością wbrew człowiekowi.

- Sam jestem zdziwiony tym, co właśnie zamierzam napisać, ale bardzo dziękuję też za te wszystkie zdjęcia na facebooku pokolorowane w barwy francuskie. Nigdy takich rzeczy nie robiłem, wydawały mi się zbędne i pretensjonalne. Tym razem spontanicznie sam "się pomalowałem". Jaki w tym sens? - Tym, czego teraz tu, w Paryżu potrzebujemy, jest solidarność. Owszem, nikt nie wystrzela terrorystów ilością polubień i udostępnień, ale tym prostym gestem pokonujecie wroga na pierwszej linii naszych zmagań - strach. Później oczywiście przyjdzie czas na bardziej konkretną solidarność. Jednak ten moment też nie jest bez znaczenia.

- Ledwie pojawił się temat solidarności, już co niektórzy oburzeni zaczęli protestować: czemu solidaryzować się z Paryżem, skoro w tylu innych miejscach giną ludzie? Co z Bagdadem, Bejrutem, Kenią? - Muszę przyznać, że przeraża mnie perspektywa "ważenia trupów": każdy jeden to o jeden za dużo. Dlatego już od dawna codziennie rano na mszy modlimy się z siostrami nie tylko za prześladowanych chrześcijan, ale i za wszystkie ofiary wojen i przemocy. Kiedy nadchodzi wiadomość o konkretnym miejscu, wypadku - wymieniamy go z nazwy. Módlcie się, piszcie, apelujcie w imię wszystkich ofiar - ale nie licytujcie się, proszę, nimi, nie przeciwstawiajcie ich sobie - to potworne, nieludzkie ważyć wartość ludzi - szczególnie, gdy są dla nas anonimowi.

(fot. Dominik Jarczewski OP)

- Czy czuję się bezpieczny? Tak. Myślę, że nie tylko się czuję, ale i jestem. Widziałem komentarze, że nawet Francja nie potrafi zabezpieczyć swoich obywateli… To zdanie sugeruje coś więcej, niż dyktowałaby sprawiedliwość. Od styczniowego zamachu (i na długo przed nim) służby specjalne, wywiad, policja, wojsko uniknęły niezliczonej ilości potencjalnych ataków. Takich wypadków nie podaje się z zasady do publicznej wiadomości, żeby nie odkrywać przed przeciwnikiem swoich kart i nie siać w społeczeństwie paniki. Informacje o niektórych z nich przedostały się do francuskiej prasy, ale do polskiej, z tego co wiem, wcale. Zatem w imię sprawiedliwości chciałbym oddać hołd tym wszystkim nie tylko dzielnym, ale i inteligentnym ludziom, dzięki którym tyle razy udało się uniknąć przelania krwi. Zmagają się z wyzwaniem na granicy niemożliwości. I w zdecydowanej ilości wypadków wygrywają.

- Oddałem sprawiedliwość służbom prewencyjnym, ale nie sposób pominąć tu organizacji kryzysowej. Jestem naprawdę pod wrażeniem tego, że w zasadzie nic chyba nie jest w stanie zaskoczyć służb publicznych. Każdy scenariusz mają dokładnie opracowany. Każdy wie, co, gdzie i jak robić. Co zamknąć, co otworzyć. Do tego precyzja informacji, jakie docierają do mieszkańców i turystów. Duży w tym udział prasy, która nie tylko na bieżąco informuje o rozwoju wypadków i je komentuje, ale uruchomiła kanały, dzięki którym można prosić o weryfikację zasłyszanych plotek. W ostatnich dniach moim prywatnym "ochroniarzem" był twitter w telefonie, dzięki któremu mogłem śledzić aktualną sytuację i planować konieczne przemieszczanie się po mieście.

- W sprawie plotek też się należy słów kilka. Szczególnie w pierwszej dobie było ich co niemiara. Spokój i organizacja, które skrupulatnie zabezpieczały władze i media, omal nie runęły za sprawą fałszywych informacji wypuszczanych do sieci przez ludzi, którym, zdaje się, amputowano spory kawał rozumu. Ataków miano dokonać i w dzielnicy Hal, i na Trocadero, i na placu Republiki. Kolejne informacje dotyczyć miały identyfikacji i powiązań zamachowców, nowych ofiar oraz domniemanych reakcji władz. Prasa na bieżąco sprawdzała i dementowała te rewelacje, co nie przeszkodziło temu, że część poszybowała dalej i dotarła nad Wisłę. Stąd wielka prośba (niby oczywista): o ile możecie, sprawdzajcie źródła informacji, które przekazujecie dalej. W dobie internetu to nie jest aż tak trudne. A może komuś oszczędzić zawał serca.

(fot. Dominik Jarczewski OP)

W niedzielę po południu wybrałem się na moją małą, osobistą pielgrzymkę z różańcem.

Stacja pierwsza: szpital Pitié-Salpêtrière - jeden z tych, które przyjęły rannych. Stan wielu z nich wciąż na granicy życia i śmierci. Wypowiedzi lekarzy sprowadzają do pionu - to jest chirurgia wojenna.

Stacja druga: Bataclan. Tłum ludzi otacza barierki wokół sali koncertowej. Nikt się nie pcha. Każdy spokojnie czeka na swoją kolej, by złożyć kwiaty, zapalić świeczkę, postać chwilę w ciszy. Potem usuwa się, by dać miejsce innym. Słychać wiele różnych języków. Cała paleta karnacji. Starsza pani w chuście z przejęciem i łzami tłumaczy sąsiadom: Zabójstwo jest potwornym złem - i u chrześcijan, i u muzułmanów, u niewierzących i u żydów. Zawsze. Bez względu na kulturę, religię, kolor skóry.

(fot. Dominik Jarczewski OP)

Stacja trzecia: Plac Republiki. Ludzie gromadzą się spontanicznie i przyswajają sobie tę przestrzeń. Na pomniku wiesza się manifesty i flagi. Na płytach brukowych można kredą wypisać parę słów od siebie. Pod graffiti z dewizą Paryża "kołysze się, ale nie tonie" jest miejsce na świeczki. W końcu w rogu placu ludzie gromadzą się by śpiewać - najczęściej Marsyliankę. W pewnym momencie ludzie wiwatują. Ogorzały młodzieniec wdrapał się na pomnik i zawiesił flagę narodową. Chwilę później zatrzymują go służby porządkowe. Ludzie krzyczą: Zostawcie go! Zostawiają.

Stacja czwarta: Plac przed Notre Dame. Za kilkadziesiąt minut rozlegną się dzwony, a po nich narodowa msza żałobna, z udziałem władz państwowych. Wokół mnóstwo policji. Tłumy czekają na wejście do środka. Wśród moich sąsiadów słyszę słowa: "Każdy, kogo znam, albo stracił kogoś bliskiego, albo zna kogoś, kogo bliski zginął". Zdumiewające, że przeszło setka ofiar (czy kilka setek, jeśli liczyć rannych) tak powiązała ze sobą 2 miliony ludzi. Również jeden z moich współbraci stracił tej nocy siostrzeńca. Więc wedle powyższej zasady, ja również jestem do tej tragedii przywiązany.

*  *  *

O. Dominik Jarczewski OP - studiuje, pracuje i mieszka w Paryżu.

Tekst pochodzi z bloga o. Dominika Jarczewskiego OP.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zamachy w Paryżu: na chłodno
Komentarze (8)
WDR .
17 listopada 2015, 06:41
Ja też coś powiem na chłodno. Jak ktoś czyta nagłówki prasowe lub słucha wiadomości i tam mówią, że zamachami (mózgiem całej operacji) stał Belg, a następnie dowiaduje się, że Belg miał na imię Abdelhamid Abaaoud to czy nie pomyśli sobie, że ktoś chce z niego zrobić idiotę?
TK
Ter Ka
16 listopada 2015, 23:49
Jazmig - to że jeden z terrorystów znalazł sie wśród uchodźców a inny miał syryjski paszport, to niczego nie dowodzi oprócz tych własnie faktów. Gdyby państwa zachodnie tak rozumowały, nie udzieliłyby schronienia tysiącom Polaków w czasie czy po II w.św. Wierzy Pan, że nie znalazł sie wśród nich żaden przestępca? Bo ja nie. Nie udzielając pomocy uchodźcom, bojąc się ich, izolując ich od społeczeństwa (obozy) powodujemy tylko wzrost gniewu i frustracji, co czyni ich podatnymi na radykalne ideologie, czyli właśnie wychowujemy terrorystów. O to Panu chodzi? Bo oni do Europy przyjdą i tak i nie będzie to ich żaden spisek. Europa się wyludnia a oni sie mnożą. Świat to system naczyń połączonych, to nieuniknione. Nauczmy się współżyć  z "innymi". I jeszcze jedno: choć ksiądz (autor) przestrzega przed takimi ilościowymi licytacjami, to może jednak  komuś otworzy to oczy: w Syrii codziennie od 4.5 ostatnich ginie średnio 152 ludzi a 833 odnosi rany. Czyli Syria ma codziennie paryski 13 listopada!
TK
Ter Ka
16 listopada 2015, 23:28
Komentarze pod tym artykułem naprawdę źle wróżą Polsce i Europie. Panie Cezary, skoro Europa niewarta jest obrony, czemu nie wyjedzie Pan, np. do Syrii. Tam realizuje się zapewne własciwa koncepcja państwa. A może Korea Północna bardziej Panu odpowiada?
Cezary Żurek
17 listopada 2015, 16:59
ja chcę Europy, a nie Uni Europejskiej, w której mamy system totalitarny (oczywiście wyolbrzymiam) - Niemcy + Francja. Każdy szanujący się kraj widzi co się dzieje i co raz bardziei dystansuje się od dłuższego czasu od UE, jak np. Anglia, Węgry. Nie jestem ksenofobem i jestem za tym, żeby ludziom pomagać. Ale pomoc to nie znaczy bezmyślne wyciąganie ręki do każdego człowieka i podawanie mu wszystkiego na tacy, szczególnie gdy może uciąć łeb Tobie, Twojej rodzinie i całej Europie. Europa lewacka jest i tego nikt nie zaprzeczy. Narzucanie krajom słabszym i kazanie im płacić za błędy (tak Polska ma płacić za błędy pani Merkel) innych czy też narzucanie grzechu stoi w sprzeczności z Prawem Bożym, od którego odchodząc, co raz bardziej pogrążamy się w haosie, cierpieniu. To są wnioski, nie domysły. 
Cezary Żurek
16 listopada 2015, 22:43
nie rozumiem jednego: co wy tak bronicie tej lewackiej czy post-nazistowskiej europy, jej koncepcji jak dobrze widzimy tragicznych? wiem, że ten tekst nie odnosi się do tego bezpośredni, ale wpisuje się w ten nurt. chciałbym po prostu wiedzieć - dlaczego?  
Andrzej Ak
16 listopada 2015, 22:14
Po tym jak obiekt wojskowy w południowo-wschodniej Francji został obrabowany z blisko dwustu detonatorów, czterdziestu granatów i „sterty” plastiku (materiału wybuchowego) w lipcu, władze francuskiego wywiadu były w pełni świadome, że nie była to zwykła kradzież, ale coś znacznie bardziej złowieszczego. To, co jest łatwo rozpoznawalne w tym momencie to to, że władze francuskie miały wcześniej ostrzeżenie o nadchodzących atakach w Paryżu i były zupełnie niezdolne do zapobieżenia katastrofie. Przy obecnym wszechobecnym globalnym aparacie szpiegowania wydaje się to niemalże niemożliwe skoordynować taki atak na wielką skalę, z tak wieloma jednostkami zaangażowanymi, bez alarmowania władz wywiadowczych. Jeżeli całe wewnętrzne szpiegowanie mające miejsce ma właściwie chronić ludzi przed terroryzmem, jak rządy na całym globie twierdzą, dlaczego państwa nie mogą powstrzymać tego typu ataków? Opinia publiczna nieustannie jest zalewana propagandą rządową, aby wierzyć, że powszechna inwigilacja jest konieczna do udaremniania ataków terrorystycznych, lecz zapisy wydają się wskazywać na coś zupełnie przeciwnego. Jeśli to przypadek, to może powinniśmy rozważyć możliwość, że te programy inwigilacyjne nie są przeznaczone do chronienia nas, ale są po prostu kolejnymi środkami kontroli. Jay Syrmopoulos, 14. listopada 2015 Więcej na: http://wolna-polska.pl/wiadomosci/francuskie-i-niemieckie-sluzby-wywiadowcze-wiedzialy-o-nadchodzacych-atakach-w-paryzu-miesiac-temu-2015-11
jazmig jazmig
16 listopada 2015, 21:18
Uchodźca: [url]http://niezalezna.pl/72948-jednego-z-terrorystow-aresztowano-przed-zamachami-wypuszczono-bo-byl-uchodzca[/url]
D
deon
16 listopada 2015, 16:23
"Druga doba sprzyja systematycznemu zbieraniu myśli pogubionych w gonitwie emocji". O siedmiu kwestiach porządkujących obraz sytuacji - prosto z Paryża pisze Dominik Jarczewski OP. <a href="http://www.deon.pl/wiadomosci/komentarze-opinie/art,854,zamachy-w-paryzu-na-chlodno.html">więcej</a>